Ranek.
Codziennie budzi mnie suchość
w gardle jakby jeże znalazły przystań.
Brzask ciasno zapętla koronę rozczarowań
na głowie opadłe liście marzeń w gąszczu
nieprzespanych godzin. Ostatnio za dużo
rozmyślam.
Powiadają, że niedługo koniec świata.
Mój już skończył się.Wraz z obcięciem włosów
nie poznaję ciebie.
Nie wiem jak blisko jesteś i jak daleko.
Ile nieobecności jest w nas.
Poczekam, aż się przebudzisz.
Rankiem wyprostujesz drogi.
Włosy odrosną, znów zamieszkamy w sobie
dla siebie
pod jemiołą w najkrótszą noc
śnić będziemy o nieprzemijalności.
Położysz dłoń na mojej twarzy.
W aureoli jasnych skojarzeń
przeżyjemy ten koniec świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz