środa, 24 lutego 2010

urodziny Niemena-


no tak, gdybym nie zajrzała na blog "miejski" byłabym zapomniała o moim idolu... smutne..
dziwnym staje się świat
gdy w zapomnienie idą ideały młodości
płoną wszystkie stodoły naszch lat
gdy oglądamy się w zaprzeszłości
niejeden wędrowiec przeszedł drogi szmat
w pogoni za szczęściem... aż kurzy się
zjechany trakt

kiedy brak motywacji...


sępy żywią się papierem zapisanym sympatycznym atramentem

płuca wypełniam ciszą niebezpiecznie blisko serca
tempo zaczyna zwalniać w objęciach niedomkniętych drzwi
urojone dźwięki słowa przetrawione do końca
napływają do uszu wszystkie tajemnice rzeźbione światłem
z każdym krokiem oddala się od celu święta tajemnica wiary w siebie
zagląda przez pokutne okna odmierzany kogucim pianiem czas

...tak łatwo rezygnujemy z marzeń

wtorek, 23 lutego 2010

STRIPTEASE na wesoło

http://www.dailymotion.pl/video/k6gIXCUHrgc3gX206y

wiersze z lamusa -stare starsze i najstarsze


życie alkometrem (w)ryło

prychając wydechem
półżartem, półśmiechem
wpadł w kipiel rwącą
przypadkiem - zupełnie niechcąco

odpływa zachłystując się słowy
nurtem codziennej odnowy

wpada na łachy miernoty
odsieczą - półstrachy głupoty

obija boki o kanty
obiecanek-cacanek meandry

rybim oddechem się krztusi
przechodząc pawie katusze

wycisza smutki w kieliszku
i leje go – no powiedzmy -
żona po... pysku

a tak chciałby jak nie może

zawrócić
dowód namacalny
przód - trudny
tył – nieodwracalny

***

zabierz mnie bez zmrużenia oka


zabierz mnie tam
gdzie słoneczniki
słońcem malowane
nie liczą kartek z kalendarza

kaczeńce
z pękatego dzbana Wisły
wodę piją

perliście dzwoni rosa
w sercu niezapominajek

pyszne lilie
bogactwem bezgrzeszne
tulą ważek taniec

pękają
obręcze zniewolenia
złocistym pyłem

gdzie w swojej bezradności
boję się być

tam zatrzymaj czas
bym mogła żyć chwilą

***


wyjście awaryjne- z cyklu nudne wieczory

albo tępy dowcip


każdy to wie że kobiety i mężczyźni
nie znajdą wspólnych korzeni

wiadomo bowiem że kopiety są z Fenus
a drężczyźni z Farsa
tacy kaleczni i naczepni
dla nich każdy obiaw jest przybalony
dupa zasłona gdy bez mięsna
mają do niej długie zęby

a tak na kobrą oprawę
to kompletami men nie spływają
rzadko są rzewni albo nadto- od jucha do jucha
psia krew - czili
ostro przybrawią
jubią cucić mięchem
bul pieści z przycupem

jedno trzeba im przyznać
zawsze mają wyjście awamaryjne
nie zależnie od prostytuacji
no i mają wyrafinowane kusty

hihihihi

***

spóźnione żale

kot z dwoma pełniami księżyca
błyszczy przesadnie

za progiem
świat otworem
obok - powietrze nie drga

kwitniemy przekwitając
dalecy od siebie
- bliżsi

tylko zegar chodzi coraz szybciej
nie mamy odwagi
spojrzeć
sobie w oczy

***


cierpliwością kamień gotuję


zatrzymany oddech w bramie nosa
wionął
rozdzierając słowa
- muzykę fe(no!)-mena


destruktywnie doświadczona
nitka kłębka rwie się
na nic więzy z wiary i nadziei

myśli bez skrzydeł
pełzną do źródła
zmyć pamięć i lęki
demonizmem podmalowane

- oczyszczenie
pijana pretensja reanimowana
- wyzwolenie
eksplozja śmiechu czyją będzie prawdą?

assai
uciekaj!

dokąd?
do Benares czy Mathura?
jeśli nie wyzwolisz duszy
czym będzie dalsze życie?

kamienia
cierpliwością nie ugotujesz!



Bezsensowność sensu


cierpienie wypełniło
palącym krzykiem
pustkę
wyje z bólu

samotność
sączona w ukryciu
zgagą odbija myśli

Gdzie sens?


http://www.poezja.org/debiuty/poems.php?wierszeautora=4700


blisko piaskownicy-czyli jak to jest na emeryturze

'dorosłe dziecko marzące o puchowej kołdrze z gwiazd'


nie muszę już niczego
porastam
ziarnka z rozbitej babeczki
liczę kolejne

zawsze bałam się jazgotliwych
filiżanek koli
zawstawionych stołów
głośnych taboretów

łokciem - nigdy
na miarę wzrostu

czekam na cud zubożając wiarę
narzekaniem
nie przynoszącym owoców
również deszcz nie ożywił
przyniósł tylko chwilową ulgę

w uczuciach aura jesiennie nijaka
nawet zimnym słowem nie powieje


***

jasiek i sowy nocnej godziny


ściskając do bólu
rożek miękkiego jaśka
zamykam wspomnieniom
ochotę na sen

plączę wokół palca
codzienności
cholerną rutynę
(uchylone okno - )

rozpięte skrzydła mamtegodość
czekają
(- smętne kwilenie sów)

w pogotowiu
myśli
trzepocą znowu nie tą nadzieją
(- mam się ich bać?)

2.
zamykam wspomnieniom ochotę na sen
ściskając do bólu rożek miękkiego jaśka

plączę wokół palca codzienności
cholerna rutyna w uchylonym oknie

rozpięte skrzydła mamtegodość
czekają jak by kwilenie sów

myśli w pogotowiu
trzepocą znowu nie tą nadzieją
mam się ich bać...
dotyk przeznaczenia

ćmą bezbarwną
do światła
po kolory życia
lecę

zza bariery
z głębiny cienia

kradzionym czasem
tęczową kulę
rozbijam dotykiem
przeznaczenie



2004r.


****

Jackass

w bezkresie skreślonych zdarzeń
w zdarzeniach skreślonych bezsensem
z jądrami na desce
gwoździem przyrasta rdzeń głupoty

ręka w krowim zadzie, tarzan w kupie słonia
mózg do majtek na agrafce
nogami na suficie - "Ujemny iloraz inteligencji"
"Kompletni debile"- buntownicy kultu dobrych manier,
poprawności materialistycznej

pięć stóp poniżej
połamana dupa na betonie
matoł trendy- mówią o sobie

tunning do modnej osobowości?


****

Żebraczka

Stała na chodniku nie liczyła
lat ani plam na dłoniach.
Szara jak kolor ulicy prawie
przyklejona do ściany domu,
który nie mógł być jej domem.
Z ręką wyciągniętą
nieśmiało w podkówkę.

Jedni przechodzili obok obojętnie.
Inni przestawiali
A jeszcze inni wciskali jej w dłoń
rozdrobnione sumienia.

Któregoś dnia
ktoś podarował jej różę

Dzisiaj na ścianie został wyciśnięty cień.


***

kolory beznadziei

kiedy płacz nie ma co topić


spłukuje gorycz z pękniętego ku-łka
przelewając z pustego w trzyczwarte
wyrzuca sobie
winną czerwień
wylewa szarością słów
- kosmaty warkocz
czarnej magii

dzień nie odrodzi się w błękicie
w płomieniach żółci
przeminie
zostawi fiolety blizn
*

poetka bylejaka


zrzuca z siebie kamizelkę swoich przenośni
rękawy słowami zaplecie
kosmaty warkocz czarmarnych metafor
w dłoni na proch rozetrze
powietrze
błękitem zabieli płomienie żółci
pół na pół
bo czymże jest
jawa przejawiona
fioletami blizn
z jej wierszy
stoi załamując nad jej tomikiem pierwszym


mój na moment...

boso
po skrzypiących deszczułkach
lakierem zagłaskanego
na śmierć parkietu

pod prąd naturze
nadał on twardość i trwałość
- stoi
-milczy
-nie oddycha
nie pachnie żywicą

jest gładki
śliski
zmysłowy
doskonały
i mój w całości
na moment
stąpnięcia


***



mityczni


tobołek w dłoni
zwitek wspomnień
wciśniętych niewten czas
codzienności pajęczyną
oczy przygaszone
ręce przykute przekleństwem Syzyfa
- wciąż pod górę
kamieniem pokutnym
niepokorni
drążymy krzywizny
- korytarze marzeń
czepiając się przykurczem
swojej motaniny
wolni
bezwolni
pokonani przez czas

wolnym kornikiem jest każdy...

***


Nie wysłany list


wyślij mi swój dotyk
zetrze na pył tęsknotę
zamkniętą we mnie
ciszą

- smak ust
rozgrzanych namiętnością
skrytą za lodowcem dystansu

wyślij grzech swój
niech rozgniecie wnętrze
pruderyjnej niewinności

- wiesz, zmieniłam zdanie
przyjdź
zaśpiewam ci najpiękniej jak umiem
(tu gwałtowny atak kaszlu)

***

smak szczęścia , wersja 2.

zawieszeni w nie-spełnieniu
z twarzą dniem wymiętą
zagubieni
bezmyślnością
czekamy na cud
szukając nieba
tu- na ziemi
by wypełniło pustkę
co w nas
oglądamy się
w geście bezradności
tyle robimy
nie robiąc nic
gonimy za cieniem
by nie zanudzić samotności

a wystarczy czyjąś dłoń
zamknąć w swej dłoni
wypełnić jej pustkę
wtedy nawet łzy
zlizane z kącików ust
smakują
jak szczęście


***
rozwalić barykadę zbędności



mam ogromne deficyty
w poczuciu wartości
własnej
ubieram się w pióropusze
dla odegrania roli
społecznej

usilnie udowadniam w obrazie
rozmytych postępowań
że mam zdrowy sen

na drodze tysięcy zbędności
nieprzejezdnej
dla duchowego wstrząsu

nie chcę być trzciną hodowaną na wietrze
chwiejnie poddawaną zmiennościom
wyrwę się z marazmu
bez udowadniania czegokolwiek

założę nowy pióropusz

***

decyzja należy do nas

nie znajdziemy drogi powrotnej
na łódź
pod ciężkimi słowy
zatonęła
- pamiętasz?

koło ratunkowe
zbędnym balastem
- w zapomnienie

nie spotkamy się na pomoście
gwałtownością burzy
- wygaszony niedopałek

fale pragnień
-kamienne kariatydy


grembelin

z niejednej wiązki pokrzyw
gobelin życiowej odwagi
osnową żalu pęcznieje

niejedna kropla na nim
przykurzony wątek
a one nadal błyszczą
rozpraszając uwagę

przeliczając osnowy
wplatamy wątki wątpliwej radości
głaszczemy potwory
o zapachu piołunu

w końcu każdy ma swojego gremlina
którego musi znosić
i szklankę piołunu
którą wypić musi


***

dlaczego nie lubi mnie

cisza
gdy się odzywam
znika

poniedziałek, 22 lutego 2010

wspomnieniowo

Bigotka

upłynniam procenty optymizmu ukrytego w setce
kolorowych gazet oferujących bezpruderyjność w łóżku
najlepiej obsadzać role dwu lub czteroosobowe mówić o apetycie
na miłość z fantazjami i poklaskiem

rodząc się do szczęścia lub tańca wybór serio
aż gorąco się robi od sekretnych ujęć
klatka po klatce małpy z bananami
rozkwaszone cytryny dam
zazdrostki wypalone kolejnym dymkiem srebrnej ciszy
zaczytanej w ciąg dalszy
nie nastąpi
o nie

palę
się
w jesiennym nastroju







nostalgia niepoprawnej Stanisławy


gdy jesień barwy złote zmieni na brązy
i drogę zaścieli liściem szeleszczącym
stary zegar skurczy drewniane ramiona
zaskrzeczy kukułka trochę przeziębiona

spotkaniem z jesienną szarugą i słotą
i głosem schrypniętym poprosi nas o to
by zaparzyć mocnej z cytryną herbaty
gorącej bo pragnie częstować się latem

którego motywy odnajdzie na pewno
w filiżance kwiecistej dzwoniąc łyżeczką
wymiesza pachnące ziołami wspomnienia
tkwiące gdzieś w głębi nas odkryje pragnienia

bo jesień, kochany, to czas wielkiej zmiany




deszcz jesienny deszcz


całą noc parapet coś do deszczu gadał,
o jakichś stonogach i o defiladach
na butach dzwoneczki w lazurowe krople
maszerują równo wzdłuż i wszerz i w poprzek

tak się sny wgapiły na szybne odmęty,
spałam czy słuchałam, popatrz, nie pamiętam
na śniadanie rogal i stokrotki mokre
i ty masz na ustach dla mnie deszczu ? krople

scałuję je chętnie wszystkie co do jednej
tylko usta nadstaw no i oczy modre
niebo w nich zobaczę, raj na dnie ukryty
wszystko czego pragnę , co jest niezdobyte
*

Tyle jest smutku w naszym wzroku,
Zbyt gorzko przyznać, zbyt boleśnie,
Że tylko żółć i miedziany spokój
Pozostał nam w tym późnym wrześniu.


w nastroju Se pi melanż


refleksje wpadły o poranku
do pękniętej filiżanki kawy
drżeniem zaciśniętych palców
zmrożenie zawzięcie mieszały

zamiast zaparzyć ją wrzątkiem
gorzkie zalewałeś słowa
mieszane dozą zakwasów
w occie się dadzą przechować

dzień się zaczął zniesmaczeniem
słońce dostało barw miedzi
w oczach rosnące zdziwienie
i zadra która w sercu siedzi

niedziela, 21 lutego 2010



Nad jeziorem drawskim

tu zobaczysz wody czyste
po nich słońce stąpa rano
zbiera rozpostarte chusty
mgły zmienione w pianę

z cichym brzękiem ważka modra
muśnie pianę utrzepaną
i za chwilę podmuch wiatru
lekko pogna w dal nieznaną

w białym puchu promień słońca
łabędź wciska w pierzy ciszę
a strącony pył złocisty
woda miękko rozkołysze

***

Proszę jedźmy tam najprędzej
zauroczy każda chwila
ciepło, spokój wchłonie serce
by pośpiechu rytm przetrzymać

przemijanie I




'drzewa dumne z korony,
głowy nie potrzebują,"



kiedy na wyspie
widoczny z daleka stary buk umiera
na pozór nic się nie zmienia

wody szumią niezmienione
ta sama trzcina kłania się w poziomie
co rano te same kormorany
obchód robią za rybami

otoczenie zmieniało osobowość
a on tylko szatę dostawał nową
pokotem się kładły pokolenia brzóz
a on stał wyniosły mężniał i rósł

tuliłam twarz do aksamitnego mchu
chłonęłam woń zapachu
jego bruzd

innym grzybem leczyć chcieli rany
przyśpieszyli rozkład
runął podcięty udoskonaleniami

śpiewajmy pieśń
o zieleni której nie ma
w naszych oczach

czas nie uleczy ran

przemijanie II



tylko pień rozdarty straż trzyma nad zwłokami


dłonie
dotykają miejsc gdzie przelatywały mgły
wilgotne ciepło mieszało noc miękkim dźwiękiem
otaczającej wody

kiedy lata zaczynały opadać z kalendarza
szczyty w brązach tliły się na tle księżyca
zaczęła wyrastać ona
huba
wśliznęła się w tożsamość
zdobyła status zasiedleńca
opanowała niezamieszkałe obszary

ratunkiem miała być szczepionka

pękły ramiona potężnego starca
z hukiem i krzykiem
ptactwa
próchnem płacze
zieloność wydeptana przez ludzkie myśli

z daleka tylko przestrzeń zieje pustką

....

wiosną na jeziorze drawskim




Masz braki w znajomości
natury - wymruczał kamień olszynie


drobne szyszki trzymają się mocno
unerwionych liści na tle
trzciny poddającej się płomieniom
podsycanym przez wiatr
który wyszumieć się chce w poziomie
kładąc trawy

swobodny i majestatyczny w swojej mnogości
przyniósł zapach zefiru
i kwiatów grążeli
w mdląco- słodki sen
naturalnie na fali
zielone palą
się olszyny

do tekstu niżej

druga wersja -dzień umiera co dzień


zmierzch nad drawskim

o zmierzchu horyzont połyka krawędzie światła
kształty niewidzialnych duchów przenikają przestrzenie
pomiędzy rozchylonymi wyspami drzew pękają
krzyki wduszone w wodę
wieczność ukrywa widma białych ptaków
anioły
przywołane przez wiatr nawołują się bez końca

zanikają ścieżki
nocą
szlak miękko porasta wysrebrzoną pleśnią


siadamy i wspólnie oczekujemy aż dzień wyznaczy brzegi
niewyraźnym zarysem horyzontu, zmieni kostium
nada kształt wilgotnej ziemi odciśniętej naszymi ciałami

sobota, 20 lutego 2010

Nawet w pochmurny dzień



na niebie są gwiazdy

z palcem na szybie

w szybie widzę ciebie
nos przytulam zimny z rozpaczy
jeśli przyjdziesz rozchucham
rozgrzeję
albo inaczej
otulisz mi nogi ciepłym pledem

mgiełkę palcem rozmażę
spłyną krople jak diamenty
przyjdź na szyi zawieś
szal od lat nietknięty
darowany w dobrej wierze

wieczorem chucham na szybę
tworzę cię z mojej prawdy
to nic że chmury wiszą nisko
za nimi zawsze świecą gwiazdy

wycieram okno
zostajesz bez twarzy
czy wrócisz jeszcze
tak kocham
o tobie marzyć

piątek, 19 lutego 2010

czekając na wiosnę




kolory zimy


Czarnożółto

Prześwietlone konary dygoczą radośnie,
dotknięte promieniem słońca

Białoczarno


Ziemia wyjrzała
spod kopiastego śniegu

Zielonobłękitnie

poprzez zielone gałęzie sosny,
niebo błękitnieje

Białoniebiesko

w górze białe po niebieskim płynie
w dole zwały śniegu

białoniebieskiżółty

zrobił się świat w promieniach słońca
lutowego

??????
Uwaga ślisko!! Ale po chlebek trzeba, choćby nie wiem co.... wypuściłam się na scenę baletnica w kozakach na sztywnych nogach i nagle piruet zawrotny w tempie flamenco do przysiadu płaskiego z nogami w niebo brwi ułożyły się w wykrzyknik usta - w koło ratunkowe cisza odzyskała mowę, zagnieździła się na twarzy brylantowymi kroplami z sykiem łaj wszystkie gwiazdy rozświetliły mrok przed oczami mącę kryształową taflę speszonym oddechem - a niech to, cholera podnoszę głowę i czuję jak mi rośnie czerwono- fioletowo dojrzewać będzie zmieniając kolory z fioletu do żółci w zaciszu wymuszonego reanimowania zagęszczam się w pokrywie kołdry nie na odwrót

dzień umiera codzień


Dzień umiera codzień


o zmierzchu horyzont połyka krawędzie światła
kształty leśnych duchów wduszone w wodę
przenikają na powierzchnię
śledzą spomiędzy rozchylonych drzew
każdy krok

pękają żagle i białe anioły przywołane przez wiatr
nawołują się bez końca
echem wypełniają przestrzenie
dal ukrywa widma nadchodzącej nocy

w głębinach źrenic dojrzewa cisza
stąpa sennie osiada na dnie
ścieżki nieskończonych szlaków
miękko porastają milczeniem

by narodzić w brzasku
z wrzaskiem ptasich treli

środa, 17 lutego 2010

Wielki Post - 40 - dni


@!@!@!@!@!@!@!@!@!@!@!@!@


Post, modlitwa, jałmużna...
Podejmij post od GNIEWU i NIECHĘCI.
Codziennie daj swym najbliższym
dodatkową porcję miłości.
_______<<*>>_________

Podejmij post od OSĄDZANIA INNYCH.
Zanim kogoś potępisz, przypomnij sobie,
jak Jezus odnosi się do twoich upadków.
Podejmij post od NARZEKANIA.
________<<*>>__________

Kiedy będziesz miał ochotę narzekać,
zamknij oczy i przypomnij sobie małe
radości i te wielką radość,
że Pan cię kocha.
_________<<*>>___________

Podejmij post od UCZUCIA ŻALU
i PRETENSJI do INNYCH.
Ciągle pracuj nad przebaczeniem tym,
którzy cię zranili.
__________<<*>>___________

Podejmij post od PYCHY i ZAZDROŚCI,
bo one rujnują twoje życie wewnętrzne.
Gdy tak przeżyjesz Wielki Post bardzo
głośno i radośnie będziesz śpiewał

baba bez głowy

powiadają ty masz głowę
tylko do bujania w chmurach

a ja marzę żeby mieć trzy
wymienne jak buty
- to dopiero

ta codzienna uporządkowana
wyszufladkowana i bezwzględna
nie da się zaskoczyć zgubioną stówką
lub gorzkim brakiem sumienia

druga - z godnością pawiana dźwigałaby
zapach markowych
butów

ta trzecia
waniliowo-budyniowa
pachniałaby wiosennie mchowo
trawą i zielonym wiatrem
tylko dla ciebie

*

a co mam ( za co mam?)
głowę z wytatuowanym grymasem
jak kursywa gnącą się na każde skinienie
pochylonej nad sobą

zastanawiam się czy kiedyś
odważę się nałożyć taką z nadrukiem

kobieta
ma prawo
mieć

trzy wymienne
i żadna nie do narzekania
- to jest to

dziś tęsknię do tego lasu


MÓJ las

mój las nie jest zielony w południe
gdy słońce błądzi między gałęziami jest złoty
rankiem gdy noc ukrywa się jeszcze w listowiu
- seledynowy.
a wieczorami kiedy dzień z nocą kochają się
w paprociach - szmaragdowy

mój las nie jest cichy
gra muzykę - rano chóralną gdy wszystkie ptaki z nocy się zwierzają
w południe bo słońce mocno praży
pojedyncze ciche trele
wieczorami gdy świat milknie
słychać miłosne duety
ptasich par.

muzyka zimy, moja muzyka co sercu gra


Moja muzyka...
Czasami trzeba marszu zwolnić.
Tanecznym krokiem w życie wejść.
Oczy nacieszyć zielenią lat.
Nie martwić się tym, że mija czas

Spojrzeć na życie z tej dobrej strony
Wszakże świat tyle kolorów ma.
Nacieszyć oczy młodością barw
A serce muzyką, co wkoło gra.

Zmartwienia jutra niech skryje cień.
Niech liczy się chwila co teraz trwa .
Przeszłości nie mieszaj w dzisiejszy dzień
Usłysz muzykę, co w sercu gra.

poniedziałek, 15 lutego 2010

między słowami

byłeś natchnieniem
a nie pozostał mi po tobie cień
wątpliwości wolałeś zamknąć
w bezpieczne słowa
nie stały się cudem
w obłokach bujasz najlepiej


Wszystko w swoim czasie

blisko bliziutko
zaraz zadzwoni
wpuszczę

tymczasem
patynę oczyszczę

cicho
po co ten hałas
kołatanie
zamieram

trafiłeś



Widziane w pryzmacie

Ustawiasz pryzmat pod błękit
Światło zawsze ulega rozkładowi
chcesz możesz pominą
i tak rozkwitnie na drzewie

schylasz głowę
rozszczepiasz słowa na wietrze
w przewrotne fikołki
widzisz
czas się zawiesił

w jedno marzenie-
niechby już zakwitły fiołki -
ich fiolet tak cieszy
tęczowe gałęzie
w rozmachu uwięziły ptaka
co ukryć chciał kolory
uczucia -

kompletny głupiec

widoczny był z daleka
roziskrzony przekomarzał się

bojąc się powiedzieć że pokochał

z pudełka wspomnień




dzisiaj wzięło mnie na oglądanie starych zdjęć, lecą wspomnienia kropelkami na obrazy,
zasmuciłam się przemijaniem
*****

na światło dzienne
wyciąga podniszczone fakty
wydają się znajome te prześwity
pamięci kolejny raz dopełniają
nadgryzione strony

tego roku jakby więcej
opanowały każdy zakątek
wciskają się w słowa przypięte
do grymasu twarzy

maleje czy kurczy się
jak kto woli
bąbelki zobojętniają
osobliwy zmierzch

nie wie kiedy
nie wie jak
tak nagle wszystko
nie tak

łapie oddech z braku
innej czynności nie potrafi
krzyżować rąk za plecami

i nie pytaj dlaczego
sama nie wie
kiedy przykleiła się
do wydrążonych znaczeń
i obiera sny jak jabłka

czas ją oszukuje
a może odwrotnie
czyta jego zalecenia
niepotrzebnie przywiązuje się

film - cz.2.3.4,5,6,7,8,9,10

http://www.youtube.com/watch?v=BITF1FxQTkE&NR=1

http://www.youtube.com/watch?v=3b4u8J2AcFg&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=dEooSDGCZKI&feature=related


http://www.youtube.com/watch?v=ib0ShFhgxnI&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=r2hFEqW8ltc&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=Jzk2X1UevQw&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=7NMZK_US7nw&feature=related


http://www.youtube.com/watch?v=XKIQrJ7acTU&feature=related


http://www.youtube.com/watch?v=07L1-JjFeXY&feature=related

sobota, 13 lutego 2010

wiersze o miłości czyli walentynkowo



pachniesz morską bryzą

(¸.•´ (¸.•` * ¸.•´¸.•*´¨)

cały pachniesz słodką rozkoszą
uśmiechasz się śląc zaproszenie
czekasz na gest mój czy może tylko
wystarczy jedno czułe spojrzenie

spieniony materiał mojej sukienki
rozgrzewa się pod twoim dotykiem
drażni muśnięciem całus maleńki
iskierki drżące na szyje sypie

radosny uśmiech jednoczy dłonie
pąsem się barwią niesforne myśli
zwarci jak muszle całkiem świadomie
w czerwonych falach gasimy zmysły '





Nawet w pochmurny dzień są gwiazdy na niebie


w szybie widzę ciebie
nos przytulam zimny z rozpaczy
jeśli przyjdziesz rozchucham
rozgrzeję
albo inaczej
otulisz mi nogi ciepłym pledem

po mgiełce kreślę profil twarzy
płyną krople jak diamenty
przyjdź na szyi zawieś
od lat nietknięty
szal darowany w dobrej wierze

wieczorem chucham na szybę
znów jesteś
zamiłowaniem do wypatrywania
to nic że chmury wiszą nisko
za nimi świecą gwiazdy

wycieram szybę
znikasz.
czy wrócisz jeszcze
tak bardzo kocham
o tobie marzyć


(¯`•..ஜ۩۞۩ஜ..•´¯

każda z nas jest kleopatrą


- będę dzisiaj u ciebie - napisał.

W klatce zadrżało głupie serce.
Zredukowała je do zera,
przecież nie ma nic do powiedzenia.

Wypieniona w wannie maskuje twarz
doskonałym specyfikiem modeluje uda
się może pozbyć nadmiaru
słodyczy - myśli

Co raz w judaszu wymiernie do oceny
własnej wartości mierzy czas
oczekiwania

Upiekło się niezłe ciasto,
gdy doczytała:
- pod wierszem

Wyżarta karpatką
padła grymasem z podkówką.
Bez odgłosu.

- figlarna odlotka

(¯`•..ஜ۩۞۩ஜ..•´¯

Nadzieja


znów wyciągasz ręce
prosisz by cię przytuliła
obietnicami na więcej

nie wybudzaj zostaw
swój zapach na mojej poduszce

siebie w prezencie daj
tak po prostu bez pytań
bez odpowiedzi

kłamstw nie zniosę
gdy łóżko
od twojej strony
jest puste

¯`•..ஜ۩۞۩ஜ..•´


tam gdzie nie sięga tarcza parasola

nie bój się szeptu liści
uderzanych wodą

załóż wianek z kropel
łagodnie głaszczących włosy

pozwól mu zawisnąć
na cienkich nitkach przeznaczenia

poddaj się mokrej pieszczocie
obejmującej ciało drżące

a potem przyjmij chrzest
oczyszczającej kąpieli

nie bój się tego co naprawdę istnieje
i często nie w porę puka w twoje okno


¯`•..ஜ۩۞۩ஜ..•´¯)

moja poezja

poezja jest kobietą
ukrytą za kopiastym talerzem nieba


moje wiersze nie potrafią poleżeć
ciągle w ruchu
czasem kuleją kołyszą się
w rytm tańca z nożem w ręku
obierają ziemniaki
skrobią marchew

i dzieje się proza
i nic
wymykają się wtedy na spacer
szukać słów

wspinają się na garb księżyca
pod mgławice gwiazd
spadają z obłoków
jak piórka z poszarpanych skrzydeł
ptasich treli
i dzieje się
nic

......

Stwórca ma do mnie interes


psychoanaliza alternatywna

wart jest bowiem robotnik swej strawy* --biblia

wystarczy rozłożyć ręce i stać się
krzyżem na tle nieogarniętego
rzucić krzyk słyszany w sobie echem
wypluwać
grzechy
- wystarczy

zobaczyć co się kryje
we własnym sercu łatwo o wino i chleb
na pokaz; kupione - sprzedane
lub bić czapką o ziemię ćwicząc
swój kręgosłup
- wystarczy

na kolana i w piramidkę rąk
szeptać modlitwy lub codzienne prośby
z wiarą w miłosierdzie albo rozsądek
wybór zdrowy czy chory- godny
świadomości na tle czasów
- wystarczy

Wiara

przedwalentynkowe dumania


Juz kocham cię tyle lat
w smutku radości i gniewie
czasami pytam się za co
jden Bóg wie, ja nie wiem

Mówisz,że jesteś ladaco
że kochać ciebie nie warto
a przecież sama wiem o tym
- jestem zapisaną kartą
(...)

słodkiego jutrzejszego walentynkowania :))))

piątek, 12 lutego 2010

- śmiejmy się - dla odmiany dowcip

*******************
Jedzie dziadek maluchem, zgarbiony,
ręce mu się trzęsą na kierownicy.
Nagle wyprzedził go mercedes,
dziadek się wystraszył, mercedes
zatrzymał się na światłach, dziadek
z tego strachu nie dał rady opanować
nerwów i uderzył go w tylny zderzak.
Z mercedesa wysiada dwóch byków
i jeden z nich mówi:
-I co dziadek przywaliłeś?
-Tak-odpowiada dziadek cienkim
wystraszonym głosem.
-Masz kasę?
-Nie.
-A ubezpieczenie?
-Nie.
-A syna?
-Mam.
-To masz tu komóreczkę, dzwoń po syna,
to odrobi u mnie, bo ty się do roboty nie nadajesz.
Dziadek zadzwonił, podjeżdżają trzy
mercedesy klasy S, wysiada kilku byków
i jeden z nich mówi:
-I co, tatuś?...
Przywalił tobie ,jak cofał?...

"zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie"


pisał SW. Piotr do Tesaloniczan

Radość życia jest nam wpisana w życie,
dlaczego tak mało w nas radości
przeciążamy ją zmartwieniem , często na zapas.
Wszak Jezus powiedział,(parafrazuję:
"nie kłopocz się dniem dzisiejszym, on ma dośc zmartwień"

Ciesz się każdą chwilą
jasnym promykiem słońca
kroplą porannej rosy
lekkim tchnieniem wiatru

życie jest chwilą
chwila jest życiem

"Przygotujcie duszę i ciało"
Na RADOŚĆ

>>>>>>>>>>.

czwartek, 11 lutego 2010

Powiada Bartek, że dziś Tłusty Czwartek

Czwartek tłusty - dniem rozpusty,
każdy zajada pączek tłusty.
Czasem jeden, albo dwa,
a czasem ile się da :)))
Ja Ci życzę dziś smacznego,
zjedz też pączka choć jednego.
A do pączka smaczna kawa,
... to dopiero jest zabawa! :)
Wszelkie diety dziś na boku,
tłusty czwartek jest raz w roku ! :)

objedzona już pączakami
na śledzika czekam :)z wami
miłego wieczoru

Dzisiaj Tłusty Czwartek

czy to święto nic już nie warte?
Wchodzę do cukierni. - Co podać? Proszę?
Dwa pączki po prostu tylko poproszę.
Ja dwa, ktoś trzy, ktoś inny cztery
Cóż to się dzieje? Do jasnej anielki
Pamiętam, nie tak dawno a jednak przed laty
Do cukierni, piekarni ogonek garbaty.
Pudłami, skrzynkami pączki wynosili
A przecież aż tak żarłoczni ludzie nie byli.
Ot, chyba tak się już przyjęło
że każde święto bardziej uroczyste było.


Nawet małe dziecko dzisiaj krzyknąć jest gotowe:
Najsmaczniesze są Pączki od Mamy.... bo zdrowe!!!!!
Więc Wzajemnie Życzymy Sobie Smacznego!


http://zlotelinki.pl/pączek/168677.html

co sądzicie o politykach? Są lubiani, czy nie?

człowiek kontra CZŁOWIEK

wypełnieni niechęcią do wydarzeń na wiejskiej
wilczą zwaną czasem
dostrzegamy słońce w spojrzeniach
lecz hipokryzja wykracza poza obręb
nieba
z klapkami jak świńskie uszy
w dół na własne koryto
nurzają się w ciepłym błotku

momentami wylewa się z ust
chlusta na głowy kiedy wydawałoby się
że światło już bliskie zenitu
spadły ostatnie nieudane żarty

kryzys

łykamy klnąc
na świadomość zamierzeń
upchanych w ciasne paragrafy

zepsutego powietrza coraz więcej

a ja
zaczynam wierzyć w wilkołaki
widać ujemny wpływ
chyba nie księżyca? *
idzie do zaniku

środa, 10 lutego 2010

sen do gwiazd unosi


Ciepły, zimowy wieczór;
za oknem spokojnie prószy śnieg
łaskocze
kot
murmuranda mruczy

sen do gwiazd mnie unosi
śnij

Już chcę ciepła!!

myśl wybiega na drugą półkulę
burzy krew spragnioną ciepła

świt spływa z dachów
wprost w moje oczy

oddech zmienia kształt
cieniem kładzie się obok

jak dziecko z dużymi oczyma
wypatruję cienkich promieni

by zmienić je w żar

Ech, ciepełka już się chce :)))))



****????****

Marka Urodziny i pączkowe obżarstwo


Nie czekamy na Tłusy Czwartej, zjadamy dzisiaj pączki świeżo pieczone, własny przepis tzw. " na oko" a pączki suuuper.
No i popijamy czerwone winko, wypłukuje choreterol.
Sto lat Męzu !!! Żyj zdrowo i długo, spłacaj ten samochód.

wtorek, 9 lutego 2010

i jeszcze łasuchom na apetyt


pączusie i faworki karnawałowe
zaraz TŁUSTY CZWARTEK!!!!
DO ROBOTY!!!

karnawał się kończy


czas pieczenia chrustów,pączków i różnych innych słodkości

Samotność w sieci własnych myśli

Spacer o północy

zgaś księżyc
w ciemności też zdołamy
opanować
szyderstwa gwiazd
upuszcza
zbyt słaby wiatr
nasze dusze

poronione


Zasłuchany w samotność


w uszach słuchawki
żadnej muzyki

monotonia z obrazem w tle
nie zmienia się
świat w czterech ramach

drzewa pochylone wiatrem
rzeczka kamienie na dnie tysiące
oczu
szafiry wschodzącego słońca
uwiecznione powrócą

w cztery kąty własnych myśli.

zdrowe odżywianie



najzdrowsze warzywa w postaci naturalnej, lekko podduszone

(z netu)

fraszki

o końbiecie

Czemu mam się wstydzić
Że konia dosiadam
Wszak jestem kobietą
Dobrze pejczem władam

(¯`•..ஜ۩۞۩ஜ..•´¯)

poniedziałek, 8 lutego 2010

ZAPASOWA KOPIA



Powinnismy byĆ dumni z Polski
bo jesteśmy jedynym
krajem na swiecie,który ma
kopie zapasową ...

plany na przyszłość pokrywa szadź




wstaje dzień
na przekór rozleniwieniu nocnych majaków
rozpromieniło się
zaiskrzyło, pojaśniało powietrze

pies z kotem w jednej misce
obwąchują wczorajsze resztki
wrona klnie szpetnie na tę prywatność

a ja kocim grzbietem zaskakuję samą siebie
sprężystością ruchów budzę pragnienia
w kałuży
dzień przegląda zasnute oblicze

gdzy
ptasie gniazdo na kominie
nie zakwili radośnie
poznasz że już czas
rozetrzeć w oczach sen

Piasek - Imie deszczu
http://www.youtube.com/watch?v=2pGLYK0xEPo&NR=1

oddzielić skrzydła od nieba


http://www.youtube.com/watch?v=EN12ss3_-_s
Titanic po polsku


Z powrotem do siebie


Cóż nam po witrażach
w seledynach
przebłyskach promieni
na skrzydłach ważki falującej
nad trzciną

*
z bukietu zieleni
stwórz bezpieczną odległość
oddziel błękit od skrzydeł
a skrzydła od ziemi

świat rozciągnie się w uśmiechu
skurczem na twarzy
rozmierzysz spiętość rąk

które wyciągasz w krańce rozsądku
z nadzieją

Miłość, tęsknota, czekanie


Królowa jednej nocy

nie chcę
zostać tylko chwilą która cieszy
trzymać berło jedną noc
przy bladym księżycu
ćmą błyszczeć
i wierzyć że się powtórzy
śpiew słowika o świcie

brzemienna pożądaniem
w ciemności skrywać uczucia
i umrzeć
migocąc koroną
która straszy
***

spotkałaś miłość taką maleńką
co zadawała się małą chwilą
tryśnie erosem małą kropelką
a Ty znów myślisz czy tu coś było?

potem Cię spotka gdzieś na wakacjach
ożyje znowu minutką ciepła
chociaż to bezsens, bez żadnej racji
chwilą dopada - i w mig uciekło
*
Ach, ta miłość- maleństwo
błąka się gdzieś koło serca
w pamięć wryła się najmocniej
zakwitnie znów latem- owocnie

niedziela, 7 lutego 2010

O tym co śniło się podczas burzy




czyli historie pałacowe pełne uniesień ku zadowolenia czytelnika


Historie pałacowe.
Leży przed nim w prześwitującej piżamce. Czeka na gest z jego strony. Wstydzi się, a przecież nie są ze sobą pierwszy raz. W końcu odnajdują ją mocne, ciepłe dłonie. Dotykają .Pospiesznie przejeżdżają po szyi, ramionach i sutkach, które przez piżamę sterczą przy jego twarzy. Szepcze jej do ucha zaklęcia, delikatnie ustami łapie za skórę na szyi. Czuje jego oddech, zapach dobrej wody (zawsze to lubiła). Drży. Faluje. W końcu ściąga piżamę i odrzuca. Ona czyni podobnie. Już wie, że teraz jest za późno, żeby wszystko odwołać, zrezygnować i uciec. Sadza ją na siebie. Czuje jak pęcznieje. Z satysfakcją zaczyna się kołysać rytmicznie. Nie dziwi się, kiedy stwierdza, że robi jej się przyjemnie. Jednak po chwili odsuwa ją i przejmuje inicjatywę. Wchodzi w nią ostro i głęboko, porusza się rytmicznie. Zamyka oczy i dopiero teraz odchodzą wątpliwości. Przynajmniej na chwilę. Twarz jej ląduje przy jego twarzy. Syczy w nagłej euforii, wstydzi się krzyczeć, zawsze tak było. - Żeby choć raz mnie pocałował. Choć raz.- myśli i wie, że nie pocałuje. Tylko nie wie dlaczego. Pamięta tylko jak kiedyś całował, aż nogi ugięły się , stały się waciane, rozpuściłaby się cała, gdyby trwało dłużej, nikt tak nigdy jej nie całował. Wręcz unikała tego. Jęczy, stara się poddać tej sile, która rozrywa ją od środka. I nagle wszystkie gwiazdy wszechświata spadły na głowę, zatrzeszczało, wybiła fontanną. Potem poczuła jak wszystkie rzeki świata wypłynęły z niej, jakby była Matką Rzek. – Oj, ty, fontanno- słyszy głos. Szczerzył zęby w uśmiechu satysfakcji, a ona podniosła się leniwie i zaczęła od początku, niezmordowanie, jakby chciała coś zagłuszyć w sobie. Teraz on poddał się jej szaleńczej mocy. Nie liczyli minut, godzin. Niezmordowani oboje. Słyszeli jak ciszę nocy rozrywa huk. Burza. I w nich i na zewnątrz. Opadli bez sił zasłuchani w szalejący za oknami żywioł . Szczęśliwi, piękni i wyzwoleni układali się do snu. Świtało

*

Obudziła się. W pamięci miała nocne igrzyska snu. Dziwne uczucie, sen-mara , Sen jak rzeczywistość, dziwne to wszystko. Rozpamiętywała przewracając się w wykrochmalonej pościeli, zrzuciła kołdrę i przykryła się kapą, lecz i to nie pomogło. Czy to miało miejsce tu, w tej sypialni ileś lat temu?
Wszak dziś takich piżamek się nosi, chyba, że ona nie nosi…Słyszała za oknem tysiące gąsienic, stukały butkami w parapet, modliszki wcinały liście. To deszcz szumiał swoje opowieści. - Wiem o czym opowiada - pomyślała - teraz powinno zagrzmieć. Może burza wypłoszy moje przywidzenia.
Przysnęła na moment.. Obudził ją błysk jakby latarką po oczach ktoś poświecił. Za chwilę grzmot rozpruł ciszę. I znowu błysk. Teraz zaczęła liczyć, burza zbliżała się bardzo szybko. Nagle świst i głuchy odgłos, potem następny i następny. Pioruny waliły jeden za drugim i nagle wszystko ucichło i szumy, i szmery, i dzwonienie, i grzmoty. Burza odeszła tak szybko jak przyszła. I po raz kolejny pomyślała, że lubi burzę.
Rano okazało się, że dwa pioruny uderzyły w wieżę pałacową, poszły kominkiem, podmuch wywalił kratkę. Ze ścian pospadały obrazki i gwoździe. Taka siła.
- Pałac jest zabezpieczony odgromnikami- powiedziała Iw, Są głęboko osadzone, na dwanaście metrów wbite w ziemię, nic nam nie grozi.
- Wierzyłam jej.
- Pamiętasz co ci się śniło?- zapytała
- Oo, tak zasnęłam bardzo szybko ale często się budziłam , a kiedy przysnęłam , miałam piękny sen. Czy to przez sen, czy na jawie, słyszałam jak burza przyszła i jak odeszła, przeszkodziła jednak w zakończeniu…
- Opowiesz przy śniadaniu.

być może to intensywny zapach kwiatów wywołuje majaczenie

przyfruń do mojego ula w głąb najdalszych ogrodów
ustami wejdź w kielich kwiatu

gwiazdami pod brodę zapniemy się niebiesko
uniesieniem ramion pszczelim buczeniem
pogońmy ciszę
mącąc toń powietrza

wyskubiemy płatki zmartwieniom

na cztery łapy spadam z marzeń
a one ciągle przy nadziei

I tu zaczynają się piersze prawdziwe historie pałacowe


Po kolacji i obejrzeniu co było do obejrzenia w domu, poszliśmy na spcer po parku.
*

Noc była wyjątkowo ciepła i pogodna. W te wakacje jeszcze takiej nie było. Powietrze było parne, momentami zawiewał lekki wiatr. Szliśmy ścieżką wyłożoną żwirkiem i kamieniami równo pociętymi. Słońce zaszło i byłoby pewnie całkiem ciemno gdyby nie księżyc, który znajdował się wysoko nad czubkami starych drzew rzucając srebrzystą poświatę na nas, na trawę i drzewa. Spostrzegłam, że noc ma swoje barwy, różnie odcienie granatu i nie tylko. Liście na drzewach, które w ciągu dnia są zielone, teraz były granatowe albo białe w poświacie księżyca. Kałuże po niedawnym deszczu, mrugały różnokolorowo, odbitym światłem z lamp, piasek był srebrzysty a czasem szary, sierść Deisy prawie fioletowa.
Gdy dotarliśmy nad stawy, po swej lewej stronie ujrzałam widok, który zaparł dech w piersiach i na chwile zupełnie zapomniałam o wszystkich kłopotach. Staw pokazywał, ukryte za dnia, odcienie niebieskiego, zielonego i błyszczącego, w wodzie odbijała się pyzata twarz księżyca, jakby świecił z wody, a nie na odwrót. Plusk miniaturowego koła młyńskiego usytuowanego na rzeczce tak wyraźny, jakby prawdziwy młyn czerpał wodę, nawadniając stawy.
Byłoby całkiem romantycznie, gdyby nie komary. Cięły w każdą wolną przestrzeń ciała nie zabezpieczonego jakimś materiałem. Szybko wróciliśmy do domu. W sali kinowej odbyła się projekcja filmu pokazująca otwarcie pałacu.
Melodia z „Nocy i dni” rozczuliła mnie do łez. Otwarcie z pompą dosłownie i w przenośni.
Lało jak z cebra. - Ale wszystko się udało- powiedziała Dar… jednak- zawiesił głos- zostało coś , co nie dawało mi przez dłuższy czas spać po nocach.
Nie pytałam. Przyjdzie czas, sam opowie.
Rozleniwiona, podekscytowana filmem udałam się do pięknej pałacowej sypialni.
- Dobrych snów, tylko zapamiętaj, co się będzie śniło, podobno się spełnia , gdy się pierwszy raz śpi na nowym miejscu.
- Okej, zapamiętam, bo chciałabym, żeby się spełniło to, po co przyjechałam.

Obok pokoju była przepiękna łazienka, gustownie urządzona, pachnąca , z pięknymi lustrami na umywalkami, z bukietami kwiatów na oknie. Byłam oczarowana. Po wspaniałej kąpieli w bąbelkach, wymuskałam ciało pachnidłami, założyłam przygotowaną piżamkę, peniuar i weszłam do sypialni. Och, poczułam się jak Kopciuszek na salonach Stąpałam po puszystych dywanach, zakupionych na aukcji w Niemczech ( tak mówił Dar) . Znad łóżka patrzyły na mnie oczy pięknej kobiety. Miała cos dziwnego w twarzy, oczy patrzące przenikliwie, jakby pytały- Co tu robisz robaku, to mój pokój.
Wzdrygnęłam się, czy moje kompleksy muszą mnie i tu odnaleźć? Zgasiłam światło i położyłam się do chłodnej pościeli.
Zasnęłam bardzo szybko, lecz czy na długo?


*
Posłuchaj swojego serca
niech zagra melodię, którą lubisz
i zatańcz w jej rytm walca
nim życie cię strudzi.

Posłuchaj swoich myśli
gdy smutne odpędź daleko
niech żar serca się przyśni
gdy księżyc przypłynie senną rzeką.

Posłuchaj swojego sumienia
lecz nie daj się zakręcić w ferworze
ziemskich spraw ludzkich i pragnienia
miłości, której mieć nie możesz.


koniec części którejś z kolei

2009, lipiec

Pałac w remoncie, a właściwie jego otoczenie



tak było- rok 2007

Pałacowe historie



" lustereczko, powiedz, przecie
kto jest najmądrzejszy w świecie?"

I pomysleć, że nie widziałam się z moim przyjaciółmi dwa lata , gdy oni w tym czasie walczyli z remontem swojego nowego domu. Dworek w Niedziałce zostawili synowi, a sami odremontowali pałac po sadownikach w S. Zresztą nie tylko pałac, ale całe gospodarswo, zabudowania, i najważniejsze- zabytkowy kościółek klasy zerowej- cudo!
Najwięcej czasu poświęcili na remont i doprowadzenie go do używalności (odrobaczenie, odkornikowanie, zabezpieczenie, wymiana krokwi itede). BYł pierwszy w planach odrodzenia. I tak też się stało.

Prawdziwa opowieść z żebrakiem w tle



miejsce akcji DWORZEC A BYDGOSZCZY


Autobus planowo zajechał na dworzec w Bydgoszczy.
- Pół godziny przerwy- zakomunikowała zmiennik kierowcy, kobieta, hmm niczego sobie.
- Od kiedy?- pisnęła starsza pani.
- Od zaraz , proszę odliczać czas- zaśmiała się pani ‘kierowczyni’ i wyszła na papierosa.
- Czy musi palić, żeby dorównać mężczyznom?- pomyślałam – ciekawe czy też klnie.
Przez kilka minut siedziałam patrząc bezmyślnie w okno. Po drugiej stronie w zajezdni stały autobusy w równym rzędzie, jak do odprawy.
- Chyba odpoczywają- pomyślałam z głupia frant.
Parking ogrodzony siatką bronił dostępu niepowołanym.Za siatką była jakaśtam rzeka.
- To Brda - powiedziała allena.
- Albo kanał doprowadzający do niej - rzekłam byle co, aby coś na przekór tej pewniaczce. Do przystani dobijała barka. I dziwne, nawet nie byłam ciekawa jej przeznaczenia. A wszystko przez tę 'kierowiec' Przygniatało mózg pytanie: - Dlaczego chce dorównać mężczyznom, kobieta powinna zostać kobieca. A ona taka babochłop. Ogarnął mnie jakiś marazm. I nie wiem dlaczego przypomniały mi się słowa Kamila Baczyńskiego: „ prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie”. Ni w pięć ni w dziewięć. Czas wielkiej rzeźby kształtuje się codziennie. tworzymy historię. Ja jestem jedynie trzonkiem w rękach budowniczych, (jak pomyślę o tych tam szlag mnie trafia)

"w głowie gromadzą się jakieś fanaberie
kosztem zdrowego odżywiania
i nie ma z kim o tym pogadać

i wtedy kiedy tak patrzę przez okno na rzekę,
na kłótliwe wróble, które na przemian z gołębiami
wydzierają sobie kawałek chleba
a łabędzie coraz bardziej napuszone
wypływają na głębię

coś we mnie pęka
coś iskrzy się
i coś sieję pod wiatr"

Dla nich "onych nic nie znaczę. Podatki moje się liczą. Ale spać mogę z czystym sumieniem. Eeee tam, co mi się plącze po głowie. Przemogłam niechęć i wyszłam z autobusu. Szybkim krokiem na sztywnych nogach przeszłam na drugą stronę jezdni, oczywiście przy czerwonym świetle. Pędziłam jakbym uciec chciała przed własnymi myślami.

gdy słowo nas mija w przeciągu
minuty. zatrzymać należy pociąg
do złudzeń

ostatnio jakoś się czuję dziwnie
dni rosną świercznie i mylnie
interpretuję nos na szybie
zaparowane szerokie pole
do Popisu wronom

drzwi na oścież
i wszystko jak dawniej
ugory uprawione unijnym łajnem
wydadzą plon potężny

ponadto jeszcze osy
obsiadły drobne grona
im też coś się należy

jak nam żądło

Przystanęłam przy jakiejś chińskiej restauracji. Zapach podrażnił nozdrza i żołądek. Teraz dopiero poczułam jaka jestem głodna. Koń z kopytami to mało! Zrozumiałam dlaczego czułam rozleniwienie. Brak insuliny. Śpiączka cukrzycowa. A przecież mam cukier w normie. Zresztą kto wie? Zawróciłam. - Zjem loda- pomyślałam. Żarełko w barach niezdrowe...dla kieszeni. Wstąpiłam do sklepiku. Łakomym okiem spojrzałam… na błyskotki … I kupiłam …naszyjnik. – A co tam, będę miała pamiątkę z Bydgoszczy. Usprawiedliwiałam niepotrzebny wydatek.
Siadłam na ławeczce i oglądam szkiełka łączone z metalem. Założyłam na szyję – Ładnie się prezentował na czarnej bluzce. Bogato. ykhmmm. W pojęciu emeryta nie wolno myśleć tak samo a nawet podobnie –
zabronione noszenie identycznych
kłopotów
wciąż przybywa

szkiełek kamieni coraz więcej
na plaży w gąskach
uzurpatorów piachu i nagości
gdy słońce pęka w szwach
stara szafa nie ma czym się okryć

nawet dziury na lekarstwo
nie stać emerytów też
widuję nagich do korzeni

potykamy się o pokręcone
poglądy wszyscy mają jakieś tam
niektórzy inny rozmiar
- zależnie od stopy życiowej

moja mała na płaskim obcasie
a uwiera 'małpa 'jak drzwi do lasu
wyważyłam kamuflażem
nieistotnych dywagacji

Usiadłam na ławeczce naprzeciw autobusu, żeby obserwować pasażerów, żebym nie przegapiła jak kiedyś w Połczynie…wyjęłam kupione błyskotki i podziwiałam jak błyszczą się w słońcu.

- Bardzo panią przepraszam- usłyszałam za plecami miły głos - Czy mogę zadać pani jedno pytanie?
Skotłowały się myśli i nie powiem wam o czym myślałam.
- Ma pani coś do zjedzenia?
Odwróciłam głowę. Przy ławce stał mężczyzna w nieokreślonym wieku, w białej nawet czystej koszuli, białe włosy i biały zarost świadczyły, że przekroczył sześćdziesiątkę. W ręku trzymał torbę podróżną wypchaną czymśtam.
- Jakiś żebrak, menel - spojrzałam z niechęcią. I aż mnie ścisnęło, mnoży się toto jak żaby po deszczu, nie przejdziesz ulicą, żeby jakiś nie zaczepił. i nic tylko: - paniii daj dwa złote, daj na bułkę, a mnie kto da? Tyle lat pracy, studia, kursy dokształcające i co, bieda z nędzą. Zrównana do poziomu z tymi co nigdy nie zaszczycili rąk pracą.
Powtórzył: - Czy ma pani coś do jedzenia?
- Nie mam – odpowiedziałam szorstko, wręcz niegrzecznie.
- Bardzo, naprawdę bardzo panią przepraszam- Oddalił się taki biały, mały i przygarbiony.
- Jakby dźwigał krzyż - przemknęło mi.
- Kurna, taki uprzejmy i nie wyglądał na menela. Może rzeczywiście był głodny?
Nie zaprzątałam sobie więcej głowy, wyjęłam szminkę i pomalowałam usta. Co chciałam osiągnąć? Zmusić je do milczenia? Czy oszukać głód?
Popatrzyłam na rzekę, na barkę cumującą, na baby żywo rozprawiające o niczym i weszłam do autobusu. Kanapka, którą ugryzłam, ugrzęzła mi jak jabłko Królewny Śnieżki .”Kubuś” smakował jak wiadro piołunu. Poczułam palący wstyd. Rozlewał się od żołądka po czubek głowy, kropelki potu wystąpiły na czoło nawet pod nosem zrobiło się jakoś mokro. Wybiegłam. Mężczyzna stał przy kiosku z żywnością. Sięgał do kieszeni. Zajrzałam mu przez ramię, w garści trzymał kilka żółciaków, rysy twarzy zaostrzyły się, usta wygięły w podkówkę. Dorzuciłam kilka monet. Zaskoczony złapał mnie za rękę chcąc pocałować. Wyrwałam się i uciekłam, słowa podziękowania i moje wyrzuty, biegły za mną aż do autobusu. Trzymały się durnej głowy nawet wtedy, gdy minęliśmy Toruń. Czułam się parszywie. Zasnęłam. Śniłam o Cyganach.

żebrak

Stał wróblami podszyty, cały w bieli
w nieśmiałym przygarbieniu nie liczył
ani lat, ani plam na twarzy .
Szary, jak kolor ulicy prawie
przyklejony do przystanku ,
który nie mógł być jego
gruntem pod nogami.

Nie zauważali jedni, inni
wciskali w uszy własną tolerancję
niedoczytanych sumień.

Pewnego dnia ktoś podarował mu torbę podróżną.

W powrocie zobaczyłam cień
wciśnięty w ławkę
bez widoku na jutro.

I wszystko wróciło? na swoje miejsce.



***

Warszawa przywitała mnie pogodnym niebem. Nareszcie przestało padać. Czekając na autobus prostowałam nogi po dziewięciogodzinnej podróży. Nadjechał mój docelowy 127. Było już ciemno, gdy dotarłam na miejsce . Pachniały lipy jak u mnie na wsi. Marysia wyszła naprzeciw. I o mało nie straciła życia w moim uścisku.
Stół zastawiony jadłem rozmaitym, a ja nie czułam głodu.
*
Kawałek raju jest w każdym sercu, które stanowi zbawienny port dla nieszczęśliwego, w każdym domu z chlebem, winem i serdecznym ciepłem.
Bóg włożył swoją miłość w nasze ręce jak klucz do raju.- powiedziała Helenka Kulczycka.
- Od nas tylko zależy, co z tym kluczem zrobimy. Najchętniej wyrzuciłabym do morza,
by zaspokoić sumienie.

jak strzała puszczona z celtyckiej włóczni
płonąc najciemniejszą rozjaśni noc
tak serce odwieczny włóczęga
kochając rozjaśni najsmutniejszy los




Opowiedziałam tę historię dworcową, przy zastawionym stole w pałacowych obejściach w S.
- To smutne- rzekła Iw - Teraz często widuje się ludzi żebrzących na ulicach, dworcach, pod sklepami. jedni z chęci zysku, inni z biedy. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Cóż takie mamy czasy, na jakie zarobiliśmy...nie powiem, że zasłużyliśmy, bo nikt nie zasłużył na głód i poniewierkę.
Są ludzie, którzy utracili pracę bez prawa do emerytury, tacy najczęściej ze łzami w oczach, ze wstydem ukrytym w sercu, idą na ulicę, to jedyny sposób na zaspokojeniu głodu, bo nie ma nic gorszego niż pusty żołądek, w dzieciństwie doświadczyłam tego...- Zniżyła głos i chmura smutku przepłynęła po jej czole - ech, nie ma co wracać do przeszłości.
- Dlatego, gdy widzę żebrzącego, daję pieniądze bez względu na co zbiera, żeby potem - sama widzisz, jak się czujesz - nie mieć podobnych wyrzutów.
- Kurwa - zdenerwował się Endriu - żebrzą, bo nie chce im się pracować. Teraz, jak ktoś chce wszędzie znajdzie pracę, nawet na jakiejś budowie, poszukują ludzi! Ale nie, po co się wysilać, lepiej iść z ręką pod kościół czy na ulicę. Nie prawda, że nie umieją – wyprzedził moje myśli- po prostu nie chcą. Znam takiego jednego. Człowiek dobiega sześćdziesiątki i pracuje na budowie, ciężko pracuje. I nieprawdą jest, że nie przyjmują starszych. Ale niektórzy nie nauczeni są pracy. Szukają łatwego zarobku i znajdą takie naiwne - tu spojrzał na Iw, na mnie - Co to wyręczą leniuchów dając im rybę zamiast wędkę. Czym ty się przejmujesz, niech głoduje, jak głupi.
Ot, męskie spojrzenie na sprawę. A w ogóle mężczyźni mają inne wyobrażenie o życiu. Są twardzi, nie mają gołębich serc. Może to i dobrze. Ale znam wielu młodych, którzy też nie garną się do pracy, łażą i spijają zimne piwo w cieniu drzew, wykorzystując żony lub matki.

BIEDRONKA
Ech, wy ludzie prości, którym nic nie potrzeba
Siedząc w cieniu dębu, biedronkę ślecie do nieba
A głupie stworzenie marnymi skrzydłami
Trzepocze by nie spaść, przebiera łapkami
Ze łzami leci
Chlebem dzielić się z nierobami

- Ale teraz nie myśl o tym co było i jedz...- .dodała Iw z uśmiechem.- Po kolacji pójdziemy na nocny spacer. A jutro objedziemy włości skuterem. Zobaczysz, ile się zmieniło przez te dwa lata, gdy nie przyjeżdżałaś.
- Ale, ale, najpierw poczytaj nam swoje wiersze i objaśnij co nie co, bo na mój rozum one są za trudne.
- Przeczytasz . Powiesz za trudne.
Otworzysz umysł i serce. Zrozumiesz
Powiedziałam swoją sentencję.
Wieczór minął w miłej atmosferze, czytając wiersze, dyskutując nad niektórymi, zapomniałam o historii na dworcu.

CDN. HISTORIE PAŁACOWE
zapraszam :)

sobota, 6 lutego 2010

O tym jak podyskutowałam sobie z kociakami


a że lubię dyskusję to i chętnie.


Od rana jakoś źle się czuję, to już któryś dzień z kolei, niby kataru nie mam, ale głowa ciągle boli i bez polopiryny nie obejdzie się.
Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę i od razu poczułam przypływ energii. Wzięłam się za sprzątanie. W domu cisza, nikogo nie ma.
Marek na rybach. Paulina u dentysty-ortodonty. Patryk u kolegi w Darłowie. A ja sprzątam. Pogoda piękna, słonecznie aż chce się wyjść na dwór. Wzięłam chodniczki i poszłam trzepać. Pod domem stało dwoje młodych ludzi, chłopak spojrzał na Skutera i powiedział:
- Ten piesek chyba ma około 14 lat.
- Oj trochę więcej, prawie 16.
- Pamiętam go jak 11 lat temu byłem tutaj.
- ?????- Jesteś z Rzepowa?
- Ależ nie, ze Złocieńca. Byłem tutaj z gromadką dzieciaków ze szkoły. Mieliśmy - zamiast lekcji plastyki- spotkanie na ogródku, o tutaj - pokazał na mój ogródek.
Jakiś pan pokazywał swoje obrazy, bodajże wyszywane. Wyglądały jak malowane. Pamiętam piękne były. Potem ognisko i piesek wyjadał kiełbaski
co spadały do ognia. Takie miłe wspomnienia.
- Och pamiętam , to były pierwsze lata mojej pracy w Złocieńcu. Uczyłam plastyki i organizowałam spotkania z artystami z terenu gminy . To pierwsze spotkanie było z Panem T. O. na moim ogrodzie. Jego prace wyszywane ściegiem arrasowym, były cudne.
Obrazy rozwiesiliśmy na żyłce pomiędzy drzewami, a chmury z obrazów płynęły ponad nimi do nieba. Urocze chwile.
Potem pojawiła się pani redaktor z radiowej jedynki, która miała zrobić program z naszym artystą od gliny. Mieszka w tym samym budynku, co ja (stara szkoła). Ponieważ nie zastała "glinolepa" zrobiła program z Tomaszem i ze mną - przy okazji.
Była zachwycona lekcją w terenie. A kiedy oprowadziłam ją po ogrodzie i pokazałam kwiaty chwaląc się znajomością nazw. Potem poprowadziłam do maleńkiego oczka otoczonego kaczeńcami i roślinkami znad naszego jeziora, był to - wodopój dla ptaków. Redaktorka
nie miała słów zachwytu. Ale o tym wszystkim nie wspomniałam młodziakowi, ponieważ nie chciałam rozgadywać się. Wspomnienia przypłynęły i odpłynęły jak te chmurki z obrazów Tomasza.
- Ma pani chwilkę czasu?
- No, nie bardzo, sprzątam właśnie. ( Domyśliłam się w czym rzecz - kociaki ).
- W takim razie zajmę moment, co pani sądzi o tym co się stanie z człowiekiem po śmierci?
- No, cóż, mam swoją teorię, ale wg religi katolickiej, człowiek umiera i czeka z duszą na zmartwychwstanie.
- Pozwoli pani , że przytoczę fragment Biblii.
- (....)
- No tak, to samo mówiłam. Wie pan każdy ma swoją teorię śmierci. Ponieważ w moim domu czasem dzieją się dziwne rzeczy, wierzę, że u mnie straszy, wszak to stary pałac, przed wojną mieszkała tu ciotka znienawidzonego Geringa. Odwiedzał ją czasami jak przyjeżdżał
w odwiedziny do Hitlera w Budowie. Podobno kiedyś nieźle się popili .I strzelali do niewolników. Wiem skądinąd takie rzeczy, bo u tej ciotki służył jeden z Polaków wywieziony z powstania warszawskiego. Dobrze mu tu było, podobno ciotka nie mogła darować siostrzeńcowi ...
No i ten człowiek, kiedy skończyła się wojna już nie wrócił do Warszawy. Nie miał do kogo, ponieważ cała rodzina zginęła. Zamieszkał w domu byłego masztalerza.
Piękne miał mieszkanie na tyłach stajni. I stajnia była piękna. Dziś nie ma po niej śladu, aż szkoda. Pamiętam jeszcze ozdobne mury
z wykuszami i wieżyczkami. (I znowu snują się wspomnienia.)
- Ale się rozgadałam, a mówiłam, że nie mam czasu - zaśmiałam się.
- I coś panią straszy z tego powodu, że mieszkała tu ciotka Geringa?
- Nie wiem, może pokutuje za grzechy swojego siostrzeńca? Może ci zamordowani jeńcy?
- E żartuje pani, tak nie jest.
- A jak jest?
- Wszak Jezus powiedział, że kiedy nadejdzie czas, powstaną zmarli, więc teraz dusze są w uśpieniu) i zapanuje radość i szczęście, na ziemi, słyszy pani, na ziemi.
To tu na ziemi będzie raj i ludzie będą żyć wiecznie. Nie chciałaby pani żyć wiecznie?
- Hmm, chyba nie, za nudno by było, ciągle w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi.
- A kto mówi że na tym samym miejscu, przecież jeśli będzie pani zawsze zdrowa, może zmieniać miejsce pobytu, jeździć zwiedzać....
- Wszystko jednak do czasu, I to się znudzi kiedyś.
- Ale z pani uparciuch.
- No tak ale powiedział pan, że powstaną z martwych tylko ci, co zasłużyli, słuchali praw boskich, a takich ludzi ,o ile wiem, jest niewielu.
Chyba, że dzicy, którzy nie wiedzieli ,co czynią nie znając zasad bożych.
- He, he- zaśmiał się młodzian

Rozum paruje szukając pary do wiary

można umrzeć wierząc w sens życia i śmierci
koszmarem jest żyć wątpiąc we wszystko


życie daje szturchańce śpiącemu w ciemności
prawie dotykalnej pełnej zwątpień
kołysanych sierocą chorobą

wkładając dłoń w ranę obudzimy się
bez zadawania pytań o sens
szarpania zamkniętych drzwi

trwamy próbnie Obleczeni w szatę
nie dbając o napełnienie jej treścią
wiary i aktu posłuszeństwa

dopóki nie znajdziemy Boga
sami Go sobie zastępujemy
a świętego Piotra obarczamy winą
za odmowę otwarcia bram


błogosławieni których rozum nie karłowacieje
albowiem oni oglądać będą niebo niebieskie


- Mówi też pani, że ludzie dopasowują Boga do siebie? Do swoich potrzeb.
- Oczywiście, ja też... należę do tego typu ludzi, bo czytanie Biblii bez zrozumienia, daje wiele możliwości interpretacji. Podobnie jak z wierszami.
Ilu czytających, tyle interpretacji.
- Ależ Biblia jest dosłowna, nie można jej interpretować po swojemu.
- Ech, młodzieńcze, ludzie są tylko ludźmi, wszystko dopasowują pod siebie, do swoich potrzeb, nawet prawo. A Biblia to też prawo ...boskie.
- A pani uważa że to jest słuszne?
- Nie mnie sądzić i czynić uwagi, ja tylko stwierdzam fakty.
- Ale Pan Bóg po to ustanowił prawa, żeby ludziom żyło się dobrze i szczęśliwie, żeby na ziemi panował raj.
- He, he, raj każdy robi pod swoje wymagania. A pojęcie raju , podobnie jak pojęcie prawa, ludzkie, czy boskie, dopasowujemy pod siebie.
- Tak, nie słuchamy słów bożych i ponosimy z tego tytułu konsekwencje - powiedziała towarzysząca.
- Właśnie, Pan Bóg dał człowiekowi wolną wolę, to jak z demokracją, robimy wszystko według własnej woli,
nie stosując się do przepisów, a potem narzekamy: - Gdzie był Bóg jak była wojna, jak było trzęsienie ziemi, powódź, katastrofy. Obwiniamy Boga o wszystko złe na tym świecie, a przecież sami nie słuchamy słów Jego, Czy ja mam winić Boga, że się przeziębiłam, bo wyszłam bez czapki na dwór. Miało być tylko na chwilę, a stoję i gadam.

pieśń proszalna

Moje drzewo rozrasta się,
w rozgałęzieniach coraz więcej gniazd
- wylęgarnie aniołów,
w ich skrzydła kiedyś złożę sen.

Zawczasu splatam łuk nadziei
zanim spłonie w ciemności
pieśń
niosę do Boga

otwarł mi drogę przez Morze Czerwone
a ja krzyczę że jestem na dnie

mów, Panie,
ale najpierw otwórz uszy moje
z oczu zdejmij zaćmę

- będę słuchać


Ooo- zorientował się młodzian- Przepraszamy już idziemy, może kiedyś wpadniemy podyskutować.
- Owszem, czemu nie, nie boję się takich dyskusji, a wręcz uwielbiam .
- Do widzenia.
- A ja i tak wierzę, że niektóre dusze się błąkają, nie mogąc zaznać spokoju. Ale czy na pewno w to wierszę? Tak tylko myślę.
- W takim razie przyjdziemy i postaram się pani udowodnić, że tak nie jest.
- Akurat, udowodnisz…- pomyślałam.



psychoanaliza alternatywna

wart jest bowiem robotnik swej strawy* --biblia

wystarczy rozłożyć ręce i stać się
krzyżem na tle nieogarniętego
rzucić krzyk słyszany w sobie echem
wypluwać
grzechy
- wystarczy

zobaczyć co się kryje
we własnym sercu łatwo o wino i chleb
na pokaz; kupione - sprzedane
bić czapką o ziemię prostując
swój kręgosłup
- wystarczy

na kolana i w piramidkę rąk
szeptać modlitwy lub codzienne prośby
z wiarą w miłosierdzie albo rozsądek
wybór zdrowy czy chory- godny
świadomości na tle czasów
- wystarczy

Wiara



I tak oto po "mądrej" DYSKUSJI wzięłam się za prozę życia. Obiad - rybę zapiekaną z frytkami i brukselką obsmażaną z czosnkiem i papryczką czili.
Pycha. Kiedy wróciła Paula od dentysty, dziwiła się, że taki świąteczny obiad. -A co, raz nie zawsze. A ja zamiast brukselki - nie lubię- zjadłam całego buraczka pokrojonego w plastry i natartego czosnkiem, jakoś tak mam dziś , zachciewajki buraczane.
Widać organizm szuka oczyszczenia, intuicyjnie jak pies .

A co wy sądzicie o mojej dyskusji?

?????

piątek, 5 lutego 2010

A na balkonie coraz to nowe skrzydlaki

Nkogo nie zdziwi, jeśli napisze, że od rana obserwowałam ptaki. Dziś pojawiła się parka dzwońców, i trznadel, przyleciały do pośladu który mąż wysypał.Jery już znam, ale jest jeden ptaszek podobny do nich, lecz krawacik ma pomarańczowy, inny ma czubek na głowie jak koronę.
W ogrodzie znowu pojawiła się sarna, ale z daleka okrąża nas jakby wyczuwała, że się na nią patrzę. Wyrzuciłam obierki i ziemniaków trochę. Wieczorem dam siana co po króliku zostało.

To tylko ja

z głodu szczęście się bierze
pisze Agata *

tu głód inny ma wymiar
noc. patrz jaka ciemność
zastygła w grudach
przereklamowanej zimy

poźno. zbyt wielkie zaspy
opieczętowane zdumieniem

rankiem zanurz ciało
w kopiec miękko
jak sarna
kiedy wygrzebać nie może
nic
poczujesz

ciepło?

weź oddech.
to tylko ja. kolejna odsłona

na balkonie

Kowalik uparty tak się zawziął na dziobanie,
że nie ucieka nawet jak ktoś w oknie stanie.
Bardziej płochliwe jery i dzwońce
zmykają na drzewo jak ja po słońce.
Martwię się trochę co to będzie wiosną,
pod balkonem różne rośliny wyrosną,
odchwaszczać będę musiała ostro
i narzekać - jak to bywa wiosną :)

czwartek, 4 lutego 2010

i po grypie


wczoraj wieczorem czułam się potwornie, wzięłam coldrex i o mały włos nie zemdlałam,poczułam szum w uszach, zawroty głowy duszność szybko położyłam się i nie wiem czy zemdlałam, czy tak dobrze spałam bo obudziąłm się dopiero rano, z potwornym bólem glowy. Ale nim wzięłam tabletkę, musiałam zajrzeć do moich skrzydlatych przyjaciół. Dziś jakoś smutno na balkonie, tylko dwie sikoreczki. No tak znowu napadło sniegu i przykryło im ziarenka. Ubrałam się ciepło i wyszłam odśnieżyć i posypać świeżynki: ugotowaną rybę, pokruszony chleb i kaszę no i oczywicie rzepak.
Przyleciał kos do ryby i kawka do kaszy, zleciały się jery, ale coś im nie w smak.Odleciały, widać mają dość rzepaku, czekają na proso. Trudno, nie będzie prosa. Do miasta nie jadę.Zaden autobus ze wsi nie jedzie. Głusza.

teraz coś dla humoru

Pewnej kobiecie przyśniło się, że za ladą w jej ulubionym sklepiku stał Pan Bóg. - To Ty, Panie Boże! - zakrzyknęła uradowana. - Tak to ja - odpowiedział Bóg. - A co u Ciebie można kupić? - zapytała kobieta. - U mnie można kupić wszystko - padła odpowiedź. - W takim razie poproszę o dużo zdrowia, szczęścia, miłości, powodzenia i pieniędzy. Pan Bóg uśmiechnął się życzliwie i oddalił na zaplecze, aby przynieść zamówiony towar. Po dłuższej chwili wrócił z malutką, papierową torebeczką. - To wszystko?! - wykrzyknęła zdziwiona i rozczarowana kobieta. - Tak, to wszystko - odpowiedział Bóg i dodał: Czyżbyś nie wiedziała, że w moim sklepie sprzedaje się tylko nasiona

i wiersz

Drobne? zaniedbania


Noc na podłodze układa przyszłość.
Chłód płaszczy się niczym dywan udeptany
tysiącami gwiazd
których nie da się posegregować
jak stare listy ciasno wciśnięte
w szczelinę gdzie latem mieszkają robaki wspomnień
a jesienią zimują muchy
w nosie
masz teraz wszystkie fanaberie
zatrzaskujesz za drzwiami ogon
ciągnących się lat
w pogoni za dobrami współczesności.

Prosiłaś Boga o miłość, radość i szczęście
dostałaś nasiona.

Termin realizacji minął.

2010

środa, 3 lutego 2010

coś z netu



a już chciałoby się wiosny
pieśń o miłości

w białym dywanie miekkich marzeń
co zataczają kręgi w głowie
powiewem wiatru się wydarzasz
jako stęsknionych dni zapowiedź

i puchem spadającym cicho
na oczu blask ciepło-wieczorny
w którym brzemienne w pamięć milkną
chwile przypomnień snów upojnych

gładko jak czas płyniesz po myślach
wypełniasz smakiem ust kąciki
niby uśmiechu słodki przysmak
nim przełknę rozkosz nagle znikasz

wciąż prószącego śniegu szeptem
kojącym uczuć rozpalenie
czerwoność krwi miarowo krzepnie
splatając przyszłość serca drżeniem

a cisza rzeźbi ornamentem
wyczekiwania chłodne barwy
zwątpień wędrowkę drogą kretą
gdzieś w okolicach plejad prawdy

Ja tu a TY?


Po drugiej stronie tęczy


ostatnie słowo zostawiam na stole...

Nauczcie się skorupy świata, zanim wyruszycie
szukać jego serca
-Z. Herbert

Nie obejrzę się za nim wyjdę z siebie
na złamanie karku o drogę
nie zapytam - jak będzie i co

pierwszy uśmiech czy spojrzenie
zmieszane jak ślad na wydmie
zostawia w źrenicach każdy ruch

nie trzeba błądzić w domysłach
cudzymi myślami tłuc swoje
guziki obracać w dłoniach

nie mając więcej niż to możliwe
przestajemy śnić wspólną rzeczywistość

czasem trzeba zmienić
okulary na bardziej słoneczne
by nie móc widzieć tego co zawidoczne

aż dech zapiera gdy normalnie
oddycham
pod wiatr