środa, 3 maja 2017

operacja- 27 luty 2017- Koszalin dr Tarnowski



szpital
Uciekłabym gdzie pieprz dojrzewa,
żeby tylko nie dać się pokroić.
Składam się z przypadków trudnych do zdiagnozowania.
A może pokażę im środkowy palec,
skoro gubią się w zeznaniach na temat zepsutych części.
Zawsze chodziłam pochyło
szur, szur, więc po co teoria o rozchybotanym kręgosłupie.

Kończy się zima za oknem palą papierosy zagubieni święci.
Pod murem jakby przyklejeni. Wyrastają z kikutami petów.
Chorzy natrętnie mruczą po drzwiami.

Kiedy mnie otworzą będzie blisko.
Dlatego rozmawiam z umarłymi.
Gdybym miała tego nie przeżyć. Dam nogę.
Niebo mnie przyjmie?

Neurochirurdzy
Stoją nade mną i dywagują.
Łatwo o pomyłkę .Chociaż oni wiedzą najlepiej.
Mogą otworzyć drzwi śmierci.
Położyli na ołtarz ofiarny. Złożyli co się wytrąciło w procesie życia.
Wyprostowali jego drogi.

Jest cicho.
Za cicho żeby usłyszeć prawdę.
Chowa za plecami język gotowy skłamać.
Kłamie, wiem, że kłamie obiecankami, że się odnowi,
bo nerwy tak mają.
Na pocieszenie wmawiam sobie, że to tylko koszmarny sen.

Syn
Budzę się. Odgarnia grzywkę z czoła, ściera pot.
Pustynia.
Proszę o kropelkę wody.Wyciska krople cytryny.
Oaza.
Rzygam, torsje wstrząsają ciałem.boję się,
że popękają szwy.A on poprawia poduszkę i serce się ściska.
Współczuciem.Obiecuje że będzie.
Przedawkowuje optymizm.
A ja doszukuję coś przeciwbólowego dla siebie.

w domu
|Córcia
Czeka z utęsknieniem z drżeniem w sercu. Współczuje.
Pomaga.
A mnie łamie w oczach.Ogromne uczucie miłości.

Wyjechała
Ktoś musi wstać.Nikogo nie ma.
Wstaję i padam. Nigdzie nie ucieknę,
póki nie odrodzi się na nowo, nerw.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz