czwartek, 25 maja 2017

początek w końcu


początek w końcu

tłum po drugiej stronie rzeki
bliżej pierwsze zmarszczki
kołyszą się niespokojnie
patrz
zmierzch styka się ze światłem
latarnie płoną
świat z gwaru wnika w głębię
gasnąc wśród mostów

mgła rozrywana przez wiatr
kona pod latarniami
powietrze
strumieniem wylewa się
na przystań

schodzimy
niewidzialni nietykalni
nieprzygotowani

niebo wychwytuje początek

dworcowe historie


Kawałek nieba jest w każdym uśmiechu, w każdym życzliwym słowie ,
przyjaznym geście i w pomocnym czynie.


Autobus planowo zajechał na dworzec w Bydgoszczy.
- Pół godziny przerwy- zakomunikowała zmiennik kierowcy, kobieta, hmm niczego sobie.
- Od kiedy?- pisnęła starsza pani.
- Od zaraz , proszę odliczać czas- zaśmiała się pani ‘kierowczyni’ i wyszła na papierosa.
- Czy musi palić, żeby dorównać mężczyznom?- pomyślałam – ciekawe czy też klnie.
Przez kilka minut siedziałam patrząc bezmyślnie w okno. Po drugiej stronie w zajezdni stały autobusy w równym rzędzie, jak do odprawy.
- Chyba odpoczywają- pomyślałam z głupia frant.
Parking ogrodzony siatką bronił dostępu niepowołanym.Za siatką była jakś rzeka. - Chyba Brda - powiedziała allena. - Albo kanał doprowadzający do niej. Do przystani dobijała barka.I dziwne, nawet nie byłam ciekawa jej przeznaczenia. Ogarnął mnie jakiś marazm. I nie wiem dlaczego przypomniały mi się słowa Kamila Baczyńskiego: „ prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie”. Ni w pięć ni w dziewięć . Czas wielkiej rzeźby kształtuje się codziennie. Ja jestem tylko trzonkiem w rękach budowniczych, ‘ciosaczy,’ nic nie znaczę…Ale spać mogę z czystym sumieniem. Eeee tam, co mi się plącze po głowie. Przemogłam niechęć i wyszłam z autobusu. Szybkim krokiem na sztywnych nogach przeszłam na drugą stronę jezdni, oczywiście przy czerwonym świetle. Pędziłam jakbym uciec chciała przed własnymi myślami. Przystanęłam przy jakiejś chińskiej restauracji. Zapach podrażnił nozdrza i żołądek. Teraz dopiero poczułam, że jestem głodna. Koń z kopytami to mało! Zrozumiałam dlaczego czułam takie rozleniwienie. Brak insuliny. Śpiączka cukrzycowa. A przecież mam cukier w normie. Zresztą kto wie? Zawróciłam. - Zjem loda- pomyślałam. Wstąpiłam do sklepiku. Łakomym okiem spojrzałam… na błyskotki … I kupiłam …naszyjnik. – A co tam, będę miała pamiątkę z Bydgoszczy.
Siadłam na ławeczce i oglądam szkiełka łączone z metalem. Założyłam na szyję – Ładnie się prezentował na czarnej bluzce. Bogato.

- Bardzo panią przepraszam-
usłyszałam za plecami miły głos
- Czy mogę zadać pani jedno pytanie?
Skotłowały się pod czaszką nie powiem wam o czym myślałam.
- Ma pani coś do zjedzenia?
Odwróciłam głowę. Przy ławce stał mężczyzna w nieokreślonym wieku, w białej nawet czystej koszuli, takiego samego koloru włosy i zarost świadczyły, że przekroczył sześćdziesiątkę. W ręku trzymał torbę podróżną wypchaną papierzyskami.
Jakiś żebrak, menel - pomyślałam z niechecią.
Powtórzył pytanie.
- Czy ma pani coś do jedzenia?
- Nie mam – odpowiedziałam szorstko.
- Bardzo panią przepraszam- Oddalił się taki biały, mały i przygarbiony. - Jakby dźwigał krzyż - przemknęło mi.
- Kurna, taki uprzejmy i nie wyglądał na menela. Może rzeczywiście był głodny?

piesdomni
pokaż mi takie miejsce, gdzie sen nie jest snem,
a życie jest jak sen

w małych miasteczkach nie ma mostów
odpowiednich dla psa z kulawą nogą
z wyboru lub pierwszego kontaktu
do ostatniego balastu

z prawdą której nigdy nie stać
na słowa mówione w oczy prosto z mostu
tutaj nigdy nie było

w małych miasteczkach nie ma mostów
które dzielą żałosnych
i łączą półżywych w supermarketach
kupiono- sprzedano do ostatniego wina
zawsze leży po stronie
najmniej sobie winnych
pod mostem
tylko szkło nie ulega rozkładowi


Nie zaprzątałam sobie więcej głowy, wyjęłam szminkę i pomalowałam usta.Co chciałm osiągnąć? Zmusić do milczenia? Oszukać ?
Popatrzyłam na rzekę, na barkę cumującą, na baby żywo dyskutujące o niczym i weszłam do autobusu. Kanapka ugrzęzła mi w gardle jak jabłko Królewny Śnieżki .”Kubuś” smakował jak wiadro piołunu. Ogarnął mnie palący wstyd. Rozlewał się od żołądka po czubek głowy, kropelki potu wystąpiły poczułam pod nosem. Wybiegłam z autobusu. Mężczyzna stał przy kiosku z żywnością. Sięgał do kieszeni. Zajrzałam mu przez ramię, w garści trzymał kilka żółciaków, rysy twarzy zaostrzyły się, usta wygięły w podkówkę. Dorzuciłam kilka monet.Zaskoczony złapał mnie za rękę chcąc pocałować. Wyrwałam się i uciekłam, słowa podziękowania i moje wyrzuty, biegły za mną aż do autobusu. Trzymały się nawet wtedy, gdy minęliśmy Toruń. Czułam się parszywie. Zasnęłam. Śniłam o Cyganach, jakbym to ja była winna, tylko czemu? Biedzie? Chęci żebrania? Braku perspektyw? Słowo żebrak nie przeszło mi przez usta.

Sójka

Stał wróblami podszyty, cały w bieli
w nieśmiałym przygarbieniu nie liczył
ani lat, ani plam na twarzy .
Szary, jak kolor ulicy prawie
przyklejony do przystanku ,
który nie mógł być jego
gruntem pod nogami.

Nie zauważali jedni, inni
wciskali w uszy własną tolerancję
niedoczytanych sumień.

Pewnego dnia ktoś podarował mu torbę podróżną.

W powrocie zobaczyłam cień
wciśnięty w ławkę bez widoku
na jutro.

On nie opuści swojego miejsca.
Inni za niego to zrobią.


Warszawa przywitała mnie pogodnym niebem. Nareszcie przestało padać. Czekając na autobus prostowałam nogi po dziewięciogodzinnej podróży. Nadjechał mój docelowy 127. Było ciemno, gdy dotarłam na miejsce. Marysia wyszła naprzeciw.
Stół zastawiony, a ja nie czułam głodu.


Kawałek raju jest w każdym sercu, które stanowi zbawienny port
dla nieszczęśliwego, w każdym domu z chlebem, winem i serdecznym ciepłem.
Bóg włożył swoją miłość w nasze ręce
jak klucz do raju.
Skorzystamy z niego?

wiersz o przemijaniu, drzewo pień rozdarty trzyma straż


tylko pień rozdarty straż trzyma nad zwłokami

dłonie
dotykają miejsc gdzie przelatywały mgły
wilgotne ciepło mieszało noc miękkim dźwiękiem
otaczającej wody

kiedy lata zaczynały opadać z kalendarza
szczyty w brązach tliły się na tle księżyca
zaczęła wyrastać

wśliznęła się w tożsamość
zdobyła status zasiedleńca
opanowała niezamieszkałe obszary

ratunkiem miała być szczepionka

pękły ramiona potężnego starca
z hukiem i krzykiem
ptactwa

próchnem płacze
zieloność wydeptana przez ludzkie myśli

...

myśli wciąż wilgotne
schną na sznurze
spięte liczbami

ostatni błysk słońca,


cisza
to czekanie
na kres myśli
wygniatają kolejne wschody
łagodnie chwytając w locie słońce
wstępujemy w zachód

zamarznięte na szybie obrazy
odtają ptaki nawołujące

w zdławionych szczelinach
mrok zgasi oddech

cisza

wiersz babyizby

nie toń w domysłach zapytaj o imię
gdy stygną ognisto świąteczne prezenty

zabiorę co dobre spod poduchy śniegu
szepty i dotyk
w spełnienie wrośnięte

na bieli wszystko wydaje się czyste
inkasent rachunek wystawi podliczy
zajrzyj ponownie gdy stopnieją lody

gdybyś przypadkiem był w okolicy


piątek, 12 maja 2017

mgła


zawisł nad mostem
z oparów rzeki
biały całun niewiadomego

patrz dokąd idziesz
metr po metrze
bariera asfalt pęknięcia

nie pękaj omijaj
droga wprowadzi na prostą

nie ma nic
a jednak jest

cały świat
w nicości


stacja odizolowanie, świt


nie zmuszaj do przyjęcia
osobistych wizji
wyparcia świadomości nie pomogą
w ponoszeniu konsekwencji

nigdy nie będę podkładać się
pod pędzący pociąg twoich domniemywań
pamięć zagoi się z czasem
napisy blizn zaznaczą końcowy przystanek

winisz semafory źle ułożone tory
sam ciągnij ciężar po wytyczonym szlaku

odłączam się od transmisji danych
na stacji odizolowanie


świt
wypełza spośród pokracznych
zakrzywień ulic
otrzepuje z mroku ukryte domy
pełne wspomnień w sepii

rodzimy się od nowa
wliczając przeoczone okazje w zarodku
kiełkujemy zwyczajni
z siatką na czole

wychodzimy w miasta poskręcane cienie
gdzie zamiast nieba są anteny
kumulujemy kolejne świty
pozbawione świadomości

dojrzewamy w ślepocie
od początku
aż zakwitną ulice

wojenne


Wspomnienie
na tle nieba
wypełniamy miejsca
wszystko
kojarzy się ze spełnieniem


czekając na spadające gwiazdy
opowiadasz mi o perseidach
tych w czterdziestym czwartym
z gwizdem spadały na brzeg Wisły
nie słucham tyle minęło
czasu
wypatruję

rozchmurz się
kochanie
właśnie spadła gwiazda

styczniowy śnieg sadził długimi susami
by zdążyć przed rozpuszczeniem
wzgórza rozczochrane kopytami
ukazały koleiny

w białej monotonii zwiędły motyl
uczepiony gałęzi prosił o ułaskawienie
osunął się zeschły liść na ziemię

ruchliwy dzieciak - dym z komina
zachłystując się świeżym powietrzem
ogrzewał domów zziębnięte ręce

przedzierałam się przez gałęzie
pochylone pod ciężarem śniegu
garść do garści krok po kroku

wspinałam się
ku wyobraźni

mówisz:
ku wyobraźni nie musisz się wspinać
masz w sobie dosyć by sklecić wiersz
znajdzie się wiosną jakaś przyczyna
parę metafor wyszukasz też



czwartek, 11 maja 2017







nocą tuliłam
wszystkie nieoswojone godziny
miętoliłam róg jaśka
udając że nie do mnie należy
przerwany sen
zapowiadał podsłuchiwanie
stękającego  parkietu
po którm kot stukał obcasami
a pies tulił  do drzwi wszystkie swoje strachy
z pohukującą za oknem pustułką


nagle usłyszałam głośny huk
to pekł mój pusty portfel
aż obudziła się
druga połowa śpiąca za ścianą
trzasnęła drzwiami

i odfrunęła zjawa

lot zmienił trajektorie
lecz nie zlepił wczoraj z dzisiaj

nocą śnisz mi się bardziej pusto

trzy wiersze


KOBIECE BAJANIE W ADRZEJKOWY WIECZÓR

nocą tulę w miękkim uścisku
poduszkowca czasem przekładam
udając że do ciebie należy

przerwany sen

zapowiada oswajanie
z pianiem i gdakaniem aż obudzi się
druga połowa kukułki zgrzytnie
i odfrunie zjawa

dziewczyny
która w wodzie czytała
przyszłość
i paliła się w butach
za progiem

bez wiary leję
wylewy woskowe

pozytywne myślenie
nie moją domeną
streszczać w dotknięciu kartek
życie

zawracam kijem
i martwię się symbolami
u schyłku roku

******

DZIECiĘCY FARTUSZEK

wspomnienia dla wnuków

nigdy nie była dziurawa
starannie zacerowana nie pozwalała
na dezercję żołnierzyków
i pchełek

bez górnych jedynek
wystawialiśmy język na deszcz
licząc krople i kukanie
wiosennej wróżby

kukułeczko powiedz przecie
ile lat pożyję na świecie

badaliśmy wytrzymałość gałęzi
pod ciężarem owoców
naszej siły

kaskady pięter
i gorzki smak pestki
połkniętej w biegu do kieszonki
odczuwało się klapsami

wierzbowe fujarki dawały upust
satyfakcji wygwizdania tego
czego nie mogliśmy wyśmiać

dziś rozbiegły się marzenia
żołnierze z dziurami
w swoich wcale nie dziecinnych mundurkach
wypatrują gołębi na obcym niebie

kto zaszyje
kieszonkę dzieciństwa

******

A KIEDY JUŻ


nie przygotowałam żadnych scenariuszy
Tencojepisze i tak zrobi po swojemu
latawce
uniosą doskonałości nie napisanych wierszy

kolejny obrót
ziemi wypatrującej wyspy z miastami
lśnią jak tarcze wojowników

o wolność
zbłąkanych promieni
na wczorajszym liściu

wtedy
zasłonię się pomnikiem
niepoczytelności

mogę odejść
w glorii

środa, 10 maja 2017

starannie pielęgnuję niepowtarzalność,desperados


Piąta .
Ranek ciasno zapętla się pod głową
krótkim ściegiem poduszek.
Pokój tonie w gąszczu nieprzespanych godzin.

Nie wiem jak blisko jesteś i jak daleko
uciekasz myślami.
Ile nieobecności jest w nas
kiedy sen nie morzy,
szukam luźnych atomów,
może ułożą się w sens.

A może twoje dłonie
wskażą drogę podążającym
za marzeniami.


Poczekam aż się obudzisz
w najkrótszą noc w roku
omijając tutejszy park i kręte drogi
znów zamieszkasz ze mną

na siódmej górze

desperados

mam wiele współczucia
dla rozchwianego wahadła
wędruje po cienkiej linii znaczeń
zepsutej brakiem intymności

niebieskość aż razi
i te oczy bezwstydne
namiętnie wodzą po wypełnionym
męską doskonałością

kuflu

nie pytaj
czy jestem zazdrosna



czas leczy rany, a czasem po latach z lamusa wychodzą najcenniejsze bałagany, do których mamy sentyment, myslę, że kto ma oczy- widzi, kto ma uszy - słucha, kto ma serce zajrzy do niego i nie będzie szydzić, bo choćby i po latach przypomni te głowy pochylone nad stołem

wzburzy się krew..



powiedz
jak często
tłamsiłeś w sobie
łunę wewnętrzną



pozwól

wtopić się w błękity i zielenie
wspiąć na szczyty
aż zadudni w naczyniach wzburzona
krew
może zatrzymamy radość
a powietrze zakipi z wilgoci

nie ominiemy już żadnej godziny
w żółknących krajobrazach
wielką literą spiszemy siebie"

miłosierdzie Boże


łatwiej pojąć mężą lub żonę
niż miłosierdzie Boże?



ziemi na niebo nie próbuj przerabiać
natura wygra walkę o każdy pokłon
w bezdenne tło zanurzeni po czubek głowy
rwącym oddechem targamy nici
wiążące grę z nieustanną walką
o czystość sumienia

korzeniami w Hadesie
trudno uwierzyć w miłosierdzie

a jednak jesteśmy bliscy
bardziej niż nam się wydaje

wtorek, 9 maja 2017


///////////////////////////////////////////\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\

półjasność ociera się kocim smutkiem
o grzbiet pół półmrr oku
szarobure obydwa mruczą
kołys kołys ankę
na rozległych biegu biegu nach

półcieniami otul otul ona
ciasno oddy ody cham
dobre to i
nie ma innego wyj wyj ścia
wtedy zamrr oczenie jest sytuacją

kuku kuku łka kwili
szyszka za szybko za szybką
spadła nawet zerkając
jednym przymknięciem nie ukrócę
biegu dni

więc dlaczego żyję na pół
gwizd gwiz tka ?


...

półjasność ociera się kocim smutkiem
o grzbiet pół pół mrrr oku
szarobure oby dwa mrr uczą
kołys kołys ankę
na rozległych bieg biegu nacht

półcieniami otul otul ona
ciasno oddy oty cham
dobre to i
wtedy innego wyj wyj ścia brak
gdy zamrr oczenie jest sytuacją

bladym księży księży cem obu stronne
rozmo zmowy warto pro wadzić
w półdro rogi do zwycięstwa

pan Cogito wybaczy wiersze pis ssane słonocą


3


półjasność ociera się kocio
o grzbiet półmrr oku w oku?

szarobure obydwa mruczą
kołys kołys ankę
na rozległych biegu biegu nacht
półcieniami otul otul ona
ciasno oddy ody cham
dobre i to u pana Cogito
gdy nie ma innego
wyj wyj ścia sss-sytu-acyjnego
z zamrr zamrroczonej sytuacji
nie bez racji

***

kuku kuku łka za szybko
za szybką spadła
nawet zerkając jednym przymknięciem
nie ukrócę biegu dni

wymienię ją na kota- jutro

pan Cogito wy baczy wiersze pis ssane słonocą





kocia tęsknota


półjasność ociera się kocią tęsknotą
o grzbiet półmrr oku
szarobure obydwa mrr uczą
kołys kołys ankę
na rozległych biegu nacht

półcieniami otul otul ona
ciasno oddy oty cham
gdy dobre go i
wyj wyj ścia brak
zamrr oczenie jest sytuacją

bladym księży księży cem obu
stronne roz zmowy pro wadzą
wpół dr rogi zwycięstwa

kuku kuku łka za szybką
za szybko wy padła
jutro wymienię na kota
i jego mrauuu murr murando

limeryki


Od życia dostałeś wszystko.
Nie zawsze co najlepsze.
Najczęściej po pysku
za perły między wieprze.


Babcia na pedała - by nie dostać ejca-
gumki założyła,co były na jajca.
Na rowerze babcia może śmigać śmiało
zabezpieczyła się dobrze dbając o ciało.


....
Niebo nie będzie ci niebem,
jeśli wejścia nie otworzysz -
- powiedział Adaś otwierając wytrychem
wejście do raju.

..
Ważne jest także mieć przy sobie piłę.
Gdy nawet wytrych człowieka zawiedzie,
zawsze wtedy można cokolwiek na siłę
otworzyć niebo, a potem... posiedzieć?



dla Areny


układ dziewięciu znieruchomiał nad głową
galaktyczne spotkanie
przy fontannie w samo południe
wypatruję gwiazdy

wymiana porozumienia
między tą co wiatr przyniosła
a dociekliwością ludzkiej natury
między orbitą a satelitą

nic do końca od początku nie wszystko
czasu zatrzymać się nie da
przysiadł obok i kukułczy

jak oddać sprawiedliwość chwili wolnej od przemijania

Szczecin, 01 luty 2006 kawiarnia "Galaxy"

nic nie jest takie jak nam się wydaje'

założyłam w sercu
tajną radiostację

nadaję

zaprosiłam świerszcze
na koktajlparty
po kryjomu
żeby nie było że żartowniś
bez ojca ryzyka

przez tajny nadajnik
wysyłam
świerszczową muzykę
co gdzieś w środku się czai
do pękniętego słońca
daleko też
gdzieś po swojej stronie

wszystko jest obok
do końca
nie wiem co

został mi cień i nie wiem dokąd zaprowadzi

2.

Nic nie jest takie jak nam się wydaje'-

założyłam w sercu
tajną radiostację
własne programy lokalne
nadaję

zaprosiłam świerszcze
na koktajlparty
po kryjomu
żeby nie było - że żarty
bez ojca ryzyka

przez tajny nadajnik płynie
świeszczowa muzyka
co gdzieś w środku się czai
do pękniętego słońca
konającego TAM w oddali

nic nie jest do końca
wszystko obok
a wadzi
został mi tylko cień
i nie wiem dokąd zaprowadzi


wszystko obok i wadzi
nie wiem dokąd zaprowadzi

POETA BYLE JAKI


Oto jestem.
Poeta byle jaki, co słów cedzi tylko połowę.
Co łańcuchem logicznie biegnących myśli
lukruje świat potworem metafor.
Co w wyobraźni zaszywa chęć poznania
budując sztuczną inteligencję z gorzkiej czekolady.
Co burzy zakamarki świętości plując na miłość.

Oto jestem- zmierzch przekwitły srebrnymi wierzbami.
Przemienienia nie dokonały się.
Noc wygwizdała wiatr 'przy igielnym uchu'.

Zapłacz świecie nad bolesnością bycia w kratkę.

Oto byłem.
Nie wypatruj mnie w głębi podświadomości,
w zamierzchu nowego dnia,w duszy karmionej spokojem.
Kołataniem do pustej bramy
nie obudzisz orszaków weselnych pieśni.

limeryki


Kobieta podziwia zimny księżyc,
z kochankiem na zielonej łące.(hop-siup, katarynka)
Gdy on położywszy obie ręce,
rozklejone gorącem,
rozpina guziki w sukience
na zielonej łące.- (hop-siup, katarynka)



to dopiero siupy były
jak po ciemku guziki się pomyliły
Dobrze gdy były od sukienki
wspomnianej w wierszyku panienki
krawcowe do innych sukienek
też guziczki przyszyły....




wybrzuszył się mówca
jadem z głębi ucha
krztusząc krople żółci
jednym zębem stuka

nos wyżej stawia
by wyciszyć mocniej
wzmocniony strzeliście
rozgniata owocnie

wsadził się na drzewo
natrząsać się z siebie
sople mroźne głową
wyżłobił na glebie

chcieli internować
skoczył do przerębli
by się hibernować
z absolutu głębi



Od życie dostałeś wszystko,
brałeś co najlepsze,
lecz gdy nie sięgałeś gwiazd,
rzuciłeś perły przed wieprze.

Dostałeś za mało.Chciałeś dużo tak.
Jednego ci jednak brakuje.
Nie spisz i nie jesz,
bo humor ci psuje
myśl, że się starzejesz.

Chciałbyś być wiecznie młody i zdrowy,
lecz nie podpisuj z diabłem umowy.
Sa inne sposoby,by młodość zatrzymać i zdrowie.
Zapytaj serca, ono ci powie.

Zdradzi ci sekret życia z radością.
Sekret, który każdego nurtuje:
Miłość jest wieczna.Ciesz się miłością,
jej wszystkim do szczęścia brakuje.

2004,


miłość to jest coś takiego
na nią nie ma dziś mądrego
tak właściwie nigdy nie wiesz
czy miłości można wierzyć

dziewczę mówi do chłopaka
że pojedzie hen daleko
wyjdzie ledwo za opłotki
a tam drugi na nią czeka

czy to miłość-chyba nie
skoro ona kłamie w oczy
a on też nie pójdzie za nią
już go inna zauroczy

dwie miłości-serca cztery
taki głupi cały świat
kochasz kogoś myślisz o nim
on prócz ciebie drugą ma ..ha..ha..ha


miłość ma wiele odcieni
dla jednych to słońce w kieszeni
dla innych modlitwa i wiara
niespełnione marzenia to kara
a jednak na nią czekamy
fortuny za nią oddamy

LUBIĘ ZIME...

lubię zimę z ośnieżonym celem
skrzypiący śnieg pod butami
sino blady lód na jeziorze
czerwieniejący pod łyżwami

lubię zimę z ciepełkiem pokoju
płomień strzelający w piecu
kłotnie sikorek z wróblami
i z kowalikiem kradnącym conieco

lubię wigilię z rybą i opłatkiem
prezenty wylegujące pod choinką
sylwestra z szampanem i życzeniami
by Nowego Roku nie witać cytrynką

lecz nie lubię lodowatych spojrzeń
oczekiwania bez zbytniej nadziei
sopli palców na pożegnanie
zimnego bałwana w pościeli

..
niefrasobliwie rozgrzać
bałwana do czerwoności
to pod pościelą
na dłużej chętnie zagości.
...

niestety racji w tym nawet sporo
potem z bałwana wychodzi zmora
..

gdy żar ust i rąk
rozpali bałwana
zostanie z niegO
tylko mokra plama.



spacerpo wsi,ostatni wspólny


spacer gdzieś ostatni wspólny
kosz papierówek
krople deszczu zadomowione na liściach
świadomość goni
poza wrzesień


trzciny kołyszące ostatnie promienie lata
udaje się złapać na wędkę
mały kawałek rozdartego ja


rzucamy wspomnienia donikąd


pamiętam; kogutami ocknął się ranek
przyniosłeś naręcze świeżych zapachów
łąki budziły zaspane nuty ptaków


teraz nie wiem
gdzie czas zatrzymuje sie w miejscu


tamte chwile zasuszyłam w wazonie

spacer po wsi,ostatni wspólny


w drodze nad jezioro

szliśmy szosą mokra od łez nieba
wabił zapachem
sad z papierówkami

sięgaliśmy po pachnące jabłka
płosząc krople deszczu zadomowione na liściach
spadały na nasze głowy
udawaliśmy że to nie nas

 goni świadomość
poza wrzesień

słońce wyzłacało trzciny
 kołyszące promienie lata
udaje się złapać na wędkę
mały kawałek rozdartego ja


rzucamy wspomnienia pod fale
wrócą do nas kolejnego lata


pamiętam; rzeźko ocknął się ranek
w zapachu kawy zmieszanej ze świeżym
 naręczem  zapachów
które weszły wraz z toba do domu
pobliskie łąki
budziły zaspane nuty ptaków


teraz nie wiem
jak zatrzymać czas w miejscu
które pachnie papierówkami


tamte chwile zesmażyłam w dżemie




łzy płyną parami
uśmiech sam kwitnie inaczej
we dwoje droga nie nudna
gdy się razem śmieje i płacze

środa, 3 maja 2017

operacja- 27 luty 2017- Koszalin dr Tarnowski



szpital
Uciekłabym gdzie pieprz dojrzewa,
żeby tylko nie dać się pokroić.
Składam się z przypadków trudnych do zdiagnozowania.
A może pokażę im środkowy palec,
skoro gubią się w zeznaniach na temat zepsutych części.
Zawsze chodziłam pochyło
szur, szur, więc po co teoria o rozchybotanym kręgosłupie.

Kończy się zima za oknem palą papierosy zagubieni święci.
Pod murem jakby przyklejeni. Wyrastają z kikutami petów.
Chorzy natrętnie mruczą po drzwiami.

Kiedy mnie otworzą będzie blisko.
Dlatego rozmawiam z umarłymi.
Gdybym miała tego nie przeżyć. Dam nogę.
Niebo mnie przyjmie?

Neurochirurdzy
Stoją nade mną i dywagują.
Łatwo o pomyłkę .Chociaż oni wiedzą najlepiej.
Mogą otworzyć drzwi śmierci.
Położyli na ołtarz ofiarny. Złożyli co się wytrąciło w procesie życia.
Wyprostowali jego drogi.

Jest cicho.
Za cicho żeby usłyszeć prawdę.
Chowa za plecami język gotowy skłamać.
Kłamie, wiem, że kłamie obiecankami, że się odnowi,
bo nerwy tak mają.
Na pocieszenie wmawiam sobie, że to tylko koszmarny sen.

Syn
Budzę się. Odgarnia grzywkę z czoła, ściera pot.
Pustynia.
Proszę o kropelkę wody.Wyciska krople cytryny.
Oaza.
Rzygam, torsje wstrząsają ciałem.boję się,
że popękają szwy.A on poprawia poduszkę i serce się ściska.
Współczuciem.Obiecuje że będzie.
Przedawkowuje optymizm.
A ja doszukuję coś przeciwbólowego dla siebie.

w domu
|Córcia
Czeka z utęsknieniem z drżeniem w sercu. Współczuje.
Pomaga.
A mnie łamie w oczach.Ogromne uczucie miłości.

Wyjechała
Ktoś musi wstać.Nikogo nie ma.
Wstaję i padam. Nigdzie nie ucieknę,
póki nie odrodzi się na nowo, nerw.