wtorek, 31 stycznia 2017

pierońsko anielsko


wczoraj anioł do mnie wpadł
za pazuchą miał co miał
nie pytałam co i jak
przecież anioł - wolny ptak

gadka - szmatka o tym
co ma cierpki smak
kto we włosach gniazdo
a kto
krystalizuje szkło

kolejka w kolejkę
dobrze wszystko szło
póki nie poczułam
pióra gorzki smak

myślę
szalony jest
świat

dalej nie pytaj
nie pamiętam jak
rozpił mi się ptak

pokochać zimę







zamyka okno z kwiecistymi żaluzjami
po pokoju zbłąkanych kilka płatków
kaprysów
nie więcej niż cierpliwości

z lustra patrzą na nią kry
o wiele za mocno
dotyka ulotnych kryształków

przenika przyszłość lustrzaną
żegna by odeprzeć wszystkie
odbite i popękane oswaja
powoli - nieważne
zimę też można pokochać.


spacer z Roksanka



piąstki ściskają kapotę wiatru
sprężynki nóg podążając za ważnym
zmiatają niedawny śnieg zsunięty
na brzeg słońca -odwrotnie do kroczków

tupiących
z wielkim zaangażowaniem po płycie
chodnika zabrakło jakoś tak szybko
i zajączek nie dał się złapać

drży w piersiach grudka uczucia
zacieśnia się bliskość palców
przekornie do sytuacji tańczymy
choć płyta nie ta
a świat się śmieje buziami pierwiosnków

serce uczy się drżenia na nowo
a ręce sprawności

sen w samotni




kolejny raz
zasypia z przestrzenią do oddychania
nie kończącą się na długości
opiekuńczych ramion

cicha onomatopeja

zatraca się skóra gładka
jak brzuch oślicy
i palec z którym nie wie co zrobić


a przecież chciałaby
przystroić ciało

odlecieć

kobieta o miękkim sercu




Okładam zieloną herbatą bolące oczy .
Ile czasu potrzeba by ozdrowiały
niemrawe poranki czkające czarną albo
z mlekiem nie mogę się zdecydować
–wrzody, udar czy kamienie

konsekwentnie pracuję nad rozrostem
zielona łąka bardziej potrzebna
niż moje 'alboalbobanie' w nic
nie znaczących wersach

nie stawiam priorytetowo przed sobą
talerza z zupą
albo
nowych butów
skrzeczącej papugi
na orła
łamiącego skrzydła w przyciasnej klatce.

Nie do mnie należy jego wybawienie lecz ja nadstawiam policzek
z blizną wczorajszej niezgody, której nie łaskoczą już obiecanki.

Tylko nad ranem dziwi mnie jezioro łabędzie
na mojej poduszce.



wiersz o miłości


znam takie miejsce wśród krzaków skryte
na końcu świata mały ot-forek
tu bicie serca możesz usłyszeć
kiedy mi.ością odetkasz korek

roztańczy się wtedy płomieni żar
buchnie melodią troszeczkę ckliwą
księżyc za oknem spotęguje czar
gdy szczęście spłynie ciepłą oliwą

oczy im zaszklą się i zajdą mgłą
za deszczem za progiem zostanie 'dziś'
gdy oni wyczerpią wylewność swą

wtedy w dłoń chwyci skonaną kiść
jutrem brzemienna nadzieją pełna
utworzy nowej miłości liść

ucieczka z raju


spakowała swoje mariemagdalenki
w gorącą walizkę judaszowych pocałunków
wylała fusy pod suche drzewo
za oknem
czerwiec pachniał wszystkim
co ukochała
leżała naga
w przytłaczającym oddechu mięty i rumianku
wykręcona żalem niczym paragraf
o niekaralności za nieudane życie

każdy ruch odczuwała jak złożoną wiadomość
- koniec dobrego

kiedyś
lekko zapadali się w otchłań objęć
on w niej ona z nim
razem
wybierali strome schody
piekła

zgaga


miłość


rozbierają się
kochają wszystkimi zmysłami
blask świecy, zapach róż,
płonące euforie
- zdziwisz się
- dlaczego?
bo lecą liście
gaśnie płomień
i nic nie wybucha

patrzy na jego bladość
- nie śpisz

pokazuje na serce pokój okno
miłość -
mistrzyni metamorfozy


zauroczeni


Kiedy się noc spotka ze świtem
jak dwa pragnienia wtoczymy się w zieleń
promykiem złotym osłonięta zalotnie
na ptaka twojego nałożę się trelem

w alkowie ziemi niebiańskie tony
języki sznurują gorsety drżenia
niosąc pod sufit skrzydlate żądze
z siebie strząsamy zauroczenia

powietrze aż drży od namiętności
ja na ciebie już się nie zżymam
następny przedświt ptaki obudzi
twojego w dłoni sprawnie zatrzymam




generalny remont twoich myśli

twoje sny kochany
- rupieciarnia ciał niepieskich
na pępku świata nogi i połówka
z innej epoki
gdzie rządzą niepiśmienni
mający puste długopisy
po udanym polowaniu

ciiii maleńka, nie gdacz

jutro musimy wstać
- trudno będzie
spojrzeć sobie w oczy



kobieta o miękkim sercu




opowiadanie- tabletki przeciw bólowe


Leżała zwinięta w kłębek otulona niebieskim kocem. Była tak blada, że wyglądała na chorą. Niebieski kolor pogłębiał cienie pod oczami. Przypatrzywszy się bliżej można było zauważyć, że jej bladość wiąże się z brakiem makijażu. Królowa szarości chora na melancholię, wyglądała jak zmięty papier. Upokorzona potrzebą bliskości, wklęsła się w sobie. Czuła się jak czarnobiały telewizor z przebrzmiałymi obrazami. Pamięta dokładnie.
Schodzili z Jaskini Niedźwiedziej w trójkę. Od czasu, gdy się poznali, trzymali się razem. Dobrze jej było w ich towarzystwie. Takiej przyjaźni zazdrościła im cała uczelnia. Po skończonych zajęciach chodzili na dalekie spacery, opowiadali o wszystkim i o niczym. Śmiali się takim śmiechem, który dźwięczał długo w uszach, szczery i radosny, niezobowiązujący. Kwitła w ich towarzystwie, dla nich! Jeden dowcipny, wesoły, drugi nadto poważny, ale oka z niej nie spuszczał, uzupełniali się jak dzban i woda. No więc schodzili z góry, droga śliska po deszczu. Najpierw obaj trzymali ją pod ramię, żeby się nie przewróciła-powiadali. Czuła się jak w imadle, wyrwała się. Dogonili i złapali się za ręce, ona w środku, biegli tak, dopóki starczyło tchu. Dudnieniu kroków towarzyszyło trio śmiechu, nie mogąc chwycić oddechu poprzewracali się na wyboistą, mokrą drogę. Teraz dopiero był powód do radości. Utytłani w błocie, wyglądali jak bure niedźwiedzie. Kiedy się podnosili, jego twarz na moment zbliżyła się do jej. Bicie serca usłyszały chyba wszystkie kamienie, kamyki i smreki. Na moment spoważniała, by roześmiać się skrywając zmieszanie i wykwit rumieńca.
_ Wyglądam jak pelargonie w najlepszej fazie swojego rozkwitu - przebiegło jej przez myśl.

kamienie czasem nas prześladują
są wszędzie
małe, duże, szlachetne i półszlachetne
ładne i brzydkie – ciosane i toporne

mają różne zastosowania
można puszczać kaczki
wtedy powodują lawinę

podobno kamyk to nie kamyk
to skała
jak słowo rzucone w odpowiednim czasie


Pierwszy raz kochali się w jego pokoju. Drugi miał jakieś zajęcia, albo został poproszony o dyskretne usunięcie się. To co przeżyli we wzajemnym uścisku, nie da się opisać żadnym słowem. Euforia wybuchała, cichła i od nowa się zaczynało, trwali tak kilka godzin, zmieniając prześcieradła, potem ręczniki.
_ Gdzie się to w tobie mieściło? - pytał zafascynowany - nie miałem jeszcze takiej dziewczyny, fontanny. Kobieto, zrobiłabyś furorę .
Już te słowa powinny dać jej do myślenia, ale wówczas...utopiła się w jego oczach, jak głupia smarkula.

Gdy dziś zerkam w twoją twarz
Nie potrafię znaleźć siebie tam
Nie pozostał po mnie ślad
płomień zgasił przeciwności wiatr
marzenia wywiał w świat
rozmazujesz oczy pełne łez
dawno przekwitł szczęścia bez...

Brzmią w jej głowie słowa nie wiadomo czyje i skąd.

- Robaczku, dzisiaj się nie spotkamy, muszę wyjechać na cztery dni.
- Gdzie?
Nieważne, po prostu muszę. Spotkamy się we wtorek.

- Halo, co jest maleńka?
-ooooo, jesteś w domu? Nie pojechałeś?
- Gdzie?
- No właśnie, gdzie? Mówiłeś, że musisz jechać.
- hmm, no tak, ale...

Nocą wciąż starała się wybłagać
dotyk. myśląc o tym jaki to będzie
wodewill dla ubogich
teraz
cisza kosztuje tylko dwa oddechy
wypłacone dla siebie

- Haniebne tchórzostwo- myślała- zamiast siódmego nieba doczekam siódmego krzyżyka.
Lekko pomylona anielica z wyrafinowanym humorem cierpiała 'kserofobie'. W ich związku zabrakło tego trzeciego. Reżim osamotnienia jakiemu się poddała, źle wpływał na jej samopoczucie. Opierała się nachalnym umizgom podstarzałych fanów. Młodszych unikała. Ten, któremu zaufała, którego pragnęła, nie był wart jej poświęcenia. Więc w czym rzecz? Dlaczego czuje takie pieczenie w żołądku? Ścisk w krtani, brak powietrza. Pokuta była nierównomierna do czynu. Podniosła oczy patrząc w skrawek nieba niebieskiego jak jej twarz. Przez kraty przesiąkał ostatni promień słońca.
Drzwi do nowego świata były w zasięgu ręki. Tunel jaśniał i nagle ktoś brutalnie przerwał
słodki sen. Ciałem wstrząsnęły drgania, potem kolejne. Otworzyła oczy.

psychoruchowo nadpobudliwa
łaknąca fleszy i niespełniona
za blask i chwałę zapłaci życiem


- Jest tętno- usłyszała głos pielęgniarki.
- Kobieto, coś ty narobiła!...

w styczniu o mIkołaju


z Mikołajem w chowanego

Wczoraj właśni zapomniałam
wysłać list do Mikołaja,
z dRugiej strony powiem szczerze
w Mikołaja już nie wierzę.

więc dlaczego już od rana
szukam czegoś w pustych dzbanach
w sieni cieni w oknie sanek
a tu cisza, eee do bani

cała śpiewka o tym świętym
- list na oknie jest - nietknięty

Pejzaż nostalgią się rozścielił







Dzień już trochę mniej mglisty,

słońce powoli spija to mleko.

Ździebełka trawy już słońcem karmione

wydostać się pragną spod brudnej bieli.

Drozd drepcze w przemokniętym śniegu
w poszukiwaniu wczorajszego dnia.


Niebo nie darzy jeszcze ciepłem,

za którym tęsknimy w nieprzespanych nocach

niby na jawie jeszcze w półśnie

zielenimy radość spisaną w wierszach.



Chociaż chłód za oknem,

chcemy zaiskrzyć do miłości,

gotowi na wszystko,

co się przydarzyć może

dziś

jutro

wkrótce.





Są dni pełne radości, szczęścia i uniesień. Ale są też inne - pełne zadumy i smutku. I taki jest listopadowy dzień, kiedy to przychodzimy na cmentarze, zapalamy znicze, wzdychamy, tęsknimy i. odchodzimy. Niestety, życie ma swój początek i swój koniec




poniedziałek, 30 stycznia 2017

ZANIM SKOŃCZY SIĘ ŚWIAT...



Ranek.
Codziennie budzi mnie suchość
w gardle jakby jeże znalazły przystań.
Brzask ciasno zapętla koronę rozczarowań
na głowie opadłe liście marzeń w gąszczu
nieprzespanych godzin. Ostatnio za dużo
rozmyślam.

Powiadają, że niedługo koniec świata.
Mój już skończył się.Wraz z obcięciem włosów
nie poznaję ciebie.
Nie wiem jak blisko jesteś i jak daleko.
Ile nieobecności jest w nas.

Poczekam, aż się przebudzisz.
Rankiem wyprostujesz drogi.
Włosy odrosną, znów zamieszkamy w sobie
dla siebie
pod jemiołą w najkrótszą noc
śnić będziemy o nieprzemijalności.

Położysz dłoń na mojej twarzy.
W aureoli jasnych skojarzeń
przeżyjemy ten koniec świata.

pod obcym niebem- ze wspomnień dzieciństwa


kieszonka dziecinnego fartuszka
NIE mogła być DZIURAWA
nie pozwalała na dezercje pchełek
i ołowianych żołnierzyków


bez górnych jedynek
wystawialiśmy język na deszcz
licząc krople i kukanie
wiosennej wróżby

kukułeczko powiedz przecie
ile lat żyć będę na świecie

badaliśmy wytrzymałość gałęzi
kaskady połamanych pięter
zwalały się na głowy
pod ciężarem owoców
naszej siły

pamiętam gorzki smak pestki
połkniętej ze strachu
po klapsie od mamy
skutki
odczuwało się do następnego razu

wierzbowe fujarki dawały upust
satysfakcji wygwizdania tego
czego nie mogliśmy wyśmiać

rozbiegły się wspomnienia
żołnierze nie ołowiani
z dziurami
w swoich wcale nie dziecinnych mundurkach
wypatrują gołębi na obcym niebie

kto zaszyje


WSPOMNIENIOWO I

Na tapczanie leży leń, oj,to nie tak.
Leżę, bo z tej pozycji najlepiej
widać leniwie wędrujące dzieciństwo :
z kieszenami pełnymi kamieni,
połaciami zieleni i stawem koło domu.

Niemy świadek kąpieli w zimowej przerębli.
Nigdy nie poskarżył mamie.
Kiedy padał deszcz przybywało w nim wody
i w kałużach liczyliśmy kręgi patykiem
wysyłając je pod samo niebo wrzeszczeliśmy
leć do nieba przynieś nam kawałek tęczy
bo nas nuda bardzo męczy

i szeptaliśmy w podnieceniu kiedy ukazywał się
most łączący ziemię z niebem.
Biegliśmy ile sił.
I tylko raz udało się wpaść w jej światło.
-Na szczęście - mówiła potem mama.

Życie zweryfikowało słowa,
nie powiem jednak,
że nie były prawdziwe .




Tęcza od zawsze fascynowała ludzi. Według Biblii była ona symbolem pojednania Boga z ludźmi po potopie, Wikingowie wierzyli, że to droga łącząca światy ludzi i bogów, a według mitologii słowiańskiej tęcza mogła wciągnąć człowieka do nieba, gdzie zostawał demonem kierującym chmurami.




akt zawrócenia na kolejnym przejściu




z przebiegiem bez przypływu nasiąkam
twoim imieniem
nazywam każdy poranek
po drugiej stronie łącza

milczysz czasami
przy odbiorze
nadajemy na tych samych falach
odpływam słysząc melodyjne powikłania

ciągle pytasz a ja nie wiem co powiedzieć
o minionym lecie
a tu już zima zżyma się
marszczy puder na zimnym policzku

coraz więcej bruzd
odtajnionych
tajemnic przemijania nikt nie ogarnie
tym bardziej nikt nie zrozumie kobiety

po przejściach tylko piesi z odpowiednim bagażem
czasem bez uprzedzenia wkraczają na zebry
na kolejne zmiłuj się

nie wiem czy doczekam aktu
zawrócenia



ból



Z wiatrem w porywach do stu
przyleciały sępy,
usadowiły się tu
pomiędzy brwiami.
Ból tępy.
Nie pomogły tłumaczenia,
ani straszenie kotem.
Przegoniłby je gdzie pieprz.

Cóż, ja
nic nie mogę.
Słaba płeć.

O kocie potem.

Dobrały się do mózgu.
i co?
I nic, nie mam nawet rózgi
by je przegoniły

tym bardziej nie mam już
siły.

A kot ?

Śpi na zapiecku
z pilotem w pazurach.

Po co pilot?

Nastawia sępy na program
mocnego jazzu.

Aż w stawie trzeszczy.

miniaturka- sen






A kiedy sen nie przychodzi –
zeskrobuje pytania z sufitu,
by wszystko było jasne nad ranem.

„Wystarczy zwrócić uwagę na człowieka, by stał się na swój sposób piękny.

nigdy nie umiała palić mostów
pozostawiona furtka
rdzewieje z czasem jak wspomnienia
których nie potrafi spalić

wracają osobno nocą
wśród snów nie mających zakończenia
czasem
spisuje myśli pozbawione sensu

nie ma w nich nagości
jest oślepiający obraz
w spalonej ramie

dni przesuwają się z trudem
jak wyszczerbiona furtka

rzuci ją w ogień

*Louise Hay



obrazy na desce-Tadeo-Art.

słowa... ul z miodem.. proś Boga o zdrowie..kobieta z twardym sercem...






Słowa nie pachną
tak pięknie
jak kwiaty,
ale odpowiednio dobrane
tworzą
najpiękniejszy bukiet
Słowa pojedyncze
nie mają znaczenia
lecz złączone mają nieograniczona moc.
Potrafią zranić boleśnie.
Wyśmiać , dogryźć i zatruć życie.
Są nawałnicą i huraganem
niszczącym wszystko dookoła.
Są też słowa lekkie jak podmuch zefirka,
ciepłe jak słoneczne promienie,
są lekarzami serca i ciała.



ul z miodem
na moim stole
kartki z kalendarza
przewracam
oczami tak szybko
nauczyłam się zrywać
kwiaty do wazonu
by nie wyszczerbić
zębów coraz mniej
czasu
nie wybieram miodu
coraz trudniej
żyć
w pustym ulu




proś Boga o zdrowie, gdy rozum zaspał ..


z zimą układasz przyszłość
śnieg płaszczy się niczym dywan
udeptany butami ,pary
nie da się posegregować
jak stare listy ciasno wciśnięte w szparę
na strychu gdzie latem robaki
a jesienią zimują muchy
w nosie
masz fanaberie
i fiksacje młodości
krzyżem stajesz na tle
chłód ściska
za serce za głowę
prosiłaś o miłość
dostałaś nasiona

termin realizacji minął

kobieta z twardym sercem

Życie, jest cudowną historią, utkaną nićmi dni. Odurza nas szczęściem, karmi miłością, otula zaufaniem, daje wiarę,
nadzieję na przyszłość. Życie choć tak trudne, pełne doświadczeń, wspaniałych skarbów. Sztuką jest umieć każdego dnia dostrzegać jego niesamowitą wartość.
Od tego jakich nici użyjemy, taki utkamy swój los.
Powodzenia

TKACZE DNI SWOJEGO ŻYWOTA

.
kobieto, ty puchu marny*


arytmia z nadmiaru kruchości
zakłóca pracę utwardzania
rozszczelni szczeliny
w których zagnieździł się
chaos
plącze nici niepokoju
gdzieś pod sercem
wrzeciono śpiącej królewny
kłuje pocałunkiem
niewolniczej siebie
wykończonej
kulejącym stołem wspomnień

na zdrowie
tłucze szkło

*
A. Mickiewicz.


sobota, 28 stycznia 2017

człowieku, bądź człowiekiem


Pamiętaj człowieku że na tle świata jesteś tylko malutkim fragmentem układanki. Uczyń zatem wszystko aby stać się tym fragmentem, z którym świat tworzy doskonałą całość...

czy wystarczy


Za pychę, bić się w pierś przed ołtarzem Najwyższego,
w piramidkę rąk złożonych wsączać modlitwy
z prośbą o wybaczenie,
przekupić tacą grzechy nienawiści,
podłości,
nosić na klapie wizerunek Matki,
by ukryć podłość i przekupstwo,
ćwiczyć kręgosłup bijąc czołem
o posadzkę niewierności.
Boga nie przekupisz
wystarczy być

CZŁOWIEKIEM


dylematy emeryta

miało być godnie i wygodnie
ja jak student szukam drobnych
po kieszeniach starych płaszczy
może gdzieś się grosik zaszył
może i zbłąkana dyszka
szukam głębiej mam zadyszkę

myślami udaję się w niebyt
ech wezmę chleb na kredyt
przyda się do chleba cosik
(bo robala zapić trzeba )
złożę na ofiarę grosik
może wpuszczą mnie do nieba

albo na kamieni kupę
ech, mam to wszystko....

wtorek, 24 stycznia 2017

zieloni już nie będziemy


`


bezlistnie marzniemy otuleni szadzią
wybieleni zimowym balejażem
w kominkach palimy ciepłe marzenia
z bardzo odległym stażem

za oknem sople zęby szczerzą
jakby się śmiały z bezzębnych
z ciepłym klimatem sople odpadną
w bocianim szlaku podniebnym

nie martwmy się zimą i jej oznakami
ruszmy z radością w tany
tęsknimy za tym co utraciliśmy
zapominając o tym co mamy



zaśniedziali kochankowie, czyli aby do wiosny...


zimne miejsca wypełnione czekaniem
zmarzlina zapomnienia
kojarzy się ze śniegiem?
nawet słońce
przebić się nie może przez warstwę
skazanych na milczenie
odwracają twarze do ściany
cienie zamarłe w bezruchu
wyczekują
powrotu do zielonych wieczorów?


dowcip
pasujący do wiersza
:D

Z upływem czasu
Wszystko stracone... nawet w łóżku...
- Kiedyś trzymałeś mnie za rękę, kiedy byliśmy młodzi.
Mąż bierze ją za rękę, a potem odwraca się i zasypia.
Ledwie zasypia, słyszy żonę:
- Miałeś również zwyczaj mnie pocałować.
Trochę zirytowany, daje jej buziaka w policzek
i odwraca się do snu.
Kilka minut później słyszy:
- Czasem nadgryzałeś mi szyję.
Rozdrażniony mąż odrzuca nakrycie i gwałtownie
wstaje, zdenerwowany. Zaskoczona żona go pyta:
- Ale gdzie ty idziesz?
Mąż odpowiada: - Po zęby !

coś o samotności




samotności jaką doświadczamy, bo nikt do końca nie zdoła nas rozumieć, miłość, cierpienie, radość, przeżywamy we własnym świecie. Swiat za furtą wywiera na nas presję, pragnie zmienić. Ludzie nie widzą nas samych, ale włąsne wyobrażenie, chcą rzeźbić. Rzeźbiarzem jest także śmierć, która odmienia nasz kształt i miłość, bo chcemy się jej poddawać, zmieniamy się sami. Miłość, wytęskniona przez poetów i nazywana nieśmiertelną jednak umiera. Może się narodzić inna, jeśli zechcemy ją przyjąć. To niełatwe zapomnieć o bólu i poddać się niepewnemu, być może na dalsze cierpienie.

Myślę sobie, że nawet świat nie jest tworem nieskończonym, a tym bardziej człowiek i jego uczucia.
W życiu człowieka nieustannie coś się kończy i coś zaczyna. Miłość, samotność, życie - wszystko ma różne kształty i barwy. A życie po życiu to też całkiem co innego.
.

sobota, 21 stycznia 2017

noc




przesyła latarenki robaczków świętojańskich
pod niewidzialny płaszcz
tonący w paprociach
ubiera kochanków
w miłość

nic w zamian

PROBLEM




w szuwarach własnych myśli
zatapiam ciało na próbę
stworzone przez Boga
doświadczalnie
przeinaczone przez życie

myślenie
na nic się zda
gdy czyny leniwe
węzeł gordyjski to problem


nie do rozwiązania?

Zatroszcz się o myśli dobre, świeże, optymistyczne,
o myśli pełne słońca.
W każdej sytuacji pamiętaj o tym:
"A jednak świeci słońce!".
Myśli pełne słońca wzmocnią
twą wyrozumiałość i siłę woli,
czyniąc cię człowiekiem szczęśliwym

- Phil Bosmans

nieprzywidywalność




spacer

niechby był choć trochę zawadiacki
a tak wszystko jak zawsze cienie pod nogami
kamyki co się nie chcą oderwać ziemi
deszcz, ziąb i czas - przestrzennny atrybut -
powiadają mądrzy
ty nie

widziałeś
jak przenikam ciemność
w kałuże mijane z dowodem na twarzy
i rękach plamy słońca
powiększają się w miarę zawieszania wzroku
na czymś, czego dogonić nie można
tak żyć
obmacywać oczami
zmarszczki
słowa
bliskie ziemi
cedzi we mnie
światło z coraz krótszym cieniem

OLŚNIENIA




zwijasz mój sen
w rulon bez powietrza
ginie w pustej kartce
inna czasoprzestrzeń

wzbijam się i jestem w stanie alfa
to jest czas darowany
wolny od myślenia

nie mam go za dużo
świadomość końca
gęsią skórką spływa po plecach

zastygam
w oczekiwaniu

na jakiś czas
we śnie

CZEKAM NA ŻNIWA


mam słabość nabytą
do drogi schodzącej w dół
gdzie wszumia się żyto
złotawym kłosem w zdrój

dobrane jak w korcu maku
zamknęły klatkę złotą
skrytego wśród źdźbeł kołpaku
co czasem noszony wysoko

z maków tylko makówka
czerwień w żyłach wyważy
tłumiąc gwałtowną wymówkę
wstydu co zakwitł na twarzy

codziennie łan zbóż tarmosi
by przestrzeń mieć wymarzoną
gdzie w miękkiej glebie nosi
twarde dębowe nasiono

lUKA CO PANA SZUKA



w międzyczasie gdy
nierówno miał pod sufitem
wszedł w pozycję
horyzontalną na maskę
nie samochodu a własną
wygrzebując się spod fortepianu
nerwowo chrząkał

właściwie nie zawsze
załamuje się czasem
w pół drogi trafia niełatwo
zrozumieć nogi

więc pozostaje
sen na odtrutkę
bełkot co rządzi panem
luka co pana szuka
i kac nad ranem

NIEPOKORNE WĄTPLIWOŚcI




nie pytasz jak się mam
- mam się jak kura znoszące złote jajka
nigdy nie ujrzą światła
tak się mam -
czyli dobrze wpasowana
w elementarz rzeczywistości
z kłopotami które bardziej związane są
z moim 'ja'niż posiadanie materialne

jednocześnie jak Marta chcę Boga
dopasować do swoich planów i udawać
że mam nad wszystkim kontrolę

moja równowaga jest bardzo krucha
zasłania braki
gdy świat nie chce uznać moich wysiłków

sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie
zbyt wiele wątpliwości ale
to mnie nie usprawiedliwia
więc usilnie staram się o sprawiedliwość
królestwa niebieskiego

a wtedy wszystko będzie mi dane?

WYPIEKI



najsmaczniejsza lekko spieczona

pochylona ugniata do wyrośnięcia
zwinnym przedramieniem zagarnia
formuje i pieści
do połysku

potem pośpiesznym ruchem
wyrosłe wsuwa do rozgrzanego
- jak samo piekło - wnętrza

oddycha ciężko w oczekiwaniu
szczeliną wypływa łechcąc podniebienie
- zapach
samego diabła by skusił
smak kruszonki na gorącej bułce
*
odprężona syci swój głód powszedni
smacznym wypiekiem

dobranoc



deszczu kurtyna
otwórz drzwi
do innego świata

zanurz się w biel
jak pościelisz sobie
tak się wyśpisz

kiedy ma się ku zachodowi



popatrz
jak światło mieni się
na liściach
odmładzając drzewa

złotym pyłem nasyca
krajobraz
płonie
przez chwilę

narażeni na brak uwielbienia- czyli odlotowo




zebrałam swoją wyskokową nienormalność
ja - żebraczka wczorajszych dni zamykam usta
rozwichrzonym myślom

dom w laptopie sposobem na przeżycie
ponawia próbę pięknego uśmiechu z dobra pastą
dostosowaną do diety na rzymskie wakacje

zdradzam sekret przedłużenia rączki od parasola
w debacie jak pokonać trzysta lat złej historii

nie zaniedbuję okazji do milczenia
milczę więc jak ozłocony puchar i nie pytam
co słychać u naszych dawnych bohaterów

na głowie za duży kapelusz pod którym bezpiecznie
mija ból - żurawie tworzą klucz do nowego

myśli rozczochrane



۩۞۩ஜ

bo wypłakać się też trzeba mieć komu




wszechświat skurczył się nagle
do roli garbatego żyda a może do karła-
myślę że to nie wszystko jedno
co spada w czarną dziurę
goryczką trującego grzyba

zaślepieni zbyt ciemnymi żaluzjami
nie dostrzegamy blasku
za-wierzeń w cudzych oczach

w płytkich garniturkach
trzymamy się kurczowo ram
na szyi wisielca
zapominamy o odrobinie przyzwoitości
a nowe szaty cesarza
okazały się stare jak bajka andersena

nie każdemu w nich do twarzy
w szczególności

Nie do twarzy nam z taką jesienią






ilekroć odnajdujemy siebie
w czterech ścianach dostrzegamy wszystko to
co nadmiarem przyciska do muru


literujemy na cztery uogólnione słabostki
kolacje przy świecach bez
żadnej gry przerywanej
wieczornym trzaskaniem

winda płoszy
wszystkie korniki w tunelach korytarzy
dogrzebujemy się do krawędzi być
albo żyć osłaniając się różami

kolejna jesień chorych kasztanów
pomiędzy ulicami snują się
rozdeptane wakacyjne fantazje
wypalone w blokowiskach
spojrzenia

zadyma jak się patrzy

bigotka



upłynniam procenty optymizmu ukrytego w setce
kolorowych gazet oferujących bezpruderyjność w łóżku
najlepiej obsadzać role dwu lub czteroosobowe mówić o apetycie
na miłość z fantazjami i poklaskiem

rodząc się do szczęścia lub tańca wybór
serio aż mdło się robi od sekretnych ujęć
klatka po klatce małpy z bananami rozkwaszone cytryną dam
zazdroski wypalone
kolejnym dymkiem srebrnej ciszy
zaczytanej w ciąg dalszy
nie nastąpi
o nie

palę
się

iersz naniby w odwrotności do sytuacji czasu





celujesz w sytuacje
drążysz bruzdy w tożsamości
obarczasz -wcale nie na niby- zegarem

krzyżując wskazówki na przekór
pędzącej głupocie
nadrzędnych

wyczerpane zapasy
w oczach nibywidzących
zastygają zmianami nie w lepsze

wykruszę ci zęby
wcale nie na niby

z jesiennym wiatrem



poeci z drzew miękko spadają na liście

lubię taką ciszę
która deszczem w okna puka
najbardziej szalonym pomysłem
usypia rozum na kilka dobrych dni

przywłaszczam sobie ten czas
wydzielony pod inwestycje na przyszłość
lepiej zajrzeć do worka z kotem
niż kupić funt fantazji - mówią doświadczeni
mam jej w nadmiarze bez oszczędzania
na zaproszeniu letnich pokus
w jesienny wieczór nastroje
i basen
schłodzonego wina

w miłości nie ograniczaj się w niczym
niech biodra układają
kanapę w miękkie kształty

moje podróże



wyleciałam w obce słowa
z dużymi oczami szłam przed siebie
wiedząc
że za mną ty
omijasz nieistotne - wiedziałam

gdy wrócę opowiem o domach i ogrodach z hortensjami fuksjami
co nawet zimą mają kolor czerwony
wdeptywałam żółte liście w odpływy
czekając na przypływ
pokażę fotografie i te wszystkie miejsca
którymi zachwycałam się pisząc: "szkoda że tego nie widzicie”.

opowiem o dniach osamotnienia w ciężarze
czerwieni domu ojczystego
przepracowanie i radość mieszały wzajemne szyki teraz
marzenia przybrały kształt znajomego
punktu na mapie

zebrać wszystkie róże
usypać ścieżki powracającym ptakom niech mają
turkusowe lub pomarańczowe skrzydła
po drugiej stronie
wymarzony dom
wystarczy uchylić okna

nie pytaj czego się boję




Od lat ustawiasz w okno ten sam obraz
zmienia barwę w zależności od światła
skrócone refleksy cieniem gniotą wczorajszą zieleń
zamykają dostęp pamięci
parapety gną do słońca wyblakłe rośliny
jakby chciały podtrzymać drzewa od upadku
Obok
już nigdy nie odnajdę
dziewczyny w białej sukience do ziemi
sięgają dłonie
potrafią rozczesywać włosy
których coraz więcej
na grzebieniu. gubi zęby
twarz
boi się własnego cienia

nie można tracić z oczu najważniejszego



napiszesz list?
nie lubię esemesów

pytanie rozświetliło ekran
moczenie nóg w październikowym
morzu nabrało sensu
krzyki mew jak wołanie
zamknięte w kopercie
i ta samotność bez znamion
chwil ukradzionych żywiołom

fale same odkryły magiczny świat
pachnący wilgocią
wyrzucone rośliny układały
wróżbę powrotu
w nich cała tajemnica
*
Czubkiem nosa zahaczam uśmiechy
schowane w zimnych muszlach
oczu spóżnionych plażowiczów
przybywa wraz z promieniami.

Napiszę ci
że kromka syci, że mur dzieli
ogrody od brzegu morza.
Nas nie musi dzielić
mruczenie północnego wiatru.

- nie marudź
dołóż do pieca, zima idzie

dziś nie na czasie



głowa wciśnięta w ramiona doświadczeń
laurem spłowiałym dziś nie na pokaz

bujnie wczesane wstecznie wspomnienia
modelują zawrysy twarzy

zastygłe w masiegry blizny
kurzeją w płomieniach maski

nakłada filtr naprzedziwko
niech żalśni pełnym p(oł)yskiem

retuszowany
tatuaż

z cyklu - moje podróże- Nad Morzem Północnym


Napiszesz list?
Nie lubię esemesów.

To pytanie rozświetliło dłoń.
Nabrało sensu poszukiwanie kropel
potu na setkach stopni
do włoskich ogrodów.

Brodzenie w październikowych
wylewiskach .

Mury, morze, a może
samotność pachnąca wilgocią
konających roślin. Czy im też brak ciebie?

Odkryty świat zamkniętych muszli.
Poskręcane wróżbą powrotu nadęte
morszczyny.

Czubkiem nosa unoszę kapelusz.
Uśmiechy ukryte w zimnych filiżankach
popołudniowych plażowiczów przybywa
z promieniami słońca.
Tylko moje słońce oddalone o tysiące morskich mil.


Napiszę
włożę do koperty
krzyki mew,
bo przecież nie powiem , że tęsknię i kocham.


DARY MORZA PÓŁNOCNEGO

wody włączyły wsteczny
odsłaniając kunszt abrazji
uzbrojona w muszelki forteca
ukazuje miejscami łysiny krabów
podążających w pysk
otwartych fal przez chwilę
stają się
ucztą dla mew

ja - demiurg rzeczywistości
podpieram się nieopierzonym skrzydłem
anioła - zółtodziób
wydeptuje
szkic promieni

tobie przywiozę
jednorożca
w czekoladzie

albo nie,
muszelkę
a ty darujesz jednorożca
takiejsobie poetce
tylko proszę
bez gorzkiej czekolady

kapelusz z rondem



gdybym się nauczyła jeść soczewicę,
nie musiałabym przypochlebiać się królowi



dojrzewa we mnie postanowienie
postawienia wszystkiego na głowie
główkuję jakby tu zamienić mieszkanie
na takie samo ale Inne kobiety nie muszą
bo stara się Mąż mówi że jestem nienormalna
i normalnie każe mi kupić łyżworolki Jemu
wszystko jedno co stłukę dla psychicznej równowagi
przestawiam meble ingerując maksymalnie oszczędnie
we własne szufladki akceptuję co niezbędne za szafą
zagram w zielone bo święta blisko albo w grę diogenesową
wrzucając bieg na rondo kapelusza

skoro nie mogę nic zmienić to może
zamienię kijek na koło od roweru
niech pojeździ na okrągło

z Mikołajem w chowanego



Wczoraj właśni zapomniałam
wysłać list do Mikołaja,
z drugiej strony powiem szczerze
w Mikołaja już nie wierzę.

więc dlaczego już od rana
szukam czegoś w pustych dzbanach
w sieni cieni w oknie sanek
a tu cisza, eee do bani

cała śpiewka o tym świętym
- list na oknie jest - nietknięty

...nadmiarem myśli

czy ja mogę być ptakiem
nie siać nie orać
patrzeć jasno
w słońce

czy mogę być lilią w polu
nie stroić się nie stać
przed lustrem dopasowując
twarz

czy mogę być biedronką
nie liczyć drobnych
na chleb

nawet sową konikiem polnym
trawą powietrzem, kwietnym pręcikiem
wszystkim mogę
bo jestem

prawda, święta i najprawdziwsza prawda



pola sierpniowe jak dawniej
na wymiar krojone
nasze w łany marzeń
podróże nieznane

kiedyś wiedzieliśmy w co wdepnąć
na psie gówno złorzeczyć i wielbić
dziś na ściernisku stawiamy nogi na czas

wrzesień pogania wrzosowiska miodnie
wabiąc dla ochrony przed apatią
w jesienne widowiska wplatamy
niedotrzymane obietnice
wyolbrzymiając grzechy sąsiadów
własne zasługi bronimy przed pleśnią listopada

najbardziej lubię chwile za
zanim
wypali oczy
ta której nigdy nie chcemy

Wigilia



bombka a w niej twarz
zniekształcona i starsza

kolędy z telewizora płyną
po ścianach zapełnionych zdjęciami bliskich
odbijają się od ścian
i wracają
raz w roku coraz mniej znane

biały obrus na stole czerwone wino
dwanaście potraw
i Kevin sam w domu

siedzę w pustym pokoju

tradycja umiera z bliskimi

Nie był taki jakim oczekiwano i wizerunek z Manoppello




ludzie chętnie biegną do żłobu
ale są zawiedzeni
gdy znajdują tam dziecko


miał być mocarzem - był maleńką dzieciną
miał trząść światem- to Nim trzesło zimno
miał rozpierać się na złotym tronie
a tu taki wstyd - leży na sianie w żłobie

Bóg wszystko stawia na głowie
obiecywał tron dawidowy
tymczasem daje szopę
uchronił przed Herodem
a zgotował Golgotę

kluczem ukrytym w stajence
odmieniło świat
to dziecko betlejemskie



nie nosi śladów farb

"podajesz mi dłonie ja kładę własne na ich tkaninie"


twarz na bisiorze
tkaninie cienkiej jak nić pajęcza
pojawia się i znika
pod odpowiednim kątem
żywo patrzą oczy
duże i jasne przenikają
z bliska
złamany nos
wydarty kawałek brody

stałam z kamieniem u nogi
było to jak spotkanie z żywą osobą
poruszyło

dlaczego On taki brzydki
On wiedział

widzimy to co mamy w sercu

WRÓŻKI


dziś mało kto pamięta
za oknami powiewały kolorowe wróżki
mówili że tak się dzieje
kiedy przychodzi szczęście

wyciągniesz dłonie
pragniesz złapać miraże zaokienne

a może razem
wpadniemy
niebo przekroi się
w poprzek
na szczęście

czyn zamiera bez grzechu


pełen odlot

dzwoneczki
rozbudzone jednym ruchem
wypuściły melodie
z czasem oswoję wiatr
dla łagodnego powiewu
bez burz i nawałnic

z kamieniem w jednej i mimozą w drugiej
ręce krzyżuję bez wyrzucania sobie
zmarnowanego czasu

wypożyczę skrzydła
pozostawię ulubione korale
buty na obcasie
już nie pasują
do koloru włosów

polecę

minęło tyle lat



Myślałam że jak będę tym czym nie jestem, wszystko się zmieni



uczucia łabędzi pozostają niezmienne
pływają w tym samym jeziorze
wchodzą do tej samej rzeki
u źródeł oczyszczą pióra

nie lubią krętych schodów
wysokiej wieży

sportsmenka?



ogarnia ją fala drgań
przy odbijaniu
ruchów wtórnych

miota się dziko
w niej euforia
sygnały
poddają się erupcji

cel
trafiony w samo sedno

na pewno nie schudnę z tęsknoty



kiedyś znałam dobry sposób
ucieczki
jak najdalej
do miejsca gdzie rozpalano
wszystkie światła
i ty
stawałeś się jedynym
wyzwoleniem

dziś sposobem na życie
dobra forma
na słodkie ciasto

winna odległość



świat się kurczy,a odległości między ludźmi rosną.


jesteś dalej niż codzienność
czeka od rana z bąblami w kuchni
kipi kasza
wieczorem też
w ulewnym prysznicu
z piany spłukuję niewinne spojrzenia
układam w senność
ciebie
nie widzę a nawet
jeżeli mielibyśmy się spotkać
to w tym mieście dosyć często
spotykają się ludzie przypadkiem

w miejscach

do których chodzę
brzęczą grzech(otki)

żebraczka



Stała wróblami podszyta
w nieśmiałym przygarbieniu nie liczyła
ani miesięcy ani lat.
Szara, jak kolor ulicy prawie
przyklejona do ściany domu,
który nie mógł być jej
widokiem na jutro.

Nie zauważali jedni, przestawiali inni
wciskali własną tolerancję -
nieodczytane sumienia.

Pewnego dnia ktoś podarował jej różę.

Dzisiaj widziałam cień
wciśnięty w ścianę
z widokiem na jutro.

dziadem proszalnym jestem



moje drzewo rozrasta się,
w rozgałęzieniach coraz więcej gniazd
- wylęgarnie aniołów,
w ich skrzydła kiedyś złożę mój sen

zawczasu splatam gałęzie
zanim spłoną. w ciemności
przerzucam łuk nadziei
na szczycie
zatrzymała się pieśń

Bóg otwarł mi drogę przez Morze Czerwone
a ja krzyczę, że jestem na dnie

mów, Panie,
ale najpierw otwórz uszy moje
i z oczu zdejmij zaćmę

będę słuchać może
obrócę dni w jasną stronę

zachścianki



szukałam empatii
a znalazłam słowa
do żywego dotykają miejsc
niezamieszkałych z braku
wyrafinowanej perwersji

- sztuczna porcelana
tylko z wyglądu jest taka sama
tłucze się jak chińska laleczka
nabiera rumieńców pod wpływem ciepła
na dobry początek wystarczy
uścisk dłoni

Panwkratkę zminiaturyzuje moje duchy
niespokojne

przysiądę

sny druidowe



zatrzymasz do utraty
zamarzenia
wiatr skołysze
niekończący się
sen
drzewa

staną się domem
posłaniem ogrody

z bezpiecznej niszy
spojrzę
na wszystko
inaczej

nad wiekiem
pochylam się
coraz bardziej

łyso

modliszka



W ramionach zmieści
niejednego`
w uśmiechu
utonie człowiek

czeka następnego



smutność walentynkowa

niebo co miało być rajem
w piekło zmieniło się
- szare
nie chcę więc nieba
ni piekła
- ot rzekłam
w zawieszeniu
między i pomiędzy bez

chcesz
to bierz



malarz niezdecydowania



niesfornym pociągnięciem
rzuca wyzwanie na blejtram

płótno rozpięte świadomością
zakazanych owoców

rozkłada formę w pąsach

pędzel delikatnie dotyka
naciska zaciąga farbę
maluje
plamą

nieuchwytność późnonocna


w tle samotność zawstydzona
przymyka skrzydła

obraz w ramach


tylko czułość idzie do nieba

dotykam twojej skóry powietrzem
rozgrzewanym w dłoniach
uczę się wszystkiego od początku
układam się wygodnie w pępku
oddycham równo z ciepłem
które rozpływa się w tobie
jak wosk
przenikasz przeze mnie
kładziesz wzrok na ciele
lepkim od ciebie i tobą łagodnym

nad ranem strząsam z nas
łabędzi puc

ogłoszenie




oddam całkowicie za darmo
depresję
napędzaną mieszanką nostalgii z melancholią
w ramach promocji - kosz wyrzutów sumienia
z własnych upraw ekologicznych

cena do uzgodnienia
- istnieje możliwość wymiany
na motyle w brzuchu
gwiazdy w oczach
ewentualnie za pół litra
czystej kryniczanki

adres do zapamiętania:
w czwartej stronie świata
- gdzie w ogrodzie malwy kwitną -
domek ociosany z przypadłości
pod wiekową miodną lipą
numer domu-
w starej ławce szczebel piąty
co się zagubił z miłości

dziura do nieba



trzymam w ręku
patyk
nasączyłam go niebem
a teraz bawię się

zaciskam na nim palce
mocno do bólu i delikatnie

wrysowuję w powietrze wszystkie znane mi
kształty
żeby nie pozostawić po sobie
najmniejszej nawet blizny

przyglądam się obdartemu ze skóry
jest lśniący i gładki
pragnę
poczuć, jak sączy się z niego
lepkie życie

nawijam na niego chmury
jak watę cukrową
potem zjadam ją
sycąc się słodkim ciepłem

Spogląda na mnie smutno.
"Chodź, pokażę ci dziurę w niebie"



wiersz 'zmetapotforzony' w swojej idei



hej, wy tam, głośni, bezgłośni,
co tyle wiecie o świecie,
w karcz pniaków sierpami
strzelacie przynajmniej udając ,
że czytacie - przystańcie

*
gdy ona zrzuca z siebie
winną przenośni kamizelkę
rękawy słowami zaplata
kosmaty warkocz czarmarnych metafor
szarą dłonią w proch
- powietrze
błękitem bieli
płomienie żółci
pół na pół
bo czymże jest

jawą przejawioną
w fioletach blizn
niespisanych wierszy

stoi załamując ręce
nad tomikiem
pierwszym
*

assai - uciekaj
do Benares?

krzesło
miękko osadzone w świadomości
zamszałej po latach
ty na nim
ja
na kolanach ściskam dłoń


pocałuj mnie w zachwianą wiarę
nie zawracaj

al..alc.. haimer? może być na wesoło




słońce jesienne wysusza mózg
metodycznie dokładnie powoli
dla niego to duży plus
bo skleroza podobno nie boli

skulony w swej pelerynce
rzeczywistość pomyli z baśnią
smażąc kropki biedronce
obdarzy dozgonną przyjaźnią

chyba że jakaś frau odkryje
panaceum und antidotum
albo pogoni deutsche herr kijem
by nie zadręczał głupotą

gdy przyjaciel w partyzantkę poszedł




serce Eryniom oddałaś
za życie przespane w półprawdzie

jeśli nie wiesz o co chodzi

przywiodło mnie na te bezdroża
dookoła wody, lasy, pola, kilka domków
jeszcze niewygładzonych cywilizacją
chybotliwe wiejskie zapatrywania
przelewają się i łamią falami
czasem okoniem stają rozpaczliwie zasysając
powietrze spierzchniętymi dłońmi
zawężają drogę do nikąd
zatapiają palce głęboko
w horyzont gęsty od piany

tyle z nich do dziś

dźwięk telefonu otwiera mi oczy
wykrwawiam się
rozdzierana na strzępy
lekceważeniem

pozostał tor
nie ma pociągu

droga do jeziora jakby do siebie



prowadzi przez

witraże w seledynach
przebłyskach promieni
słońca wędrującego
na skrzydłach ważki falującej
nad trzcinami

*
z bukietu zieleni
oddzielasz błękit od skrzydeł
a skrzydła
oderwałeś niebieskiej ważce

i stało się wszystko
od początku
musisz wędrować
w poszukiwaniu



wiosna z o.o w ZOO

tymczasem
w obłokach niedosyt żółci
na lipie
lipnie rozkłada się szron i sadź

toniemy w pomarszczonych kałużach
bluzgając błotem monotonii
co się przedłuża

wiosna dostaje czkawki
od ciągłej gadki bab zielonych
stojących w kolejce
po namiętność

zapługują się orne chłopy
i staną poletka ozime
nadwyrężone przez sarny
spod budki z piwem gawrony
obudzą naturę

zima - kurna- ustąpi
zalana ciepłem złotego deszczu
kap, kap, sik, sik
rozpada się kapuśniaczek na łepki
przebiśniegów
żółtych ranników

rozmrrrrruczą się koty zakocurzone
krety podryzą nogi żyrafie
co szyje w chmurach
topi

wiośnie
wreszcie minie czkawka

z braku podpałki





pamiętam cię z opowieści o krajach
w których zawsze chciałam kwitnąć
po drodze wodę mam tylko
dla oczu drzewa prześwietlone czasem
słyszę

czasami zapach
palisz w kominku
to magia sosnowego lasu
niesie kadzidło

staję pośród – jak Westa

składam ręce
i rozkładam w kłębach dymu
bez ognia

piesdomni


w małych miasteczkach nie ma mostów
które dzielą żałosnych
i łączą półżywych


w małych miasteczkach nie ma mostów
odpowiednich dla tych z kulawą nogą
piesdomnych z wyboru
albo z pierwszego kontaktu
do próżni
balastu

z prawdą której nie stać
na słowa mówione w oczy
prosto z mostu takiego
tutaj nigdy nie było

w małych miasteczkach nie ma mostów
które dzielą żałosnych
i łączą półżywych
w supermarketach
kupiono- sprzedano
do ostatniego wina
zawsze leży po stronie
najmniej sobie winnych

pod mostem
tylko szkło nie ulega rozkładowi

do wiosny



list do ciebie bez ciebie zaczynam od słów:
pamiętam takie dni
a potem długo długo nic

krew zakrzepnie w długim oczekiwaniu
dni odcinają się drastycznie od światła
oszronione skrzypiące
zamglone przemijaniem w przycichłych sosnach
aż pod chmury nic tylko śnieg i ptaki uderzające głową w horyzont
strach gołębi i kłótnie wróbli w siarczystym
zatykającym dech powietrzu
poślizg nóg

wycie wiatru przeciągłe coraz bardziej nieznośne czekanie na cień
na zmartwychwstanie liści na zielony zamęt na odtajanie

piszę
w imieniu


BALET ŁABĘDZI - czyli re'Animacja




zimowy space'rek

wypuściłam się na scenę drobnym kroczkiem
taki balet w kozakach na sztywnych stopach
i nagle piruet zawrotny w tempie oberka
do przysiadu płaskiego
brwi ułożyły się w wykrzyknik
usta - w koło ratunkowe

wszystkie gwiazdy rozświetliły mrok przed oczami
księżyc zimnym okiem
wybłyszcza kryształową taflę
zaklinam speszonym oddechem
„ a niech to cholera” podnoszę głowę
i czuję jak mi rośnie limonka

dojrzewać będzie zmieniając kolory
w zaciszu wymuszonego reanimowania
zagęszczam się w pokrywie lodu
bez odwrotu na odwilż

muszę czekać
- na jezioro łabędzie?

czekając na maj




Kiedy noc spotka się ze świtem
jak dwa pragnienia wtoczymy się w zieleń
promykiem złotym osłonięta zalotnie
na ptaka twojego nałożę się trelem

w alkowie ziemi niebiańskie tony
języki sznurują gorsety drżenia
niosąc pod sufit skrzydlate żądze
strząsamy z siebie zauroczenia

powietrze aż drży od namiętności
ja na ciebie już się nie zżymam
następny przedświt ptaki obudzi
twojego w dłoni sprawnie zatrzymam



czekając na maj


Poranek, wiążesz siebie w całość.
Dusza wciska się pod sznurowadło
gorsetu


kiedy świt noc zarumieni
i złoty strumyk odsączy zieleń
namiotem liści ledwie zakryta
na ptasie rozkłada się trele

w alkowie ziemi niebiańskie tony
dzioby związują mowę perlistą
niosąc w świat skrzydlate drżenia
z drzew otrząsają rosę wszystką

w powietrzu fluidy ptasiej miłości
i wiosna na zimę już się nie zżyma
świt przełamany bezmiarem promieni
w pazurkach przy oku zatrzymam

Pankratkowy wypatruje wiosny





liście radośnie szeleszczą dzieląc zieloność stadła
- mówię o wiośnie, maleńka, gdybyś nie odgadła

za oknem jaskółki odbudowują związki ze starymi gniazdami
- to o ptaszku, kochanie, nie o tym co między nami

kocim? pazurem rozdarta marynarka przytępia ciszę
- o czym prawisz kochanie? Wcale cię nie słyszę

buty znudzone brakiem ciepła pokasłują rytmicznie
- nie ma co się ślimaczyć, odrzekł pan flegmatycznie

i przyczesał siwą kępę chcąc wyczarować przystojnego szatyna
pomaszerował w drugi kąt pokoju strzelać w nową sąsiadkę
- oczyma

dlaczego ptaki nie wiją gniazd na brzozach



słowa stanęły w kolejce po żelazko
do prostowania twarzy
a oczy zaszły mgła, pióro się rozdwoiło
nie chce pisać

wiesz ten wiersz nieporadny
bez dystynkcji jak te brzozy blade
złapać chcą gołębia na ziarno gwiazd
kruchość i wiotkość i wiatr pomiędzy
parującymi
w oczy sypie zakłopotaniem

po raz kolejny
parzy szorstka kora

kwiecień- plecien



spadnę w twój kaptur promykiem
zagubionym na szarej gałęzi
zabluszczę ciemność wewnętrznej kieszeni
jak demiurg napełnię ci płuca świeżością
i staniesz się świadkiem cudu
zagadki zamienionej w rebus
o babie co nad Wisłą

jestem mądrzejsza o zapomnienie

pobudzając czakramy - prezent




na twoich piersiach wkreślam dwa
serca w kole wpisanym w kwadrat
obrazy wielobarwnie opadają
i wiem że jestem na dnie
twojego lewego i prawego oka
czytam
odbite miłości
wszystkich gołębi wzbijających się w niebo
wczorajszych przyjaźni

moje codziennie napełniam deszczem
byś mógł utopić się
na zawsze
zmierzam Q dobremu

może zakwitnę lotosem

piątek, 20 stycznia 2017

co mówią o mnie gwiazdy


Lubisz wychodzić do ludzi, chociaż nie potrzebujesz być w centrum uwagi. O wiele bardziej interesuje Cię, jak zachowują się inni, co mają do opowiedzenia oraz co dzieje się w knajpie obok lub w ulicznej kafejce. Obserwowanie ludzi jest dla Ciebie o wiele bardziej interesujące niż oglądanie telewizji, jednak przy tym przykładasz wielką wagę do tego, by pozostawać na uboczu, by nie wpakować się w kłopoty.
Twoja powalająca kreatywność!
Stale masz nowe, szalone pomysły, które wprowadzasz w życie. Twoja kreatywna żyłka pomaga Ci, byś widział/-a w każdej sytuacji życiowej światełko w tunelu. Twoi bliscy doceniają Twoją kreatywność i radość życia, i dlatego tak chętnie przebywają blisko Ciebie.
Grecka stolica jest przepełniona historią. Jesteś osobą, która kocha odkrywać nowe rzeczy. Podajesz rzeczy w wątpliwość i patrzysz często na historię, ponieważ z niej można się najwięcej nauczyć. Przy Tobie można się bawić w inspirujący sposób – jesteś prawdziwie

intelektualną osobowością. Nic dziwnego, że Twoja dusza pochodzi z Aten!

czwartek, 19 stycznia 2017


Przydatna Afirmacja:
"Mistrz i Zielonooka Nadzieja" - panorama książki
„Nie zniechęcają mnie żadnego rodzaju opóźnienia, niepowodzenia i przeszkody.
Rozumiem, że mogę przechodzić przez niezbędny proces samouzdrawiania,
który przygotowuje mnie do następnego etapu na drodze do Lepszego Życia.
Nie poddaję się w takich chwilach, lecz cieszę się powodzeniem,
sukcesem oraz szczęściem innych.”

Johanna Kern- mentorka pozytywnego myślenia


Jeśli chodzi o życie – nie ma takiego problemu, na który nie byłoby jakiegoś rozwiązania
Kiedy stajemy się tego świadomi, cały świat zmienia swe kolory.
Czy pozytywny sposób myślenia może pomóc w rozwiązaniu naprawdę poważnych problemów.
CO WYBIERAMY: PROBLEM CZY JEGO ROZWIĄZANIE?

NASZE MYŚLI STAJĄ SIĘ NASZĄ RZECZYWISTOŚCIĄ

Sposób, w jaki myślimy, wpływa na nasze własne życie i życie innych.
Tak naprawdę się dzieje.
To nie jest po prostu stwierdzenie, opinia lub przekonanie.
To, co stawiamy w centrum naszej uwagi,
ilość czasu i energii z jaką utrwalamy w naszym umyśle pewne konkretne myśli – wszystko to przynosi konkretne rezultaty.


mechanika kwantowa potwierdza wiedzę starożytnych nauk: świat materialny/fizyczny, jaki postrzegamy poprzez nasze zmysły – nie istnieje. Jest tylko iluzją. To, co widzimy istnieje tylko w naszych, tzw. obserwatorów, mózgach, a dokładniej w naszych umysłach, które podsumowują doświadczenia naszych zmysłów – dając nam iluzję „rzeczywistości”. NATOMIAST„połączalność” oznacza, że wszyscy tworzymy i współtworzymy nasz świat nie tylko dla siebie, ale także dla tych, z którymi w jakikolwiek sposób jesteśmy połączeni. Czyli praktycznie z całą przyrodą, wszechświatem i wszystkimi ludźmi na planecie. A to dlatego, że na poziomie energii jesteśmy połączeni ze wszystkim co istnieje, w taki czy inny sposób.
Jesteśmy częścią jednego wielkiego pola energii, w którym doświadczamy tego, co postrzegamy jako naszą „rzeczywistość”.
Wszystko co istnieje, jest energią. W skład energii wchodzi wszystko, co jest materialne/fizyczne, czyli doświadczane przez nasze zmysły, oraz wszystko – co tylko można postrzegać: to jest nasze myśli, emocje, elektrony (tak, nikt nigdy jeszcze nie widział ani nie zważył elektronu) itp. Wszystko co istnieje, czyli energia, objawia się w postaci fal i wibracji. Oznacza to, że wszystko co istnieje, w swej podstawowej skali – wibruje, czy też drga.

życie to nie jest wyścig, ani konkurs na to, kto jest najszybszy, najbogatszy czy najmądrzejszy.
Życie jest naszą szansą na to, aby móc się jak najlepiej rozwinąć i odnaleźć piękno i szczęście w naszym istnieniu.


Zmiana sytuacji życiowej, znalezienie lepszej pracy, stworzenie wspaniałego związku z ukochaną osobą – wszystko to zaczyna się od pierwszego kroku.
Tym pierwszym krokiem jest zmiana naszego sposobu myślenia. A jeśli wiatr wieje nam w oczy – pamiętajmy, że jeszcze raz damy radę. Możemy się podnieść z upadku, otrzepać – i dotrzeć tam, gdzie chcemy się znaleźć.
Zawsze damy radę, bo nie ma takiej siły, która byłaby potężniejsza niż prawdziwe Serce człowieka i jego jasny Umysł.
Jesteśmy ludźmi, mamy w sobie potencjał, aby być nimi najpiękniej.

czekając na kukułkę




kiedyś napiszę prawdziwy wiersz
taki liryczny, prawdziwy, świeży
dziś żłoby na moim Parnasie
pełne są sieczki
- tak widzę

długopis obrósł w pióra
odlotowo potraktował moje sprawy
ołówek wystrugał się ponad zamiar
rozłożył jak stara drewutnia
grafit na niebie tworzy
sklepienie pomrocznej jasności
- tak mam od niedawna

za krótkie palce
żeby grzebać w cudzych myślach
laserem w oczach prześwietlać
puste kieszenie

potrząsam z przyzwyczajenia
słysząc kukanie


Jacek Suchowicz

długopis obrósł w pióra
odlotowo sprawy potraktował
ołówek nic nie wskórał
nie rozumie – o czym mówią słowa

grafit niebo zasnuł
zaciemniając sufity sklepienia
a Ty chcesz grzebać właśnie
w cudzych myślach, sumieniach, kieszeniach

lecz bezsens zaległ po kres
zatrzymując codzienne schematy
a kukułka znalazła sens
nieświadomie mierząc upływ czasu



uśmiechnęłam się do twoich myśli nieuczesanych
układanie słów w strofki, to dziwne zajęcie
niekiedy, jakby ktoś sterylnie wyczyścił zwoje
czytasz własne i nie wierzysz, że głodem duszy poczęte
i jakoby wątpi się w myśli płodność
aż nagle wraca ta jasność
już nie zmroczona
biegną literki, jakby się na rewię mądrości chciały załapać

środa, 18 stycznia 2017

osobliwy zmierzch



prześwity pamięci kolejny raz
wciskają się w słowa
przypięte do grymasu twarzy
łapie oddech
z braku innego zajęcia
rozkleiła się
czas ją oszukuje
a może odwrotnie
czyta jego zalecenia
niepotrzebnie przecież
przeziębienie to nic takiego
można wydmuchać

przemija


Poemat, który nie ma tytułu





kto uwierzy, że u źródeł ludzkiego zagubienia jest zawsze brak
czułości i miłości


Najgorsza chwila, kiedy wchodząc do pokoju
wstrzymujesz własny oddech, by usłyszeć tę,
która w zgniecionej pościeli cicho oddycha.
Patrzysz, chłoniesz ciemność wielkimi oczami,
a ona najciszej by nie być utrapieniem,
faluje drganiem w ciele, gdzie noc się domowi.
Możesz zrobić cokolwiek: śmiać się, pogłaskać lub
na palcach cichusieńko, nie budząc nikogo
odejść stąd, niosąc swojego cyrenejczyka.

Patrząc na twarz śpiącej, z głęboką wiarą Bogu
polecasz swoją bezradność i zagubienie.
Ciemność rozświetlasz lampkami cichej modlitwy,
nadając sens temu cierpieniu - wbrew logice.
Rany nie gojących się blizn, są jak stygmaty
na jej ciele. Szukasz odpowiedzi u Pana : -
ona jest sympatycznym atramentem Stwórcy.
Sumienie tylko paruje pod maglem grzechów.

Gdzieś w mroku, za oknem anioł prostuje skrzydła.
Mógłby łatwo podejść znienacka, w każdej chwili.
Jednak zwleka, jakby dawał czas tym na ziemi,
na jedyny rodzaj zajmowania się sobą:
co nie jest samolubnym dowartościowaniem.
Miłość, która późno odważyła się mówić,
wypełnia najtrudniejsze godziny wyrzeczeń.

De’gustacje przekonań – czyli przekonania warunkowe




"Cynik w prawdę nie wierzy, fundamentalista się jej boi".

nie mam wprawdzie nic naprzeciwko
mając własną filozofię jestem otwarta
rzekomo tolerancyjna
zwątpieniem
jak gorczycą obsiewam prawdy niedowiary

rzecz jasna mam swoje miejsce w kościele
wyznaję otwarcie wątpiąc; o ile istnieje
i faktycznie jest Jeden i że cokolwiek stworzył
jestem ewidentnym przykładem
czy dobrym?

jest problem wyzerowania doskonałego
jako przygotowanie do dialogu
poglądów na te tematy
że nic nie wiadomo a wszystko jest względne
i najlepiej dać się wymienić
granat owo

mając przekonania a właściwie ich brak
rodzi cyników jak i fanatyków
mocnego strachu o piasek sypiący w oczy

testuję swoją wiarę jak proszek do prania
ryzykuję zwrot kasy i przeszkadza mi to
że jest do kitu a okna plastikowe

szczerze wyję do Boga że nie umiem uwierzyć
wysłucha

warszawskie wspomnienia



w oddali...


słychać tajemne mruczenie lasu
melodie pulsują w skroniach. jesteś.
już jesień. winorośl kładzie się cieniem
na werandzie, drzewa płoną.

Nie muszę wędrować. tutaj wszędzie
blisko. tylko do siebie nie jesteśmy
zapisani między wersami. gamy
barw łamią pamięć. A ja już w bieli.

Szaleństwo doskonałe, wyczuwalne
myślisz że można je oswoić - jestem
zaczynam wierzyć ; nie jest za późno,
by nauczyć się przycinać dzikość winną.



Panwkratkę się przeliczył



pełno pana w moich wierszach i dziwię się
że jeszcze nie wpadł pan na siebie
przemierzając wzrokiem linijki

rachunków za energię zużytą do granic
oszczędzanie to sposób na życie
ludzi pana pokroju
można poznać
chociaż mawiają że po cholewach
ale te pan tylko smalić potrafił

przez zaciśnięte zęby
do zgrzytu doprowadzał pan furtkę
skołataną latami nadużywalności
niesmarowaną z braku wycieków
nieszczelnym korkiem

kasabezdna

sumiennie czeka w depożycie


>


JAK PANWKRATKĘ UDAWAŁ
SIĘ W PODRÓŻ



Na stole liść mapy zżółkło- zielony
z niebieskimi bezkresami mórz i oceanów
rzekami podzielony
niesprawiedliwością myśli Panwkratkę.

Myśl była w sam raz do dyspozycyjności
kuzyna szastającego zieloną zgnilizną,
-tfuj- rzekł do siebie wcale nie rozgoryczony
owymi konkluzjami.

Przy okazji wizyty roztaczał uroki tajwanek
i innych skośnookich cudów siedmiu mórz
pociętych sprawiedliwie południkami
dla pozoru- stwierdził z satysfakcją.

Wpakował zwitek w coś co udawało
pękaty portfel i niezbędnik toaletowy-
bo to różnie może się zdarzyć - marzy
przez iluminator oglądając chmurzenie się
niepogodzonego z sytuacją gościa.

Turbulencja wprawiła go w miłe łaskotanie
gdy wylądował niczym grzyb pleśniak
na kolanach stewardessy zakwitł rumieniec
zakłopotaniem. strzepnęła z fartuszka majonez
co go wczoraj Panwkratkę przerobił
z soku selerowego- dla kondycji- cedził przez zęby

Wzrastały ruchy turbulencyjne wywołując jęki na zapleczu
osiągnęły kulminację w komorze prześwietleń
z pustymi workami Panwkratkę udał się w dalszą drogę .
-za friko- myślał w duchu pakując się z przyjaciółmi
do rikszy.
- świat jest pełen osłów, a wszystkie pociągowe-
błaznował.

Hotel pod Potencją miał potencjalnych amatorów
lekkiego wydalania w stylu: masztojesz
i tu nasz przyjaciel przeszedł równik siebie
stawiając na głowie kuzyna, trząsł
z niego każdy w soli wymoczony dolar.

Nocne wybiegi plażabar były jego codziennością.
W ulubionej dziedzinie osiągnął rekord Rysia.
Tylko słońca unikał jak diabeł warszawskiego metra.
- nie będę udawał Murzyna- stwierdził.

Z podróży na pamiątkę przywiózł figurki kamasutry
- nie ma tego złego- usprawiedliwiał sumienie.



Mysz idealna, żali się pani Wrzucik



czasami we mnie dojrzewa jedna myśl
ma pazury i jest szara

mysz głodna emocji czeka
na muśnięcie kocich pazurów

na twojej działce tylko
trawa aksamitnym dotykiem gotowa przyjąć nagie
szepty wyzwolone z ciasnej przestrzeni chwiejnych oddechów
poddańczo ścielą się stokrotkowe wzory

poza

potrzeba kochania rozrasta się do rozmiarów baobabu
w zagięciach konarów rzeźbione formy ulotnej sublimacji
zadziuplone przed zimą

puls

łzawi proporcjonalnie do szumu
w skroniach nienasyconych zimorodnie
barwne lata przemijają w oderwaniu ramion
od ciała
bezpłciowo

psy mają panów- mysz kota
a ja?


*Panwkratke robi pierwszy podjazd

okrążywszy zaułki
podjazdem na gazie
nie przekraczając dozwolonej szybkości
powiedział co miał na wątrobie
wszystkie stwardnienia odbijały się
grochem o mur wolnostojący

do tej pory nie przeszkadzał

w lewo nigdy do lusterka
przez ramię wbijał wsteczny
sprawdzając minę siedzącej na razie
bokiem do jazdy

na oślep - szalony
jakby tylko on na świecie

kiedyś krzyżowaniem przyrzekali
że razem, że na pewno
wniebowzięta
ciągle ma pod górę


Jak Pan w Kratkę panią bez głowy zostawił


jeśli masz na imię ewa, możemy zaczynać od nowa

W nagim słońcu na murawie skoszonej jeszcze wczoraj
do głowy jej nie przyszło pytać o fundament
wyznaczania podstaw niemego kina i rolę statystyki
*
Snując plany pozbycia się balastu patrzył
na rozkład, bał się zakłóceń tych wszystkich części
psujących się na trasie - łącznie z nią-

Zrzędził na konia u płotu i odległość
język w bucie uwierał palec na okrągło jak zbieg
okoliczności i nagle

wszystkie zimy przykleiły myśl
o ciepłej zupie, do fasolki po bretońsku
nie przyznał się
sam przed sobą nawet teraz
jakoś to będzie

przecież ma jeszcze konia



Panwkratke wpadł w oko...

pokryta ciężkim szkłem kopuła Oka
nie przepuszczała kropli ale co tam
żeby wyrównać cenę można ponarzekać
- za darmo.

Świat jest jednak po niebieskiej stronie
widokiem zafascynowani stanęli w miejscu
w kulminacyjnym punkcie Oka.

Tamiza o wylizanych brzegach
szczerzyła się maleńkimi stateczkami
Wielki Ben ostro rozpoławiał
chmurzaste zwyczaje parlamentu

A Oko -londyńskim zwyczajem taktownie
do niewygodnych gości -stało sobie
widokami w dół
zamarły wrażenia na czubkach głów
Panwkratkę na zimno podjął akcję
krawatową.

Wykręciwszy się po polsku krawlinami
spuścił się w błoto a potem schodami przed siebie
nie bacząc na stamiziałe buty; stali się sobie równi
on i rzeka
- sprawiedliwość jest moja - powiedział zdegustowany
- niech leje.


Panwkratkę pisze zza oceanu

kiedy siedzisz z myszką w dłoni
płodząc czarne mrówki czy czujesz
poprzez alfabet moje namiętności?

w głowie nie powstają fanaberie
nie ma w niej nieuczesanych myśli
łysa ona
kobieta obok której kiedyś
budziłem się
nie znalazłem nimfy
stała się cenzorem

niekiedy spojrzę
przez okno na niewidoczne drzewa
w parku
kaczki prawie jedzą z rąk
kawałek nie mojego chleba

na obczyźnie
we mnie mur
rozpęka
i tęski kalinowe sieję z wiatrem
na wschodnią stronę wybrzeża




Pani Wrzucik odpowiada

kiedy spoglądam w czarne litery
nie niosą one żadnej radości
ty śpisz w najlepsze wiedząc dlaczego
śnisz o Wiśle- pełny sprzeczności

nie mogę usiąść na twoich kolanach
jak to kiedyś miałam w zwyczaju
i tylko liczę na resztki wspomnień
z naszych wędrówek po (k)raju

nie było nam dane żyć na zakolu
gdzie mrok otulał wspólność tajemnic
i ćma naoczny świadek istnienia
stańczyła walce w płomieniu świecy

więc pytam
skąd źródło rzeki pragnienia
dlaczego płaczą nierozpoznane.
czy w wodzie można zamknąć marzenia ?

PANI WRZUCIK ODPOWIADA cd.

z tobą wszystko, bez ciebie nic
chcesz to leć za siedem mórz
zostanę w dolinie kapryśnych wzgórz

nie szukaj skruszonych kamieni na dnie
tylko skalne zręby fala omiata
wczorajsze buty nie znają języków
poszarpanych dociekliwie tej nocy
nie zasnę

posłucham melodii
wiatru północnego


Widziałam, słyszałam, czułam

słońce w dzień
chowa się w cień,
promienie bez ustanku
liczą szczeble na ganku

noc rozjarzyła gwiazdami niebo
ciemność na szali odważa dzień
gankom nie dane usnąć
brzęczenie słychać w usnutej pajęczynie

Widziałam delikatną nić babiego lata
jak wzlata w przestrzeń nieładem
liść schnący na bezdusznym niebie
wydawał dźwięk, czułam jego tchnienie

byłeś winien siwych nici
rozwieszonych w blasku słońca

na mojej głowie




gdy życie ulatuje



ostatni błysk słońca


cisza
czekanie na kres myśli
wygniata kolejne wschody
łagodni
pogodzeni z losem
chwytając w locie słońce
wstępujemy w zachód

zamarznięte na szybie obrazy
nie odtają już ptaki nawołujące

w zdławionych szczelinach
mrok zgasi oddech
ciiiiiii

sza



Krystynie- koleżance z liceum


na zielonych łąkach Pana
jest wiele miejsc dla nas


pamiętasz - dobrałam się do twojego siana
nożyce tępe a schody do nieba
goniłaś mnie przez korytarze cieniem
kładł się dzień
schowek w łazience straszył
wyrzutami sumienia przepełniony kosz
twoich sianokosów

to najbardziej utkwiło gdzieś głęboko
czarna dziura śmieje się z młodości

mówiłaś: będę poetką - zaparcie cię czytałyśmy
chłonąc miłość z wersów
- ty pisz książki - powiedziałaś
goniłam komary przekornie nożyczkami
zbierając strzygi twoich włosów

dziś bogu czytasz poematy
moją powieść pisze samo życie
za mnie za nas

zmęczony motyl przestaje machać skrzydłami




Przychodzi taka chwila, kiedy dochodzisz do wniosku,
że wszystko co do tej pory zrobiłaś nie ma znaczenia.


grudzień
w śniegu świat nabiera nowej perspektywy
bardziej oddala się na północ
w stronę dębu za którym zielone światło
daje nadzieję kobiecie w kamiennym domu
została ze swoim proszę ja ciebie pocieszeniem
że to nic takiego
tylko jaakiśtam którego trzeba zradializować

sterydową twarzą dyskretnie spogląda zza firanki
i udaje że jest tam
gdzie ów dąb potężne ramiona wznosi do nieba
też by tak chciała - wiary na wiosenne przebudzenie

na kawałku szyby odbijają się jej myśli
musi ukryć za plecami jasne światło
wie
że ją woła
zagryza usta i tłumaczy wnukom
dlaczego motyle przestają machać skrzydłami

poniedziałek, 16 stycznia 2017

nie ma rzeczy lekkich i ciężkich


spójrz
za oknem stara ławka
puszcza na wolność zielone listki
sztuczne kwiaty
w butelce po żywcu straszą
kąt za szafą
najlepsze miejsce dla pająków
łapią w sieć
naiwne muchy
poczuły świergot ptasi
umieścił się w sercu
w głowie zazieleniły się myśli

w całej okolicy
życie nie mieści się już w garści

nastąpił czas odrodzenia
prostych dróg do niebieskich
pantofelków

zejdź w głąb siebie
i rozsiej to co w tobie najlichsze i najstraszniejsze
twój ciężar
bo widzisz to co lekkie niczego od ciebie nie chce
a ciężkie samo się garnie jak kamień do kamienia

pracuj nad tym co ciężkie
aż stanie sie lekkie
udźwigniesz

wspomnieniowy- znależć swój kawałek szczęścia


"Świat należy do ludzi, którzy mają odwagę marzyć i ryzykować, aby spełniać swoje marzenia i starają się robić to jak najlepiej." Paulo Coelho

siedzę z ojcem na progu domu
na tle rozgwieżdżonego nieba
wypełniamy miejsca oczekiwaniem
wszystko
kojarzy się ze spełnieniem

wypatrując gwiazd
opowiada o perseidach
tych w czterdziestym piątym
nie słucham tyle minęło
czasu

nie interesuje mnie historia
przeżytego bólu i strachu
boję się

rozchmurz się kochanie - mówi zatroskany
właśnie spadła gwiazda

jak mnie kamień z serca

niedziela, 15 stycznia 2017

cos o toksycznych ludziach



Pojęcie toksyczności stało się ostatnio bardzo modne; ot, kolejna moda na amerykańskich psychologów czy psychoanalityków. Była moda na „samozadowolenie” w stylu, jak żyć i się nie zamartwiać, mimo braku pracy i rosnącej góry rachunków, potem na pozytywne myślenie w jak najszerszym rozumieniu tego pojęcia, a teraz przyszła na, jak to żartobliwie nazwałam, toksykologię. Nie chcę tu oceniać psychologów i terapii zza oceanu, bo nie czuję się kompetentna, ale zanim powiem coś na temat "toksyn w naszym życiu", pragnę zasugerować, byście nie podchodzili do wszystkiego, co napisano czy powiedziano, z klapkami na oczach.



Toksyczny człowiek to taki, który uprzykrza nam życie, nie wspiera, dołuje; to jest każdy, kogo nie cieszą nasze sukcesy. Najlepiej odciąć się od takiej osoby, ale co zrobić, gdy jest to brat, dziecko, matka? Musimy pamiętać, że człowiek toksyczny dla ciebie - niekoniecznie musi taki być w odniesieniu do kogoś innego.


Powodem toksyczności jest często zazdrość, a ta wynika z niedowartościowania, ale niekoniecznie nam współczesnego, mogą to być też przeżycia z przeszłości, które cały czas owocują, a w danej chwili... ze zdwojoną siłą. Odcięcie się od człowieka toksycznego nie jest proste, ale jest możliwe, a możliwe wtedy, gdy właściwie zdefiniujemy sytuację.


Gdy stwierdzisz, że ktoś cię zatruwa, że ogarnia cię złość, bezsilność - postaraj się odciąć od niego. Nie wdawaj się w dyskusje lub odreaguj natychmiast. Zatrzymywanie w sobie stresu, gniewu, upokorzenia - może doprowadzić do zaburzeń fizycznych.


Któraś z metod "oscięcia się" poskutkuje. Przecież nie możesz się podobać wszystkim, wszystkim nie dogodzisz, wiec podobaj się sobie. Wszak to ty jesteś najwyższą wartością w swoim życiu, a nie twoje dzieci, rodzice, przyjaciele czy pracodawcy. Od jakości bowiem twojego uśmiechu, samopoczucia czy, w ogóle, życia - zależy jakość twoich układów z twoimi bliskimi ...

Ważniejsza od klasyfikacji jest technika postępowania z toksycznymi osobnikami. Jest kilka sposobów, na przykład rozładowanie napięcia (oddechowe ćwiczenia,
„wydmuchanie” takiego typa z naszego organizmu),
humor - polega to na zareagowaniu na toksyczną uwagę
jeszcze uszczypliwszą uwagą, ale na wesoło,
ale może to też być krzyk, wrzask i hałas.
Trzeba móc uporać się z rezultatem gniewu,
a można to zrobić poprzez odreagowanie fizyczne
(nie zachęcam do bicia,
ale można stłuc szklankę,
walić pięścią w poduszkę),
wygadanie się, wypisanie się (najlepiej wyrzucenie potem tej pisaniny),
zniszczenie pamiątek.

Odwiedzaj swoje wspomnienia,
uszyj dla niech płócienne pokrowce.

Odsłoń okna i otwórz powietrze.
Bądź dla nich serdeczny i nie daj
im poznać po sobie smutku przebytych lat.

To są twoje wspomnienia.
Myśl o tym, kiedy płyniesz
w sargassowym morzu pamięci
i trawa morska zarasta ci usta.

To są twoje wspomnienia,niektórych
nie zapomnisz do końca życia.

Pamieć jest wybiórcza,
dobre pamięta się długo,
ale zło jeszcze dłużej
Nie daj sercu pamiętać zła,
otocz się dobrem, dobrymi wspomnieniami
i pielęgnuj je jak skarb największy.

O myśliwkach w mojej głowie i cudzie w Kanie galilejskiej







gdyby jesieni nie było i tylko pełnia lata
zieleń burzyłaby serce w żołądku
z przejedzenia
zgagą odbijają się myśli

zawracanie głowy czasem
zdaję sobie sprawę że to na nic
takie bicie piany o koralowe rafy naszego
bytu
zamartwianie nie przystoi wierzącym
a głowa nie jest od bicia w mur
tekturowych zapatrywań

weź się w garść
wyciśnij do ostatniego soku
cytrynę swojego życia

i nie narzekaj
przemiana wody w wino może dokonać się
tylko wtedy kiedy wiara jest silna od środka





chęć szukania Boga. ..poprzez Anioły które ON zesłał...by pomagały dźwigać się z naszych upadków. Pomagają czynić dobro i uczą ufać Panu.tylko Mu zaufaj całym serduchem i zaproś Boga do swego serca i życia. ...ON Cię poprowadzi swymi ścieżkami.

zawidoczność






Nauczcie się skorupy świata, zanim wyruszycie
szukać jego serca -Z. Herbert


Nie obejrzę się za nim wyjdę z siebie
na złamanie karku o drogę
nie zapytam - jak będzie i co

pierwszy uśmiech czy spojrzenie
zmieszane jak ślad na wydmie
zostawia w źrenicach każdy ruch

nie trzeba błądzić w domysłach
cudzymi myślami tłuc swoje
słowa dłońmi otulić lub nie

dając więcej niż to możliwe
w zasięgu siebie
śnimy wspólną rzeczywistość

czasem trzeba zmienić
okulary na bardziej słoneczne
by nie móc widzieć tego co zawidoczne

aż dech zapiera gdy normalnie
oddycham pod wiatr