wtorek, 7 lutego 2017

alegoria




nie jestem poetą zimy sama jestem zimą
przetykaną anielskim włosem z moich choinek
nie potrafię chodzić po śniegu nago i boso
gdzie wiatr między palcami nabiera tchu
i lotem wyprzedza orszaki łabędzi

zimę zacznę traktować jako sztukę
z kaprysami białej Damy do oglądania
martwość jej natury to wszystkie pory roku
zamknięte w przeźroczystych pieśniach sopli
wyobcowana nawet w marzeniach o zieleni

hipochondrycznie powraca





strudzony dzień opada z sił
topi w znikającym błękicie chwile
nieskażonej ciszy
kropla wyrzeźbiona życiem
każdą rysą dloni rozbija tęczę
kobieto z dużymi oczami
strach jest za tobą
usiądź i patrz
na księżyc

dochodzenie





kiedy nie mogę dojść do siebie
na pytanie czego ci trzeba
boję się usłyszeć własną odpowiedź

wsiadam do ciemnej windy na wprost napisu
"Zakaz palenia"
i zapalam
deszcz meteorytów

wszystko co piękne dzieje się w nocy
spadają Perseidy
świetlisty zestaw znaków
do zadań zbyt trudnych by mogły przejść
życzeniami przez gardło
nie pytaj czego mi trzeba

otwieram usta i znajduję odpowiedź

- chodźmy zbierać to co tli się jeszcze
założę czerwony kapelusz
a ty choć

na chwilę będziesz poetą






powroty i wywroty



w powrotach zawsze staję na głowie
żeby odnaleźć siebie
w zgrzytach starej kuku-i łka
wahadło
zarośnięte żalem i dziegciem
gdzieniegdzie
rumianek na mięcie dziki dziurawiec
na schorzałą wątrobę
sam sobie
jesteś

panem sługą lekarzem i księdzem
nikt ci nie potrzebny
za nikim nie tęsknisz
perz rozkładasz dokoła

zaperzone słowa
zachwaszczają grządki
potraktuję je randapem
rozmiękną z czasem

wtedy ja zamienię wilczą skórę
na trzewiki bardziej ludzkie
wężowe
i zdepczę nimi szlak
wypalonych gwiazd
popiołem
posypię głowę

tymczasem
cisza w tobie rozwinie przestrzeń
i piekło rozpadnie się na tysiące
bladych manekinów
może nie pora jeszcze

na nas skurczonych
musimy przekroczyć
od nowa
częstuję herbatką

kapliczka przydrożna w Starych Trokach





kroplami deszczu naszkicuję
obraz duszy
drzwi dla Ciebie otworzę, Boże
byś mógł wejść

Smuga wiatru wymaluje
twój obraz w moich oczach
w palecie kolorów tęczy
dla Ciebie
stworzę swoją Miłość.







Odrestaurowane.W czasie wojny było to bardzo ciężkie więzienie .
Sowieci przetrzymywali tiu żołnierzy ARMII KRAJOWEJ.
Droga stąd była jedna....SYBIR!
ze wspomnien


Stąd wywieziono stryjka mojej babci.lat 50 na Sybir.Nie dojechał .Po kilkumiesięcznych przesłuchaniach zmarł w drodze.Nie wiemy co zrobili z ciałem zmarłego.Był legionistą ,walczył na kresach o POLSKĘ W 1920.Pomagał organizować Armię Krajową w Ejszyszkach pow.Lida,woj.Nowogródek.Aresztowano go po wyzwoleniu Wilna,po akcji odbicia więźniów,żołnierzy AK w Ejszyszkach.




na spotkaniu z zespołem z Syberii ,, Krakowiacy ,







walentynkowo


dziś cała pachnę słodką
rozkoszą z uśmiechem tobie ślę
zaproszenie
czekasz na gest mój czy może tylko
wystarczy jedno czułe spojrzenie
spieniona ufność mojej sukienki
rozgrzewa się pod twoim dotykiem
drażni muśnięciem całus maleńki

iskierki drżące na szyje
sypie
radosny uśmiech jednoczy
dłonie
pąsem się barwią niesforne
myśli
zwarci jak muszle całkiem
świadomie
w morskich bałwanach gasimy
zmysły

Artystom ziemi złocienieckiej



zesztukowani ludzie mogą
pokazać innym co dała natura
bo potrafią dostrzec moment

układania się drogi w kłębek
wędrówki światła po jeziorze
i rozmowy kaczek z kaczeńcami
wciskają w szczelne ramy

ulotne wrażenie i chmury
nasyceni mnogością barw
pachnący terpentyną zbierają
niedopowiedzenia rozcierając
na napiętym rozkładzie dnia

malują słowami pędzlami nićmi
tworzą koronkową rzeczywistość
mogliby błyszczeć jak biżuteria

rękotwórcy przestrzeni znanych
tylko im

Roksanie w rocznicą pierwszych urodzin – 29 grudzień 2005











piąstki ściskają kapotę wiatru
sprężynki nóg podążając za ważnym
zmiatają niedawny śnieg
zsunięty na brzeg słońca

w odwrotności do kroczków tupiących
z wielkim zaangażowaniem po płycie
chodnika zabrakło jakoś tak szybko
i zajączek nie dał się złapać

drży w piersiach grudka uczucia
zacieśnia się bliskość palców
przekornie do sytuacji tańczymy
choć płyta nie ta
a świat się śmieje buziami pierwiosnków

serce uczy się drżenia na nowo
a ręce sprawności





słońce praży niemiłosiernie,
kwiaty więdną,
ale Roksanka nie da im uschnąć
dzielnie walczy z suszą ,
chociaż konewka ciężka,
dzwiga dzielnie i leje wodę
i leje, jak babcia
w swoich wierszach



zmierzch nad drawskim - wiersze przyrodnicze



wakacje nad drawskim

Nad jeziorem drawskim


tu zobaczysz wody czyste
po nich słońce stąpa rano
zbiera rozpostarte chusty
mgły zmienione w pianę

z cichym brzękiem ważka modra
muśnie pianę utrzepaną
i za chwilę podmuch wiatru
lekko pogna w dal nieznaną

w białym puchu promień słońca
łabędź wciska w pierzy ciszę
a strącony pył złocisty
woda miękko rozkołysze

***

Proszę jedźmy tam najprędzej
zauroczy każda chwila
ciepło, spokój wchłonie serce
by pośpiechu rytm przetrzymać

o zmierzchu horyzont połyka krawędzie światła
kształty jeziornych duchów wduszone w wodę
przenikają na powierzchnię
śledzą spomiędzy rozchylonych wysp
każdy krok

MAŁY ANIOŁ NAWOŁUJE biale żagle
łabędzie z szumem podpływają
w głębinach dojrzewa cisza
stąpa sennie osiada na dnie
ścieżki nieskończonych szlaków
miękko porastają milczeniem

by narodzić o brzasku
z wrzaskiem ptasich treli

nie pchać się,


Czy jakby serca napełnić suche
Wodą miłości i zrozumienia
Czy jakby lód stopić podmuchem
Czystego , zdrowego sumienia.

Wznieść w niebo skrzydła dobroci
I spojrzeć z góry na świat i na ludzi
Mnożyć i dzielić szczerości krocie
Czy wtedy świat się z letargu zbudzi?


czy w ogóle tak trudzić się warto
żeby cokolwiek dla świata robić?
a może lepiej tak w ogóle
z zamknietymi oczami chodzić?:

I jak Tu nie pokochać przyrody

pokochaj wiatru podmuch
gdy pośród drzew szeleści,
dla nas nieustannie
snuje opowieści.

kochaj wszystko dookoła
nie omiń też niczego,
jednak najwięcej miłości
miej dla siebie samego.


ulewa

W ciepłym zmierzchu ulewa
w zapach lata otula przemoczoną srokę
szum faluje dudni burza
cichnie i powraca i rozchodzi się na boki

Dzisiaj niebo nie żałuje wody
Moczy kwiaty ptaki zioła
marudnego przechodnia pod liść olbrzymi
zerwany przy drodze chowa

maluje mu radość na jasnym obliczu
zmywa ciemne myśli w nierównej walce
każąc nalać do szklanicy
piwa z pianą na dwa palce

podlejemy chwasty
ucichniemy jak burza
w przemijaniu.

Pragnienia

pragnę tylko ucałować świt
twarz do brzasku przytulić nieśmiało
pragnieniami zatopić mój wstyd
emocjami obejmujący ciało

akacjowy zapach
i aromat czarnych ziaren
mąci zmysły
kryją w szczelinach odbicia nocy
cisza
zapisana w chmurach oznajmia
- oto budzi się nowy dzień
czy lepszy


Na wsi.

z ugorów krzyk ziemi brzemiennej
unosi się ponad domami
zubożałymi bez ptactwa i trzody
cierpi ludzkimi cierpieniami

bociany parami nie krążą
nie mają komu podrzucać dzieci
młodzi z mojej wsi spokojnej
błądzą za chlebem po świecie

drzewa tylko tak samo przy drogach
strącone gwiazdy w lampach się złocą
słonecznikami domy malowane
i maciejką pachnącą nocą

zazulka czasem larum podnosi
płosząc koty i baby w pierzynach
wiatr popędza okiennice w oknach
by nie spały przy dziewczynach

dzień przymyka oczy lirycznie
wędrują myśli w bury cień ciszy
trzymając nadzieję za uszy
nie pytam czy krzyk ziemi słyszy



- wiejska sielanka


mówisz, że żyję na księżycu
a jestem przecież córką ziemi
zdeptana niczym dróżka
zbieram energię w lipy cieniu

wszystkie sprawy wielkiego świata
tu mało mnie jakoś obchodzą
mamy już w końcu swoje lata
rozstaje ze zmienną pogodą

mówisz:- jesteś z innej planety
odległej od ziemskich spraw wielu
przyrosła czołem morenowo
do jezior rynnowych, grążeli

trendów nowomodnych unikam
wszelkich gromadzeń pończosznianych
wraz ze swoim aniołem stróżem
bujam się między obłokami

luzakiem na boso po trawie
w przyjaźni z bocianem, gołębiem
lub w objęciach kochanej lipy
upozytywniam się dogłębnie

wszystko inne tu nie na miejscu
życie płynie starym korytem
jak Wisła pradawnym Słowianom
wtedy gdy nas nie było przy tym



ojcowizna

pamiętam słońce dojrzewające w słonecznikach
ręce matki gdy cięła kwiaty
stubarwne naręcza ogrodowych motyli
kiedy pieliła warzywniak chwast
nie miał odwagi zapuścić korzeni

pamiętam ręce znak krzyża
czyniące przy cieple
niedzielnego rosołu

pamiętam dłonie ojca
lekko dotykały moich jasnych włosów
w dziecięcych myślach
brałam z nich zapach lasu
zasłuchanego w opowieści o sobie

obnosiłam zasuszone ogrody
wchłaniałam zapachy żywiczne
wszystkie ewangelie dzisiaj
przekazuję pokoleniom
niech zapuszczą korzenie

póki czas





pogubiłam myśli we wczorajszej rosie

kwitnąca weszłam w świat klepsydry
odwrotnie
posypały się ziarnka zamknięte w mojej głowie
zakurzyło
wiem
wiek ma swoje prawa
prawda brzmi okrutniej niż słowa
przemoczone rosą

pozwala poczuć
wygnanie z raju


Każdy dzień

jest pogonią za szczęściem
nieskończonym biegiem bez mety i startu
szukamy radości
pragniemy miłości
akceptacji, czułości
szukamy daleko
czasem w szczęściu innych
w tym celu przemierzamy wszystko
lecz nie wiemy
że szczęście było czasami tak blisko



Stanisława Żak
2 luty 2011 ·
astra bez i maciejKa


że są kwiaty ,które się rodzą ze spojrzeń ludzkich

zdjąłeś ze mnie winorośl
ciemnoszarych wspomnień
wiarą że istnieją jeszcze tulipany
- zakwitałam szałwią

spadły wszystkie zasuszki
z przedtem i z wczoraj w chabry nieba
piwo nią senna winnym gronem
piął się zachwyt
miętowo przez rumianek
-w objęcia lwiej paszczy

noce wzruszone szeptem
delikatnego jaśminu
nagietki pełne emocji
słonecznikiem dziwili ranek

przekwitły tulipany
macierzanką stałam się w kąkolu zaperzona
snuły się groszki po balustradach
lilak i różanecznik rozrastały się wzwyż
nasłoneczniając delikatną nemezję

takie to nasze law- endy
niezapominajkami do końca
Ach, jeszcze kiedyś poczuć kocimiętkę
rumianek, dzwonki konwalii
Jaś- minu zapach i puszystość sasanek

dzisiaj jarzem- biną, brzozą, po krzywą
bez dziewięć siła skrzypię

jesień

srebrzysta baba skąpana w rosie
snuje się lasem polem bezdrożem
w porannym słońcu małe brylanty
przecina wiatru zbyt ostrym nożem

oplata nicią wiotkie paprocie
liście klonu rozrzuca w nieładzie
nad łąką słońce rozpala złotem
kołowrót czasu na drodze kładzie

szarym welonem dymu na polach
zoraną tuli skibę po skibie
stygnie spokojem wśród melancholii
nicią pajęczą na mojej głowie


sycimy oczy więcej by się chciało
zapachów lata przy sobie zatrzymać
nakarmić ciepłym promieniem ciało
poezją jesieni nasycić zimę.



Stanisława Żak
19 wrzesień 2010 ·
wspomnienie
wioski z dzieciństwa



wszystkie znaczenia zatarte znamionami teraźniejszości
sny zostają z nami
stąd z trudem cię dostrzegam
wiosko mojego dzieciństwa
inny wymiar
pod stopami tylko ziemia tak samo
w sezonie
układa wrzosy
pod palcami miękko i posłusznie

cień lipy na moim domu
kładzie się potężnymi gałęziami
strącając słońce w samo południe
zwyczajem przysiada na dachu
mając w zanadrzu zapach sianokosów
i rozleniwienie wieczoru
pachnącego
wiciokrzewem i akacją

biegnę potykając się o krecie kopce
serce skacze a do nieba daleko
słyszę bąka od jeziora i krzyk żurawi
znajomo
bociani klekot rzuca wyzwanie

i pies
wierny przyjaciel od lat taki sam

wyczekuje
z zadartym do góry sercem
na stole
bochen chleba
matka znak krzyża czyni
dzieląc
słowa nie spożyte do końca


powiało
wzruszeniem






Stanisława Żak
12 wrzesień 2010 ·


» -- «•*•» --- «•*•» --«¦»
NA GRZYBY CZAS!!!

Nadszedł czas na grzybobranie,
więc gotowe mam ubranie.
Mam kalosze , mam deszczówkę
i kanapkę na głodówkę.
Koszyczek mój ładny taki ,
nożyk tez nie byle jaki.
Kiedy tylko grzyba znajdę
wszystkim wkoło to oznajmię.
Idzie tato , idzie mama.
Wyruszamy wcześnie z rana.
Wyruszamy już o świcie ,
nim się wszyscy pobudzicie.
No i w końcu lasem kroczę.
polną ścieżką , stromym zboczem.
To pod górkę to znów z górki.
Tu jest maślak , tam są kurki.
Są zajączki , są koźlaki,
małe gąski i boczniaki.
Czarnełebki, zduny , kanie.
Fajne jest to grzybobranie!
Borowiki , muchomory widzę
zaraz obok wielkie rydze.
Zbieram wszystkie jak popadnie,
w mym koszyku są już na dnie.
Tylko czy ja dobrze robię?
Czy je wszystkie zbierać mogę?
Czy te wszystkie są zjadliwe?
Czy grzyby mogą być robaczywe?
Muszę się zapytać taty,
gdyż mam z nimi dylematy.
Tato sprawdza mój koszyczek.
Co ja słyszę? Cóż ja widzę!
Ten jest dobry , ten wspaniały,
Ten dorodny , ten ciut mały.
Nagle słyszę o mój Boże!
Trujak w koszu? Być nie może!
Jaki trujak? Pytam śmiało
bo mi oddech aż zatkało.
Ten grzyb: piękny , ten czerwony
w białe kropki ozdobiony.
To on się tu nie nadaje,
bo trujące ma działanie.




Wiosna - wizjonerka

wymyśla pozimowy image olchom, cisnącym się
do więzionej w krystalicznym skupieniu wody.

Wiatr
nie mogąc przyjrzeć się niedoskonałościom
zimnym powietrzem
porywa płaty śniegu
do bólu ciska w twarz

Smaga bez miłosierdzia melodią niestrudzonej zimy .
Po raz pierwszy we własnym wnętrzu
widząc wyraźną niemoc, tylko unosimy się gniewem
sztywniejąc pod ciężarem -do jasnej ...

Miotani falami emocji,
zaplątani w sieć przypadków,
oddech tylko łapiemy na wędkę
pakując do plecaków niefrasobliwość


okoniem w przerębli nie dasz nadziei wiośnie





dzień się budzi w srebrnej zadumie
jak łabędź nabiera tchu
skrzydła rozpościera szumnie
szczęśliwy, bo dobrze mu tu

gdzie swojsko szumi wiatr od Drawy
fale ptactwo kołyszą do snu
gdzie dzwony kościelnej nawy
do głuchych uszu płyną od wzgórz

gdzie wierzby schylone nad wodą
grają w warcaby z falami
gdzie nie interesują się tobą
kłamstwa z krótkimi nogami

tu kaczki, łabędzie i łyski
budują gniazda ze swych piór
młodzi liryczni od kołyski
tylko w niebie szukają dziur





wspomnienie ze Scarboro



czarownica z Istłid (Anglia)





Tak bym chciała się nauczyć
pogodnego uśmiechu starców
z którym idzie się do nieba
jak do siebie



Powietrze wibruje zapachem zefiru
i krabów, co różowo kołyszą się na fali
Może wianek splotę z wiersza zwrotek kilku
sprawdzę czy zaplącze się, czy zginie w dali

Jakieś roślinki udają ryby pod taflą wody
muszle wciśnięte w skałach rozchylonych
Pełna wigoru skaczę po kamieniach z trudem
bose nogi ślizgają się na mokrych glonach

Zatopię westchnienia między muszelkami
gdzie ryby tajemnic życia swojego strzegą
niech mnie kiedyś budzą miłymi wspomnieniami
spośród zapomnień życia codziennego

Na piachu słów kilka napiszę pocałunkiem
a ty je odnajdziesz i przyślesz
w kopercie z słonecznym nadrukiem —
....


jabłuszkowe dzieci

( jeden dzień z życia polskiego emigranta)

Pod wczesnymi kopułami zachodu
gromadzą się jak te gołębie do chleba.
Jesienny wieczór ciemnieje w krajobrazach ich dłoni.
Oświetleni nagle blaskiem świateł nadjeżdżającego autobusu
mrużąc oczy wsiadają obcojęzycznie z głośnym śmiechem.

Zegar na gotyckiej wieży przystanku metra ,
wybija kuranty księżycowe.
Płyną tęsknotą wszystkich „Szopenów”
szukających bułek w obcym kraju.

Koniec jazdy.
Stacja docelowa to słodkie odmęty czekoladowej toni.
Godzinami na sztywnych nogach nabijają te swoje nadzieje
na godniejsze życie. Czasami mają dość, ale kusi perspektywa
rozmywa się gorzką słodyczą.
Nie pytaj jak pachnie kartoflana nać.
Obrazy dni zachodzą mgłą maczanego jabłka.
Tylko marzenia nic nie kosztują?

(Marysia chce wyremontować dom, Krycha kupić mieszkanie dla córki,
Basia, zrobić łazienkę, taką z prawdziwego zdarzenia.
Misiu zbiera na własne wesele.
Paulina na opłacenie studiów.
Ktoś inny pragnie urządzić rodzinie święta.
Dla Michała, Asi, to ich żywioł.
Tutaj zamieszkali, tutaj znaleźli pracę.
Tylko Dorota przyjeżdża co roku, bo lubi.)
Oto ich kształt.


Wędrowcy pod wczesnymi kopułami wschodu
idą jak koty po ściernisku wlokąc ogony zmęczenia
w sam środek jesiennej mgły.
Obwieszczają: noc minęła.
Ale kształty nie mijają. Zmrużonymi oczami inaczej
jadą po polski chleb w angielskim mieście.
Sen przyjdzie później.


kiedyś napiszę prawdziwy wiersz



taki liryczny radosny świeży
dzisiaj żłoby na moim Parnasie
wypełnione są sieczką
- tak widzę
nawet długopis obrósł w pióra
i nie chce wznieść się nad wymiar
ołówek rozłożył się jak stara drewutnia
grafit tworzy pomorczną ciemność
i scyzoryk nie chce strugać
wariata?
próchnem sypie wokół


Jabłuszko pełne snów/b>


wiję gniazdo
pod powiekami
rozkłada jesień ciepłe czajniki
od których wszystko się zaczęło

poduszka niczym kamień
syczy nagrzana niedokończonymi snami
otwiera napoczęty rozdział

czekamy przy zapachu gorącej czekolady
przez cienkie szyby dotyka nas noc
owinięta szorstkim chłodem
prowadzi w czarne doliny

nagrzewam dłonie Aśki plecy Sebie
zwariowany terrorysta biega wciąż na zwnątrz
i wraca z koszami jabłeki
rzędem ustawiam moczone w gumowej posypce
staną się żerem dla hallowynowych czarownic

od góry czuć ciepło
studzę powietrze pod stołem
kolejnym ogryzkiem pobudzam adrenalinę
ku radości Basi


Łukasz nasz Alechandro liczy tace
i prowadzi w głębiny suszarni
wracaja stamtąd ciągle mokre
ślady do czyszczenia
Krycha je załatwi jak Marysię przy stoliku



wiję gniazdo

pod powiekami
jesień
rozkłada ciepłe czajniki
od których wszystko się zaczęło

poduszka niczym kamień
ciąży niedokończonym snem
czuję głód

czekamy przy zapachu gorącej czekolady
przez cienkie szyby dotyka nas noc
owinięta szorstkim chłodem
prowadzi w czarne doliny

nagrzewam dłonie aśki plecy seby i misia
rzędem ustawiam przemoczone jabłka
w gumowej posypce nie zasną
zjedzą je halloweenowe czarownice
w piekielnym ogniu na plaży Morza Północnego

od góry czuć ciepło
studzę powietrze
kolejnym ogryzkiem

wciąż jestem nienażarta —




Powietrze wibruje zapachem zefiru
i krabów, co różowo kołyszą się na fali
Może wianek splotę z wiersza zwrotek kilku
sprawdzę czy zaplącze się, czy zginie w dali

Jakieś roślinki udają ryby pod taflą wody
muszle wciśnięte w skałach rozchylonych
Pełna wigoru skaczę po kamieniach z trudem
bose nogi ślizgają się na mokrych glonach

Zatopię westchnienia między muszelkami
gdzie ryby tajemnic życia swojego strzegą
niech mnie kiedyś budzą miłymi wspomnieniami
spośród zapomnień życia codziennego

Na piachu słów kilka napiszę pocałunkiem
a ty je odnajdziesz i przyślesz
w kopercie z słonecznym nadrukiem —
- i ja ciebie tez kocham -dobrze o tym wiesz



Gorzka czekolada


Podmiejski autobus

Z mgieł wyłania się miasto – małe domki, jak dla lalek.
Któż w nich mieszka- myśl jedna za drugą szuka drogi -
sięgam ponad, by zaczerpnąć błękitu.

Wysiadamy.

Zaspane oczy zahaczają o strzępy mijanego krajobrazu.
Zamykam buzię, żeby nie połknąć idących przede mną.
Chociaż nie jestem człekożerna, w tej scenerii
wszystko może się zdarzyć.

Słońce obudzi się w morzu wykrwawi i zastygnie
jak czekolada na jabłuszkach, zmęczenie weźmie nas
pod skrzydła szarpane północnym wiatrem.

Na miejscu

Z braku powietrza - ledwie dyszymy. Ciasnota pomieszczenia
skupia nas przy ziemi szukam butów w niebieskim mundurku.
Potem czystego fartucha i wciskana w drzwi automatycznie
wykonuję znane czynności: mycie, maczanie, sypanie, ustawianie.

I nagle słyszę:

- Kurwa, co za numery odpierdalacie.
Jabłka bez posypki.


Śmiech.

- Oo, z jednego nawet springi spadły.
W sercu wyrasta spustoszenie,
z dłoni można wywróżyć wydziobany krajobraz.

I gdyby nie miły głos Michała za plecami
tchący dobrą energią.

- To kiedy napiszesz książkę o mnie.

Nie byłby to miły dzień



dlaczego tak ci zależy


.

Spotykasz mnie
o godzinie ósmej rano (dziś wyjątkowo tak wcześnie)
odczytujesz z ubioru
i już wiesz, że lubię trochę dłużej (...)
że co? – że w piżamie ,
fryzura nastroszona jak zimowy kołnierz?
o, tak, to mój styl słodziutki
cukiereczek i bułeczki na śniadanie.

Twarz za to, jak od dobrego rzeźbiarza,
zaznaczone mocno bruzdy
przeorane wyjątkowym dłutem
od nosa do ust
- problemy? - z pasożytami
rodzajowo- męski ucisk
na żołądek.

Nie pytaj, czy będzie ci dane posiąść
kilka zmarszczek z mojego doświadczenia,
powiem ci w zaufaniu
- obejrzyj Planetę małp
i wszystko będzie jasne.

przemijanie


przemijanie II

'drzewa dumne z korony,
głowy nie potrzebują,"


kiedy na wyspie Bielawie
widoczny z daleka stary buk umiera
na pozór nic się nie zmienia

wody szumią niezmienione
ta sama trzcina kłania się w poziomie
co rano te same kormorany
obchód robią za rybami

otoczenie zmieniało osobowość
a on tylko szatę dostawał nową
pokotem się kładły pokolenia brzóz
a on stał wyniosły mężniał i rósł

tuliłam twarz do aksamitnego mchu
chłonęłam woń zapachu
jego bruzd

innym grzybem leczyć chcieli rany
przyśpieszyli rozkład
runął podcięty udoskonaleniami

śpiewajmy pieśń
o zieleni której nie ma
w naszych oczach

czas nie uleczy ran


ogród przemijań

Za plecami dom modrzew - olbrzym
wskazujący drogę do nieba
sroki są częstymi gośćmi
w najmniej odpowiednim momencie
zlatują gubiąc pióra w rosole.

Po drugiej stronie grusza ogarnia całość.
Konarami poszturchuje zadomowionego gołębia.
Czasem pacnie jakąś mrówkę.Zwabi osy.
Wystraszy lekkoduchy biesiadujące na rudbekiach.
Najczęściej jednak pożera słońce w samo południe.

Ogród ma wiele tajemnic. a krzaki pigwowca
to kłują, to zawstydzają siedmioplamki
wygrzewające się pod lipą
wszystko trzeba wyrwać pazurami.

Nie mam już pięciu lat, ona pewnie wie o tym
stara grusza opleciona
kroplami tęsknoty jesiennego deszczu,
jest pewnie babcią, a ja wciąż mam chęć
na soczyste klapsy.



od nowa i odnowa :D


zbiera siły, bo czas nagli,
już gra nie idzie na słowa
nawet jak wszystko wemą diabli
zaczyna wszystko od nowa

*
pręży ciało swoje drobne
popuszcza lekko więzy
ruchem posuwiście zwrotnym
to w górę , to znów w dół pędzi

mieszkanko ciepłe dach nowy
stunoga fajtłapa buduje
słońce zachodzi nad głową
przemiana się dokonuje

przeobraża kontury ciała
w kokonie. który jej domem
motylem pięknym wyleci
ten gąsienniczy potomek

i znowu będą dzieci?

poniedziałek, 6 lutego 2017


A gdyby tak po prostu zamknąć za sobą drzwi i wyjść ze swojego życia.
Pójść do lasu i wsłuchać się w szum drzew, pogadać z wiatrem.
Usiąść pod starym dębem i rozliczyć się ze sobą z przeżytych dotąd chwil.
Z tych złych i tych dobrych. Te szczególne zostawić na deser.
Niechby były jak wisienka na torcie.
A potem najzwyczajniej wrócić do siebie z powrotem.
Usiąść w bujanym fotelu, spojrzeć na ukochaną osobę i wyszeptać- Kocham świat...

sobota, 4 lutego 2017

nk


Chwile piękne, pełne wzruszeń,
tęsknot nie wypowiedzianych
wciąż budują w naszych Sercach
fundamenty pragnień, marzeń...

Czasem są to wschody słońca,
gdy w powietrzu czuć tą radość,
która spływa gdzieś z obłoków
na codzienny splot wydarzeń...

Czasem jest to dotyk wiatru,
który pieści nasze włosy
albo błysk, spojrzenie smutne,
razem z rzewnym, tęsknym głosem...

Gdy ten błysk, ułamek magii,
strzałą godzi w Twoje Serce,
nic dziwnego, że tam wracasz
nutką drżącą jak w piosence

poszukiwania sercem


Nie udawało niczego moje serce -
gdy szukało ciebie pośród świata wielkiego

Dotknąć życia, posmakować je, poczuć, objąć ramieniem.
Czasem mu nawymyślać, odejść na chwilę, usiąść w cieniu smukłej wierzby.
Kochać się z życiem, przeżyć z nim kilka orgazmów, podarować mu siebie.
Być w swoim życiu, kochać każdy dzień, upić się nim do nieprzytomności.
Każdego ranka wstając z łóżka rzec: "Mimo że jesteś trudne,
czasem upierdliwe, niekiedy kopiesz po dupie, ale wiesz co Ty moje życie ?

czwartek, 2 lutego 2017

http://mimj.pl/media/wiersze_o_Daniela.pdf


NA BOSO”


To prawda
Że wszystko przemija
Nim zdążysz się uśmiechnąć
Do losu szalonego
Każdy dzień
Nietrwały ulotny
Jak ćwierkanie wróbla
Wiem że mogę
Złapać na moment
Okruszek manny z Nieba
Rośnie jak na drożdżach
Nadzieja
Dzięki czemu
Choć wszystko
Straci kolory
Lecz
Ona
Miłość
Przejdzie
Przez śmierć
Na boso.

MAM WRAŻENIE, ŻE IM BLIŻEJ JESTEM BOGA
TO TYM BARDZIEJ SIĘ OD NIEGO ODDALAM.



„DAR”


Daj mi dar pisania
Wiosennych wierszy
O poranku
Kiedy wszyscy jeszcze śpią
Aby taki wiersz
Przebudził pięknem
Zamyślonych Aniołów
Dotknął
Niedotykalnego
Objął Go
Jak małe dziecko
W kołysce
I Ucałował.


KTO SZUKA JEZUSA
ZNAJDZIE GO
SAMOTNEGO
NA KRZYŻU
BARANKA ZABITEGO
OCHRZCZONEGO
W OGNIU MĘKI.



„MŁODOŚĆ”



Młodość
Jak poranny ptak
Zjawia się na chwilę
Twego nagłego
Pojawienia się
W oceanie istnień
Huku Krzyku
Ludzkich pragnień
Zmagań serc
Z żalem Buntem
I niewiernością
Bądź otwarty
Tak Otwórz
Swoje zamurowane usta
Wykrzyknij z całych sił
Marzenia ze wszystkich
Tłustych balonów
Wyrzuć z siebie
Troskę o ich spełnienie
To do Ciebie Nie należy
To jest Tajemnicą
W Rękach Niepoznawalnego
Nawet gołą duszą
Nie zobaczysz
Lecz Nigdy
Nie milknij.


„DO SPOTKANIA”


Drzewo już się schyliło
Od ciężaru ludzkich win
Gałęzie opadły
Jakby ręce
Zniechęcone
Modlitwą niewysłuchaną
Który to już raz.
Po środku tego drzewa
Zawieszona
Mała kapliczka
Z kilkoma stokrotkami
Z tamtego babiego lata
Całe to suche drzewo
Ze zmartwioną kapliczką
Tęskni do wiosny
Do pierwszych przebiśniegów
Do Niedzieli Palmowej
Do spotkania
Marii Magdaleny
Z Ogrodnikiem.


„JEZU SPRAW, ABY MOJE ŻYCIE
STAŁO SIĘ PIĘKNYM KWIATEM,
PACHNĄCYM WONIĄ MIŁOŚCI,
W TWOICH PRZEBITYCH DŁONIACH”.


„WSTĘPUJESZ DO NIEBA”


Wstępujesz do Nieba
A my tutaj
Na tej biednej Ziemi
Szukamy
Własnego
Nieba
Gdybym miał chociaż
Drabinę Jakuba
To zdobyłbym szturmem Raj
Jezu nie opuszczaj mnie
Swojego małego brata
Dobrze że już wiem
Drabina Jakuba
To Twój Krzyż
Taki mały
Taki duży
Na Niej Krew
Dotykam Ją.

wiersz dla wnuków





Moja miłość jest włóczęgą z nieograniczonym czasem.
Wykracza poza granice mojej wygody,
ma serce jak limuzyna, pomieści wszystkie skarby
żywych jak srebro pięciorga wnucząt.

Czasami dźwiga ciężki plecak,
w butach na obcasach przemierza piętra metra,
czasem rozgląda się
nadsłuchując skąd nadchodzi melodia
cichej skargi
i wypadają wtedy anioły z gniazd.*



Moja miłość wyrasta gdziekolwiek –
przemierza szlak zdobytych gwiazd
od Wysp przez Niemcy, Szczecin do Warszawy.
Wielokrotnie układa do snu marzenia gorących głów.



Na placu zabaw nauczyła mnie zjeżdżać
z wysokiej zjeżdżalni, bujać się na koniku na biegunach
nauczyła mnie wyszukiwać kamieni w kształcie jajeczek.
Biegać za piłką jak sarna.
budować zamki z piasku.



Moja miłość nie przywiduje starości -
Rajskim karmi owocem
Przenika światłem aż do gwiazd.
*




*Bama


DZIECI- NASZA RADOŚĆ


- Potrafisz tak?
- Niee, przecież jestem młodszy....



wieczorem kiedy przy klawiaturze jednym okiem
oglądam jakiś film o dzieciach mam tendencję do porównań
próbuję sklecić kilka sensownych słów
*
Aleksander skończył właśnie pół roczku
i nie obca jest mu topografia mieszkania
kiedy w chodziku zamiata wszystkie zabawki
do kąta zapędza miśki i całą menażerię

Adaś młodszy braciszek wujeczny,
rozkoszny, radosny, rwie się by stanąć na nóżki
oczko w głowie tatusia
radośĆ dla siostrzyczek i mamusi

czasami przez uchylone drzwi
widać niebieskie oczy które pasują
do jasnych brwi typowo słowiańska uroda

a ja jestem wciąż na etapie płodzenia wiersza o NICH
to tak jak trudny był poród
tak trudno coś mądrego napisać
by pozostało w pamięci na zawsze

Kikowe rozważania




Nikitka z piórkiem - sama radość

- bo wiesz babciu, tutaj był Anioł i zgubił piórko,
chyba wypadło mu ze skrzydeł, piękne prawda?
- prawda piękne, takie delikatne, bieluśkie,
daj wepnę ci we włosy, poczujesz bliskość anioła .
Ochraniać cię będzie zawsze i wszędzie.

- babciu, a jak Anioł gubi piórka, to może on staje się zwykłym człowiekiem?
- masz rację, czasem Anioł można spotkać pod postacią zwykłego człowieka,
może to być sąsiadka, koleżanka, jakaś obca osoba..
- albo babcia?
- tak, babcia jest zawsze twoim aniołem!

sama radość

To wielka sztuka, cieszyć się życiem
Na przekór wichrom, żywiołom burz!
Umieć przeżywać uroki świtu
Trudne problemy, noce bez snu.

To wielka sztuka - witać uśmiechem
Każdy dzień nowy, choć serce drży.
Wszak myśl ulotna powraca echem
Sztuką jest - umieć żyć!



środa, 1 lutego 2017


.Zapytano mnie kiedyś czym jest dla mnie szczęście.
To mój sposób patrzenia na świat.
Tam gdzie Ty widzisz kałużę na ulicy, ja dostrzegam deszcz który ją stworzył.
Tam gdzie czujesz dotyk dłoni, ja wyczuwam rytm serca.
Szczęście polega na dostrzeganiu tego co na codzień umyka.
Umyka w pogoni za chlebem, pieniądzem, pracą.
Przystań na chwilę w biegu i poczuj krople deszczu na twarzy,
wiatr smagający policzki, przytul się do drzewa.
Szczęście masz dookoła siebie. Dotknij je.


zaspałam szczęście - przyznaję szczerze
wyszło przez dziurkę od klucza ukradkiem
lekko na palcach stąpając cicho
a ja wierzyłam że się przebudzę
tulona jego zapachem

nie miało butów koturn obcasów
śladu otarcia na bosej pięcie
moje prywatne tak bez hałasu
wyszło choć pościel
snem pachnie jeszcze