wtorek, 27 grudnia 2011

choinkowe podkradanieJ

http://www.youtube.com/watch?v=WUCbZhIfQbA&feature=related
czas adwentu

każdego grudnia punktualnie
zielenieją spojrzenia przechodniów
wieszają się na świerkach w miejscu
gdzie wrony nie mogą wyżej usiąść

na lata ubiegłe
coraz mniej miejsca
tyle minęło
tradycji,

całą prawdę oswajam czasem
przykładam ucho
do barszczu
z grzybami

*

Tyle przygotowań, zakupów,zmartwień czy zdążę ze wszystkim, na dodatek zepsuła się zamrażarka, musiałam wszystko wekować.Samo życie. Ale zdążyłam ze wszystkim na czas. Z Anglii przyjechała Agnieszka w samą wigilię, Tomek z Asią i dziećmi również, na gotowe.
Patryk przyniósł choinkę, dziadek ubrał, Najbardziej to lubi, rozwiesił cukierki - dla maluchów, - bedą mieć zabawę w szukanie- powiedział.



JUlka i Roksanka wyszukują ostatnie cukierki z choinki, ciekawe czy coś zostało? Okaże się podczas rozbierania



choinka

jak kwiat paproci
zakwitła szczęściem
płonąc w błyskotkach
unosi ramiona w majestat nieboskłonu
w tajemną moc tej dziwnej nocy

pachnącym łańcuchem życzeń
strojna. każdym nerwem
zielonego krwioobiegu
drży pod ciężarem oczekiwań

tyle w niej szczęścia i radości
z nadziei spełnień

anioł niemodny w liberii
układnej zadumy
spogląda z troską

mój aniele
czy już teraz myślisz o tym
co się z nią stanie?


czwartek, 22 grudnia 2011

wigilijne czary-mary

Magia nocy wigilijnej

Wigilia jest ucztą, w której według dawnych wierzeń biorą udział zarówno żywi, jak i umarli. Wierzenia pogańskie i chrześcijańskie zgodnie współistnieją i wzbogacają obrzędy wigilijne.

Według tradycji, gospodyni musiała przygotować się do dwóch dni świąt, gdyż w tym czasie można było wykonywać jedynie najkonieczniejsze prace. W dzień wigilijny cały dom musiał być wysprzątany i ozdobiony kolorowymi wstążkami z bibuły. Nawet zamiatanie domu możliwe było dopiero w drugi dzień świąt, ponieważ wraz ze śmieciami można było wymieść z domu również dusze, które przybyły na święta.

Jakiś w Wigilię, takiś cały rok.

Uważano, że każda czynność i zachowanie w Wigilię mogą mieć dobre lub złe skutki w następnym roku:
- Aby cały rok był pomyślny, trzeba wstać jak najwcześniej, by do pierwszej gwiazdki zdążyć ze wszystkimi pracami.
- Lenistwo w ten dzień jest niebezpieczne, gdyż później przez cały rok wszelkie starania nie przynoszą sukcesów.
- Jeżeli pierwszą osobą, która wejdzie tego dnia do domu, będzie mężczyzna, rok będzie pomyślny, jeśli kobieta to zły.
- Przy wieczerzy wigilijnej należy jak ognia wystrzegać się kłótni. Inaczej cały rok upłynie nam na zwadach i awanturach.
- Dzieci musiały być tego dnia grzeczne, bo oberwanie lania oznacza, że może się to im przydażać każdego dnia aż do następnej Wigilii.
- W Wigilię nie należy także płakać, aby w przyszłym roku także nie spowodować wielu okazji do łez.
- Tego dnia unikano pożyczania czegokolwiek z domu, żeby wraz z tym nie wynieść z domostwa szczęścia i dostatku.
- Zakazane jest też szycie, tkanie i przędzenie, gdyż poplątanie nici może spowodować poplątanie życia lub ściagnąć demony.
- W wigilijny poranek dobrze jest przeliczać i pocierać o siebie pieniądze. Dzięki temu w Nowym Roku cieszyć się będziemy zasobną kiesą.
- Do Wigilii wskazane jest oddanie wszystkich długów.
- Dobrze jest podczas wieczerzy mieć przy sobie nawet drobną sumę pieniędzy, aby nie cierpieć na ich brak do końca przyszłego roku.
- Zawieszona nad stołem wigilijnym jemioła zjednuje pomyślność losu dla wszystkich biesiadników i przynosi dostatek.
- Z kolei zdrowie na cały rok zapewniać ma siedzenie przy stole aż do końca wigilijnej wieczerzy.
- Natomiast picie wódki w Wigilię zwiastuje nadużywanie jej w nadchodzącym roku.

Zaklinanie urodzaju i pomyślności.

Gospodarze zaklinali w ten dzień urodzaj na przyszły rok. Podchodzili do drzewek, które nie dały owoców w tym roku i zamierzali się na nie z siekierą grożąc, że zostaną ścięte. Któryś z domowników stawał jednak w obronie drzewa, obiecując w jego imieniu poprawę i duży zbór w przyszłym roku. Przed samą wieczerzą gospodarz przynosił do domu snop zboża, aby nie zabrakło go w przyszłym roku, i stawiał go w kącie. Po świętach snopy wykorzystywano na paszę dla bydła, aby i ono zostało pobłogosławione na cały przyszły rok.
Do obowiązku gospodarza należało wniesienie do domu zielonego drzewka czy też gałęzi jodły lub świerku, które są symbolem życia odradzającego się na przekór zimie i śmierci. Domownicy zdobili drzewko jabłkami i orzechami. Tradycja stojącego drzewka choinkowego pojawiła się w Polsce na przełomie XVIII i XIX wieku, a powszechna stała się dopiero w XX wieku - od tego czasu choinka gości w te dni w każdym domu. Na drzewku pojawiło się więcej ozdób, łańcuchów z bibuły, cukierków, świeczek, a obecnie bombek we wszelkich kształtach i kolorach.

Przyozdób choinkę tak, aby przyciągała powodzenie!

Im drzewko jest piękniej ubrane, tym większa będzie pomyślność w nadchodzącym roku. Gwiazda na czubku choinki wskazuje domownikom właściwą drogę. Bombki i lampki odstraszają złe moce. Jabłka i cukierki mają zapewnić zdrowie i urodę. Kolorowe łańcuchy symbolizują bogactwo i powodzenie. Zawieszone na drzewku aniołki symbolizują anielską opiekę nad domem i jego mieszkańcami.

Wieczerza wigilijna

Kiedy zabłyśnie na niebie pierwsza gwiazdka, cała rodzina gromadzi się przy stole, na którym pod obrusem leży trochę siana na pamiątkę, tego że Jezus urodził się w stajence i został położony w żłóbku na sianie. Nakryć na stole zawsze jest o jedno więcej niż domowników. U naszych przodków miejsce to zarezerwowane było dla duchów, które przybywały, aby spędzić święta z bliskimi. Obecnie czeka ono na niespodziewanego gościa, który może zawitać tego wieczoru w naszym domu. Przed wieczerzą wszyscy modlą się, gospodarz dzieli się z rodziną opłatkiem, a potem następuje składanie życzeń, gdyż życzenia wypowiedziane w ten szczególny wieczór powinny się spełnić.
Potraw wigilijnych zazwyczaj było siedem, dziewięć lub dwanaście, na pamiątkę dwunastu apostołów. Każdej potrawy należało spróbować, co zapewnić miało dostatek w nadchodzącym roku. Dostatek i pomyślność finansową można było dodatkowo sobie zapewnić, zjadając opłatek posmarowany miodem. Jabłko zjedzone w Wigilię chronić miało przed bólem gardła, groch przed wysypką, mak dawał płodność, a miód zapewniał powodzenie w miłości.

Wróżby wigilijne

Po wieczerzy wigilijnej gospodarze przystępowali do wróżb, aby skorzystać z obecności duchów i dowiedzieć się, jakie będą plony w przyszłym roku. Wróżby były różne: rzucanie garściami zboża za obraz i obserwowanie, ile ździebeł utrzyma się na stropie, rzucanie łyżkami kutii (maku z miodem i bakaliami), czy przylgnie do stropu, czy odpadnie - wróżby te miały sprowadzać obfitość przyszłorocznych plonów.
Natomiast jeżeli dym ze zdmuchniętej wigilijnej świecy unosił się do góry, wróżyło to zdrowie i długie życie. Jeżeli zaś rozchodził się na boki, chorobę i nieszczęście.

Po wróżbach zanoszono do stajni i obory trochę potraw wigilijnych i dodawano do paszy wraz z kawałkami kolorowych opłatków, które przeznaczone były dla zwierząt: koni, krów i owiec. W całej Polsce wierzono, że w noc wigilijną zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Potem śpiewano kolędy, dzieci szukały pod choinką prezentów, a o północy rodziny wybierały się do kościoła na pasterkę. Na wigilijnym stole pozostawiano nie uprzątnięte naczynia, by w czasie nieobecności domowników duchy mogły spokojnie się pożywić.

W wielu regionach Polski w noc wigilijną robiono sąsiadom najróżniejsze psikusy. Były to zabiegi magiczne, mające uchronić sąsiadów od wszelkich złych wydarzeń w nadchodzącym roku. Złe siły miały uznać, że ten konkretny dom otrzymał już swój przydział zła i one już nie muszą na niego działać. Psikusy czasami były tak pomysłowe, że gospodarz zamiast złością mógł wybuchnąć… atakiem śmiechu.

zima...koszalińskie impresje


w koszalińskim parku nad rzeczką przy fontannie


urokliwe drzewo

Życie jest jak lustro, samo się do ciebie nie uśmiechnie.


Inaczej by nasz świat wyglądał
gdybyśmy spotkali się wcześniej
mówisz a ja ( składam zeschły liść)
skrzydła dorabiam samotności
no na pewno nie klucz do raju

Milczenie jak jesień
mgłą włazi w oczy.

Podróż w nieznane
zamknęła się mostem bez przejścia
na którym stanęliśmy. I nikt nie robił zdjęć.


*
Zastanawianie stało się przewodnikiem
po miejscach gdzie życie zbacza z torów
i ostro skręca w dół

chcąc zapędzić nas
w jeszcze większą wątpliwość.

zima




ZIMA mnie

ZASKOCZYŁA?

śniegowe góry w moim ogrodzie
śniegowe kwiaty w dzisiejszej modzie
i drzewa śniegiem okryte całe
bałwany zima lepi wytrwale

radosne słońce promykiem kusi
chodźże na spacer jeśli nie musisz
siedzieć w domowym ciepłych pieleszach
- dam ci swą radość- słonko pociesza

A ja zza szyby podziwiam ptaki

Czy musze dreptać w śniegu po pas
Czy zima musi wywabiać nas
na łyżwy, na sanki, na spacer w alejkach
a ja jestem taka słaba i giętka,
złamać się mogę jak trzcina na wietrze,
czy muszę tłumaczyć się jeszcze



widok z mojego okna od tyłu domu


tu z przodu, teren grilowy:)

wtorek, 20 grudnia 2011

mój nowy drugi tomik



(fragment)
kiedyś napiszę prawdziwy wiersz
taki liryczny radosny świeży
dzisiaj żłoby na moim Parnasie
wypełnione są sieczką
- tak widzę
nawet długopis obrósł w pióra
i nie chce wznieść się nad wymiar
ołówek rozłożył się jak stara drewutnia
grafit tworzy pomorczną ciemność
i scyzoryk nie chce strugać
wariata?
próchnem sypie wokół


poniedziałek, 19 grudnia 2011

odpływ Morza Północnego- ze wspomnień

siedzę w domu za oknem zimnisko,deszczysko, a mnie ciepełko ogarnia ciepełko wspomnień

Do Scarboro przyjeżdżam już czwarty rok, Pracuję przy jabłuszkach. Jabłka w czekoladzie to taki stary angielski zwyczaj na Halloween.
Przyjeżdżam wcześniej i zwiedzam cudowne zakątki tego cichego miasteczka. Wspaniała atmosfera czyni go jeszcze piękniejszym, do tego morze z jego odpływami i przypływami. Piekne, tajemnicze ruiny zamku- warowni. Kocham Scarboro. Mieszka tutaj bardzo dużo Polaków, nie musze znać angielskiego, żeby się porozumieć, Anglicy sa bardzo uprzejmi, tolerancyjni. Szkoda , że ziomale moi często to wykorzystują w brzydki sposób.








Powietrze wibruje zapachem zefiru
i krabów, co różowo kołyszą się na fali
Może wianek splotę z wiersza zwrotek kilku
sprawdzę czy zaplącze się, czy zginie w dali

Jakieś roślinki udają ryby pod taflą wody
muszle wciśnięte w skałach rozchylonych
Pełna wigoru skaczę po kamieniach z trudem
bose nogi ślizgają się na mokrych glonach

Zatopię westchnienia między muszelkami
gdzie ryby tajemnic życia swojego strzegą
niech mnie kiedyś budzą miłymi wspomnieniami
spośród zapomnień życia codziennego

Na piachu słów kilka napiszę pocałunkiem
a ty je odnajdziesz i przyślesz
w kopercie z słonecznym nadrukiem






sobota, 17 grudnia 2011

Stwórca ma do mnie jakiś interes






Boże użycz mi pogody ducha
abym godził się z tym czego nie mogę zmienić ,
odwagi abym zmieniał to co zmienić mogę i mądrości
abym odróżniła dobro od zła i czyniła zawsze dobro
ku chwale Pana naszego.


powiedz Panie
dlaczego w ostatecznym rachunku
ubierasz w sądy moje myśli

kazałeś kochać każdego
posadziłeś obok siebie faryzeuszy i apostołów

pozwoliłeś zanurzyć się
w zapach matczynej dłoni
za późno odkryłam
dlaczego
krzyżem naznaczyłeś pająka
od kiedy mnie dotknął
umieram ze strachu

kiedyś świadomość
przyprawię o zawrót głowy
a może Twoją wolą

tylko naucz mnie kochać


http://www.adopcjaserca.pl/

"Jeżeli biedni musieli umierać z głodu, to nie znaczy, że Bóg się o nich nie troszczył. Znaczy to natomiast, że ty i ja niczego im nie daliśmy, nie staliśmy się narzędziami miłości w ręku Boga, by dawać im chleb i ubranie. Znaczy to też, że nie rozpoznaliśmy Chrystusa, który ponownie przyszedł w nędznym przebraniu człowieka ubogiego, bezdomnego, osieroconego dziecka".

bł. Matka Teresa z Kalkuty

czwartek, 1 grudnia 2011

podróż z 'rzygodami'

W drodze do domu ze Scarboro pojechałyśmy z Ulką do Londynu. Podróż przebiegała bez zakłoceń do chwili kiedy zajechaliśmy do Midland. Tam do autobusu wsiadł Angol z długimi włosami , zielonej kamizelce kierowcy i coś mamrotał, pokazywał. Nic a nic nie rozumiałyśmy. Jeden z pasażerów pokazał nam, że należy wysiąść.Najgorzej było wyciągać bagaże z pojemnika autobusu. MOje dwie ciężkie walizy i Ulki dwie. Jakoś dociągnłęyśmy się do budynku dworca. Wszyscy podróżni porozkładali się na krzesłach, jedni poszli do kafejki, a my jak te dwie sójki ze starchem w oczach stałyśmy nie wiedząc co począć.
Wyobrażacie to sobie?
Bez znajomości języka.
Zawsze liczyłam, że wszędzie są Polacy, a tu ani jednego.W końcu podeszłam do tego co kazał nam wysiąść, dałam mu telefon do syna. Okazało się że autokar nie jedzie dalej, a my mamy za półtorej godziny pociąg do Londynu. Tor pierwszy peron drugi,

- O matko jak ruszyć te ciężkie torbiszcze i przetransportować po schodach na drugi peron.
Z trudem pchając walizę przed sobą najpierw jedną, potem drugą, uadło się przejść na cholerny peron.

MORAŁ? koniec języka za przewodnika ale najpierw trzeba znać angielski kiedy się jedzie do obcego kraju:))

U Tadzia i Olgi byłyśmy 3 dni, ULka niecierpliwiła się bardzo chciała czym prędzej wracać do domu. Nawet nie poszła ze mną zwiedzać Londynu, a od Tadzia do Bena miałyśmy godzinę marszu.
Za to mogłam byc dłużej z moimi kochanymi wnuczętami, Nikitą i Aleksem

Tańczący Lex


wieczorem kiedy przy klawiaturze
jednym okiem oglądam jakiś film o dzieciach
mam tendencję do porównań
próbuję sklecić kilka sensownych słów

o moich dwóch
Adaś i Aleksander
Oddaleni od siebie o tysiące kilometrów
Za obydwoma tęsknię

Aleksander skończył właśnie pół roczku
i nie obca jest mu topografia mieszkania
kiedy w chodziku zamiata wszystkie zabawki
do kąta zapędza miśki i całą menażerię

czasami przez uchylone drzwi
widzę ich niebieskie oczy
które pasują do jasnych brwi i włosów
typowo słowiańska uroda

a ja jestem wciąż na etapie
płodzenia wiersza o nich

to tak jak ciężki poród
tak trudno coś mądrego napisać
by pozostało w pamięci na zawsze

Zaczki zaprosili nas na obiad do litewskiej restauracji, oczywiście wzięłam moje ulubione danie zeppeliny i chłodni, mniam, uwielbiam.
Ale chyba Aleks lubi najbardziej.. wyłapywac z talerzy;))




- dam ci buzi, jesteś taki grzeczny :)))

milczenie owiec

** dzień zaczął się od narzekania
została okrzyknięta złośliwym babskiem
i dobrze jej tak.
nie wszyscy mają język rozdzielony na dwoje.
- kurna u niej coś się takiego zdarza raz na rok :)
zapędy stosuje z braku innych braków?
może z własnej niemocy
a może

ma kota
do rozmów między drzwiami

poniedziałek, 28 listopada 2011

SCARBORO


wschód słońca



o zmierzchu


zbiegają się myśli na kontinuum czasu
przedsenne umierają słowa
z oddali
uchodzisz w niepamięć

wspólnych dróg codziennie uczymy się od początku
otwieramy drzwi z drugiej strony
niezrozumiałe puenty kończą rozmowy
a później noc wyrzucana na brzeg błyszczy kolorami miasta w morzu czekania
snują się zapominania dziurawe

nie łatwo powrócić


poniedziałek, 21 listopada 2011

miasto nocą - od strony zamku króla Artura

>
Gorzka czekolada

Z okien podmiejskiego autobusu

z mgieł wyłania się miasto – małe domki, jak dla lalek.
Któż w nich mieszka- myśl jedna za drugą szuka drogi -
sięgam ponad, by zaczerpnąć błękitu.

Wysiadamy.
Zaspane oczy zahaczają o strzępy mijanego krajobrazu.
Zamykam buzię, żeby nie połknąć idących przede mną.
Chociaż nie jestem człekożerna, w tej scenerii
wszystko może się zdarzyć.

Słońce obudzi się w morzu wykrwawi i zastygnie
jak czekolada na jabłuszkach, wieczorne zmęczenie weźmie nas
pod skrzydła szarpane północnym wiatrem.

Na miejscu

Z braku powietrza - ledwie dyszymy. Ciasnota pomieszczenia
skupia nas przy ziemi szukam butów w niebieskim mundurku.
Potem czystego fartucha i wciskana w drzwi automatycznie
wykonuję znane czynności: mycie, maczanie, sypanie, ustawianie.

I nagle słyszę
Kurwa, co za numery odpierdalacie.
Jabłka bez posypki.
Śmiech.
Oo, z jednego nawet springi spadły. I gdyby nie spokojny głos za plecami - nie martwcie się, wszystko da się załatać nie byłby to miły dzień *
W moim sercu wyrasta spustoszenie,
z dłoni można wywróżyć wydziobany krajobraz.

* B. Mazurkiewicz







z roku 2010
zmiana nocna

jabłuszkowe dzieci

( jeden dzień z życia polskiego emigranta)

Pod wczesnymi kopułami zachodu
gromadzą się jak te gołębie do chleba.
Jesienny wieczór ciemnieje w krajobrazach ich dłoni.
Oświetleni nagle blaskiem świateł nadjeżdżającego autobusu
mrużąc oczy wsiadają obcojęzycznie z głośnym śmiechem.

Zegar na gotyckiej wieży przystanku metra ,
wybija kuranty księżycowe.
Płyną tęsknotą wszystkich „Szopenów”
szukających bułek w obcym kraju.

Koniec jazdy.
Stacja docelowa to słodkie odmęty czekoladowej toni.
Godzinami na sztywnych nogach nabijają te swoje nadzieje
na godniejsze życie. Czasami mają dość, ale kusi perspektywa
rozmywa się gorzką słodyczą.
Nie pytaj jak pachnie kartoflana nać.
Obrazy dni zachodzą mgłą maczanego jabłka.
Tylko marzenia nic nie kosztują?

(Marysia chce wyremontować dom, Krycha kupić mieszkanie dla córki,
Basia, zrobić łazienkę, taką z prawdziwego zdarzenia.
Misiu zbiera na własne wesele.
Paulina na opłacenie studiów.Natalka z ciekawości.
Seba, nie ma pracy w Polsce.
Ktoś inny pragnie urządzić rodzinie święta.
Młodzi pragną poczuć trochę luksusu,
kupując ciuchy markowe, na które w Polsce nie byłoby ich stać.




Dla Michała, Asi, to ich żywioł.
Tutaj zamieszkali, tutaj znaleźli pracę.
Założyli rodziny.Czy tęsknią?
Tylko Dorota przyjeżdża co roku, bo lubi?.)
Powiedzmy.
Oto ich kształt.

Wędrowcy pod wczesnymi kopułami wschodu
idą jak koty po ściernisku wlokąc ogony zmęczenia
w sam środek jesiennej mgły.
Obwieszczają: noc minęła.
Ale kształty nie mijają. Zmrużonymi oczami inaczej
jadą po polski chleb w angielskim mieście.
Sen przyjdzie później.


a oto ci co pracę dali...:)))

niedziela, 25 września 2011

Murmycha rozważania podlipne

Adonaj

Człowiek, który przestaje wierzyć , jest wydrążony, ma wypalone serce.
W człowieku, który uważa, że Wiara jest niepotrzebna
umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia.

Stal, beton, rumieńce cegły,
w oczodołach okien ciemność pęka
jak lustro rwącego nurtu,
kilka drzew zniekształconych ulic
tłum napręża się i zamyśla w kolorze reklam.

Nie był w stanie zebrać wiatru w zagłębieniach dłoni,
ani zawinąć wody w płaszcz.
I nie ważne, że przeszedł Morze
suchą stopą
Lgnie do siebie z przeczuciem, że wystygnie niczym popielnik
nim dzień obudzi się w spojrzeniach nocy,
w słońcu osuszy koszmary .

Bez słów Adonaj*
wrzuci w ziemię kolejne ziarno.

dom zachodzącego słońca





w starych zegarach

kukułki wiją puste gniazda
z wyszarpanych piór aniołów

zjawiają się nieoczekiwanie

długie szaty
osłaniają rany

między wskazówkami
ustawiają cichą licytację
o pogodne jutro

w starych zegarach
zgrzyta czas

ja nie mogę
zębami

:):)

w ogrodzie przemijań


z opowieści Murmycha

Grządki są za moimi plecami, jak dawniej.
Pomiędzy nimi wykoszony trawnik, dalej
dom i stary modrzew prowadzi do nieba sroki
w najmniej oczekiwanym momencie, strąca.

Po drugiej stronie potężna lipa ogarnia cały ogród.
Suchymi konarami reaguje na poszturchiwania
zadomowionego gołębia.
Czasem pacnie jakąś mrówkę wskazując jej miejsce w społeczności.
Czasem wystraszy motyle biesiadujące na rudbekiach.
Najczęściej jednak pożera słońce w samo południe.

Ogród ma swoje tajemnice. a krzaki pigwowca
to kłują, to zawstydzają leniwe siedmioplamki
funkcjonujące w ramach miejsca i czasu
pod lipą wszystko trzeba zagospodarować.

Nie mam już pięciu lat, ona pewnie wie o tym
stara grusza opleciona wiotką pajęczyną
na której tęsknota zmienia się w krople
jesiennego deszczu,
jest pewnie babcią, a ja wciąż mam chęć
na soczyste klapsy.



KIka zbiera gruszki dla dziadka:)

dla babci też, oczywiście;)))

bo babcia nie lubi os

dywagacje czyli moje donaldowo


lubię jesień
pytasz dlaczego
to proste
bo wtedy nie ma much ani os
bo osy są z innej galaktyki

na ziemi nie należą do żadnej piramidy pokarmowej
nie dają miodu, nie są puchate
komu potrzebni są odwieczni wojownicy
kiedy świat walki zostaje zaspokojony
przez zapowietrzone odgórnie

skrzydlate pajace

:) to wszystko przez te politykie:P

....

mamy takie miejsca gdzie wszystko smakuje inaczej,
gdzie wspomnienie goni wspomnienie
a strzępki czasu nie zawsze układają się w całość/


Kieszenie Murmycha, II


Każde miejsce ma przypisanego jakiegoś człowieka.
A człowiek zawsze ma jakieś miejsce, które za nim tęskni..


siedzi Murmych pod wiekową lipą i liczy
na siebie całkowicie
zdaje sobie sprawę z takiej sytuacji
ławka oblazła ze starej farby
nikt lepiej od niego nie załata
tych dziur w kieszeniach
najlepiej mu wychodzi mieszanie
przez kieszenie łatwiej
bo nikt nie widzi czasem tylko żona
zaśmiewa się zgryźliwie i napuszcza na niego
kukułkę
pokazuje wtedy najdłuższy palec i wrzeszczy
- jestem w domu, jestem w domu
lub trzepie złączonymi dłońmi o chude kolana
mówiąc mam kasę, mam kasę

kukułka co rano podrzuca mu jajo
w piżamie ani złamanego szeląga
tylko wykruszone dwa mocne
palacz z niego od cholery wszystko na pe rzucił
tego jednego za żadne skarby

siedzi Murmych pod pachnącym wiciokrzewem
brzęczą bzyki i on też liczy gruszki na wierzbie
nie może na siebie

wszystko przez te kukułkę
świat jest kulką lipną
jemu orzechem



Z opowiesci Murmycha refleksje przedjesienne

pamiętam jak siadałaś w ciemności i mówiłaś o nas
później zapadała cisza
wydaje mi się że mijamy kolejny zakręt
nad którym pochylone drzewa rzucają cień

leżeliśmy po przeciwnych stronach pokoju
każde na swoim tapczanie
oglądałem te wszystkie przedmioty którymi otaczamy się
w ciągu dnia porcelanowe figurki stosy książek
które kurz tylko czyta zdjęcia dzieci na ścianie
pachnące świeczki
i ostatni zielony kieliszek stojący za szkłem

później śniło mi się że umarłem ciężko
było się rozstać z tymi zdjęciami
szeptały ze ścian
- uciekasz w zgniłe jabłko robaczku
dotykałem nerwowo ust
a krople oliwy lizały suchość języka

zagubiony w pancerzu kruchym ale własnym
nie młodym, nie pięknym w konstrukcji i formie
otwierałem nowy rozdział
bo najtrudniej będzie udźwignąć
siebie samego i jabłko winne kuszenia

przebudzenie było wyzwoleniem
stanąłem okoniem





Słodki sen Murmycha


Murmych przez otwór wiatru wystawia twarz
najlepszych lat swojego życia.
Minęły jak jeden dzień wszystkie seriale
wstrząsnęły jego wrażliwą duszą.

Oto zniewalająca Majka Skowron.
Przez szczelinę jej przyjścia
ujrzał dziewczynę w dżinsach,
bez których świat jego młodości nie miałby sensu,
żegna się z ukochanym
samochodzikiem, wybacza Brunhildzie wszystkie zera
do przerwy.

Nagłe wołanie- panie inżynierze, panie inżynierze-
wybudza go z tańca z kobietą pracującą
macha do niej dłonią:
farewell, miss Iza, farewell.


Z oddali dobiega szczekanie psa a może strzały
W dziesiątkę trafiał zawsze
po piwie.
Cichy szept wabi miłym głosem:
najlepsze kasztany rosną..
już nie rosną, zżarła je zaraza.
Koniec świata- załamuje ręce. Murmych
w ciemności dostrzega rzeźbę.
Stoi jak jakaś rzecz pod gwiazdami.

Cholera, ocknij się chłopie! W szklanej jaskini żyjesz?
Tyle zdołałeś poznać, ile zakwitło bąbelków
w puszce.

Poczuł mocne szarpnięcie
sprzeczności.

Zarżał jak koń i pognał
świat jest jemu zawsze westernem
całe miasto śpi a do ciebie tak daleko

http://www.youtube.com/watch?v=QxPTjPzTVdM&feature=player_embedded#at=45

Tam, gdzie Anioły gubią pióra. Gdzie na skraju lasu
odpoczywa echo, noc łączy się z dniem, a sen z jawą.
Tam spotkasz mnie. A może jestem tylko twoim szeptem.


zapalam światło
słyszę jak ćmy uderzają o żarówkę
i z sykiem spadają
ku drzwiom wlokę całą masę niepotrzebności
pod lustrem jednym okiem zerkam na książkę
w tytule ma znak zapytania

pytania mają to do siebie
że trzeba na nie odpowiadać
jednak z czasem stają się tematem drażliwym
jak chroniczny ból głowy
muśnięcie ust
nie daje satysfakcji
i nie wystarczy zgasić światło
by ćmy nie przypalały sobie skrzydeł
z premedytacją
przewracasz się na drugi wąs
wychodzę

cała prawda o nas zatopiła się w morzu spraw
cierpiących z powodu zwłoki
ciągle więcej pytań niż odpowiedzi

ucieczka z raju


spakowała swoje mariemagdalenki
do wciąż gorącej walizki judaszowych pocałunków
stare fusy wylała pod suche drzewo
za oknem
czerwiec pachniał wszystkim
tym co ukochała

nie wołał za nią gdy szła ściśniętym korytarzem
w przytłaczającym oddechu mięty i rumianku
wykręcona żalem niczym paragraf
o niekaralności
każdy ruch odczuwała jak złożoną wiadomość
niemalże koniec wszystkiego

kiedyś
lekko zapadali się w obiektyw szybkich ujęć
on w niej ona z nim
razem
wybierali strome schody
piekła
za każdym razem bez pośpiechu
te swoje jabłka

wąż nie składał reklamacji
http://www.youtube.com/watch?v=VRCooxtSE20&feature=related


Słowo na niedzielę

przyłapałam cię na milczeniu
właśnie wyjaśniałam sobie
czym kieruje się świat
i natknęłam się na węża
woda z niego wyciekła dosyć dawno
leżał taki bezwładny
niepotrzebny

kiedyś muśnięcie wystarczyło
mocno trzymać w dłoni
bo wyrywał się
w cień figowego drzewa

proces zrzucania skóry
minął
już nie pręży się
nie wije i nie tryska
na ziemię

staje się bardziej jałowa


Lady romantyczka

odczytywała wersy z rozrzuconych gałęzi
układała własny język z zasłyszanych słów
jakby była kimś w rodzaju poetki

kiedy wiatr podrywał i świstał do wtóru
nie słuchała pędziła za głosem wewnętrznym
za jaskółkami samochodami

teraz słucha jak rośnie trawa korzenie rozmawiają
wiatr smęci nad głową okrytą grubą pierzyną liści

nasza mała psina

piątek, 16 września 2011

moje wybrane dla 'myszki':))





ogrody zahukane

Jest taka tęsknota, co piszczy w trawie i taka bieda, co w kości zamknięta i takie sito, co smutki przesiewa .Jest takie serce co zawsze pamięta.

na pastwę suszy i zapomnienia
wydałam mój ogród

tu zbratał się z perzem bratek
zakorzenił mniszek dziewannę
pod płotem spokrzywił się rododendron
zakolczyła się róża z kasztanem

rojnik łodygę wystawił wyniośle
zamotała się z nim konwalia
tulipan płatki zatulił żałośnie
biedronkami zakwitła kalia

lipa tnie niebo suchym konarem
próchnieje od środka powoli
gołąb w gnieździe z kukułczym jajem
na przekór sąsiadom - swawoli

z radością wołając tiutiutirlitu
słowiki kwestują pod akacjami
z dobrą monetą czekają powrotu
ogród postać zmienia bez swojej pani





jesień nie przekupi zimy

Nie lubię kiedy ciepło
pod stopami kruszy się
wczorajszy dzień
odlatuje
w bocianich gniazdach
lato
zastyga
bąblami w kałużach

kasztan rozdziany
przy babie snujnej*
więdnie
w powietrzu nić ulotna
myśl o nieuchronności

nie lubię kiedy tak
wygubiasz się z ciepła





http://www.youtube.com/watch?v=6oq3GdPthC0&NR=1
MARK ASHLEY - You Are My Paradise (P)




natura, wcale nie taka martwa

a po tym ogniu, szmer łagodnego powiewu—z Biblii

rozłożyła się nie nasycona jeszcze
brązem i miodem pośród traw wysokich
pośród ziół wonnych pod niebieskim namiotem
wielką żółtą łapą głaskało ją słońce

a on kładł się na niej posuwiście miękko
pochłaniał aż cała zatopiła się
w cieniu dojrzewała żytem i jabłkami
winna czerwień ziemi


Herbatka pod dzikim winem


Lubię o tobie myśleć. Wyciągasz dwa fajansowe kubki.
Uderza zapach mięty, rumianku?
Czujesz?
Zapatrzyłeś się
na punkt bez widoku.
Jestem po drugiej stronie,
u siebie, zwinięta jak gazeta.
Czekam, aż przeczytasz. Wtedy
nie zaparzę ci ziółek Sojanowych.*

W jaskrawym świetle widać
bruzdy naszych przemijań.
Za oknem dziko tańczy wiatr, jakby chciał wyprostować
korzenie starych drzew wrośniętych w puste mieszkania.

Ty i ja. Wznoszenie i opadanie na falach oddechów. Było.
Mówiłeś,
miłość jest smutna, gdy nie jesteśmy jej pewni.

Miłość jest dzika. Jak stepowe konie.
Tego jestem pewna jak jazzu Tomasza Stańki
i ziółek z wiadomego źródła.




I co wy na to?

Najgorsza miłość długa, ale nie do końca - ks. Jan Twardowski

myślami w obłokach dłońmi na jawie
szukam ziół odpowiednich: bo pragnę
stokrotką być w butonierce
na twojej piersi
bryła fidiaszowych* zdolności

w sporyszu w nostrzyku w liściach paproci
ziele odnajdę co moce złe
za siódmą niewiedzę przegoni
z natury przewrotnej

a może tak lubczyk lub garść serdecznika
z rosą wieczorną w blasku księżyca
albo pięciornik z podagrycznikiem
jaskółcze ziele melisę z pokrzywą

a gdyby i to nie pomogło:
naparstnicy kropelkę liść oleandra
krwawnik i grzmotnik i szczawik zajęczy
serce przywrócone do miękkich przytuleń

* w starożytnej Grecji rzeźbiarz w kamieniu






w oddali...


słychać tajemne mruczenie lasu
melodie pulsują w skroniach. jesteś.
już jesień. winorośl kładzie się cieniem
na werandzie, drzewa płoną.

Nie muszę wędrować. tutaj wszędzie
blisko. tylko do siebie nie jesteśmy
zapisani między wersami. gamy
barw łamią pamięć. A ja już w bieli.

Szaleństwo doskonałe, wyczuwalne
myślisz że można je oswoić - jestem
zaczynam wierzyć ; nie jest za późno,
by nauczyć się przycinać dzikość winną.

środa, 14 września 2011

dlaczego nie poszłam wtedy na spacer,wyrzucam sobie

nie poleci za jaskółkami


to było tego popołudnia
kiedy z rękami zaciśniętymi zawisłam
na kosiarce uciekając przed deszczem
zamoczyłam podkoszulek i czoło
pod nogami zgrzytały kamienie
aż iskry rozpalały czerwień na twarzy
widziałam jak szła zapłakana z dzieckiem na ręku
a przed nią nie biegło stworzenie kudłate
coś tam pomyślałam, ale nie ważne
bo ona łkając wyznała najstraszniejszą rzecz
mała Lady już nie będzie bawić się z nami
nie pogoni za jaskółkami
gdzie, gdzie - mamrotałam pod nosem słowa puszczone z uwięzi

pojechałam dwukołowcem z koszem na ciało
ciepła była bezwładna i kilka kropel krwi zmieszanej z ziemią
zimno się zrobiło miejsce
na sklejone nogi
dziś na jej kudłatej głowie rosną lipy
moja mała psiana

czwartek, 8 września 2011

improwizacja

Nie trzeba być bogaczem, żeby ofiarować coś cennego
drugiemu człowiekowi : odrobinę czasu i uwagi.


Na szczytach



Przepełniona płynę
kanałami zmysłów do twojej wyobraźni
pęd krajobrazu dziki i gwałtowny
strzela ponad obłoki
że brakuje oczu tam
topisz białe płótna w podmuchu
wypuszczasz za okno
marnotrawią się w dużej przestrzeni.

Powiedz jak często
tłamsiłeś w soczewce
powietrza łunę wewnętrzną
pozwól pochylić się nad
garnuszkami rześkiego napoju
wspiąć na szczyt
wtopić się w błękity i zielenie
aż zadudni wzburzona krew.

Może zatrzymamy
radość o poranku powietrze zakipi z wilgoci.

Nie ominiemy już żadnej godziny
w żółknących krajobrazach
wielką literą rozpisywać będziemy
wdzięczność


II.

Na szczytach miłości

w pełni płynę przez galaktykę otoczenia
do centrum twoich źrenic
gdzie tłamsiłeś każdy powiew wiatru

może zatrzymamy
radość która wilgotnieje pomiędzy rzęsami

nie ominiemy już żadnej godziny w żółknących krajobrazach
wielką literą rozpiszemy siebie

tęsknotą


kiedy pada deszcz, wspominam



Zasłuchani w samotność


w uszach słuchawki
żadnej muzyki

monotonia z obrazem w tle
nie zmienia się świat
nad rzeczką
drzewa pochylone wiatrem
kamienie
na dnie tysiące
oczu
szafiry wschodzącego słońca
uwiecznione powrócą

w cztery kąty własnych myśli.



czy mnie już nie pamiętasz


słońce zachodzi zbyt szybko
mija miesiąc za miesiącem a każdy za krótki
zmrok kataryniarz już kręci gwiazdami
i nic przed nami
*

łąka obsypana perlistą rosą brylanci się na ptasich skrzydłach ukrytych w trawie
stokrotki kwitną jak kiedyś na Drawie wianki świętojankowe
chciałeś złapać światełko z jednego, rozpalić nić wspomnień
spłynęły z nurtem jak nasze tratwy przewiązane sitowiem
zostaliśmy wyrzuceni na drugi brzeg, skwierczącymi stopami
wygniatamy trawy w poszukiwaniu wonnego dzbana przygód

trawa nigdy nie umiera, potrafi czeka pod bielą na psalmy skowronkowe
umie prostować się, chować żaby i koraliki rosy nizać na nogi bocianie
umie ukołysać niemowlę wiosny, które zagubione w rozgardiaszu
budzącej się do życia przyrody, płacze melodią deszczowych kropli.




kwiaty zakwitną, znowu uniosą w pyłkach sakrament mijania
a my rozpłomienieni popłyniemy w brzęczący pszczołami sad,
w mleczach szukać będziemy spadających gwiazd
odnowimy nieczytelną czcionkę w starych kalendarzach
zapiszemy nas na nowo
uda nam się?


a może już nie pamiętasz nie zaprosisz do tańca
może nie popłyniemy
* na drugi brzeg słońca.

* – Janusz Pyziński






czwartek, 21 lipca 2011

spacer z Aleksandrem

 
Posted by Picasa
Olga przyjechała z Nkitką i Aleksem do nas na wakacje.
Bardzo się cieszę z tego powodu. Kocham tę moja synową litewską, kocham moje śliczne wnuki, tak ich mało , tęsknię bardzo, więc jaka radość, ze są ze mną!
Spacerujemy po olokicy, chodzimy nad jezioro, jest wspaniale, Odchudzanie pełną parą, i nire takie z przymusu, Bo spacer to najlepsza rzecz pod słoncem!!



KIka na drzewie




nad jeziorem.

:):)