piątek, 19 lutego 2010

dzień umiera codzień


Dzień umiera codzień


o zmierzchu horyzont połyka krawędzie światła
kształty leśnych duchów wduszone w wodę
przenikają na powierzchnię
śledzą spomiędzy rozchylonych drzew
każdy krok

pękają żagle i białe anioły przywołane przez wiatr
nawołują się bez końca
echem wypełniają przestrzenie
dal ukrywa widma nadchodzącej nocy

w głębinach źrenic dojrzewa cisza
stąpa sennie osiada na dnie
ścieżki nieskończonych szlaków
miękko porastają milczeniem

by narodzić w brzasku
z wrzaskiem ptasich treli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz