niedziela, 7 lutego 2010

O tym co śniło się podczas burzy




czyli historie pałacowe pełne uniesień ku zadowolenia czytelnika


Historie pałacowe.
Leży przed nim w prześwitującej piżamce. Czeka na gest z jego strony. Wstydzi się, a przecież nie są ze sobą pierwszy raz. W końcu odnajdują ją mocne, ciepłe dłonie. Dotykają .Pospiesznie przejeżdżają po szyi, ramionach i sutkach, które przez piżamę sterczą przy jego twarzy. Szepcze jej do ucha zaklęcia, delikatnie ustami łapie za skórę na szyi. Czuje jego oddech, zapach dobrej wody (zawsze to lubiła). Drży. Faluje. W końcu ściąga piżamę i odrzuca. Ona czyni podobnie. Już wie, że teraz jest za późno, żeby wszystko odwołać, zrezygnować i uciec. Sadza ją na siebie. Czuje jak pęcznieje. Z satysfakcją zaczyna się kołysać rytmicznie. Nie dziwi się, kiedy stwierdza, że robi jej się przyjemnie. Jednak po chwili odsuwa ją i przejmuje inicjatywę. Wchodzi w nią ostro i głęboko, porusza się rytmicznie. Zamyka oczy i dopiero teraz odchodzą wątpliwości. Przynajmniej na chwilę. Twarz jej ląduje przy jego twarzy. Syczy w nagłej euforii, wstydzi się krzyczeć, zawsze tak było. - Żeby choć raz mnie pocałował. Choć raz.- myśli i wie, że nie pocałuje. Tylko nie wie dlaczego. Pamięta tylko jak kiedyś całował, aż nogi ugięły się , stały się waciane, rozpuściłaby się cała, gdyby trwało dłużej, nikt tak nigdy jej nie całował. Wręcz unikała tego. Jęczy, stara się poddać tej sile, która rozrywa ją od środka. I nagle wszystkie gwiazdy wszechświata spadły na głowę, zatrzeszczało, wybiła fontanną. Potem poczuła jak wszystkie rzeki świata wypłynęły z niej, jakby była Matką Rzek. – Oj, ty, fontanno- słyszy głos. Szczerzył zęby w uśmiechu satysfakcji, a ona podniosła się leniwie i zaczęła od początku, niezmordowanie, jakby chciała coś zagłuszyć w sobie. Teraz on poddał się jej szaleńczej mocy. Nie liczyli minut, godzin. Niezmordowani oboje. Słyszeli jak ciszę nocy rozrywa huk. Burza. I w nich i na zewnątrz. Opadli bez sił zasłuchani w szalejący za oknami żywioł . Szczęśliwi, piękni i wyzwoleni układali się do snu. Świtało

*

Obudziła się. W pamięci miała nocne igrzyska snu. Dziwne uczucie, sen-mara , Sen jak rzeczywistość, dziwne to wszystko. Rozpamiętywała przewracając się w wykrochmalonej pościeli, zrzuciła kołdrę i przykryła się kapą, lecz i to nie pomogło. Czy to miało miejsce tu, w tej sypialni ileś lat temu?
Wszak dziś takich piżamek się nosi, chyba, że ona nie nosi…Słyszała za oknem tysiące gąsienic, stukały butkami w parapet, modliszki wcinały liście. To deszcz szumiał swoje opowieści. - Wiem o czym opowiada - pomyślała - teraz powinno zagrzmieć. Może burza wypłoszy moje przywidzenia.
Przysnęła na moment.. Obudził ją błysk jakby latarką po oczach ktoś poświecił. Za chwilę grzmot rozpruł ciszę. I znowu błysk. Teraz zaczęła liczyć, burza zbliżała się bardzo szybko. Nagle świst i głuchy odgłos, potem następny i następny. Pioruny waliły jeden za drugim i nagle wszystko ucichło i szumy, i szmery, i dzwonienie, i grzmoty. Burza odeszła tak szybko jak przyszła. I po raz kolejny pomyślała, że lubi burzę.
Rano okazało się, że dwa pioruny uderzyły w wieżę pałacową, poszły kominkiem, podmuch wywalił kratkę. Ze ścian pospadały obrazki i gwoździe. Taka siła.
- Pałac jest zabezpieczony odgromnikami- powiedziała Iw, Są głęboko osadzone, na dwanaście metrów wbite w ziemię, nic nam nie grozi.
- Wierzyłam jej.
- Pamiętasz co ci się śniło?- zapytała
- Oo, tak zasnęłam bardzo szybko ale często się budziłam , a kiedy przysnęłam , miałam piękny sen. Czy to przez sen, czy na jawie, słyszałam jak burza przyszła i jak odeszła, przeszkodziła jednak w zakończeniu…
- Opowiesz przy śniadaniu.

być może to intensywny zapach kwiatów wywołuje majaczenie

przyfruń do mojego ula w głąb najdalszych ogrodów
ustami wejdź w kielich kwiatu

gwiazdami pod brodę zapniemy się niebiesko
uniesieniem ramion pszczelim buczeniem
pogońmy ciszę
mącąc toń powietrza

wyskubiemy płatki zmartwieniom

na cztery łapy spadam z marzeń
a one ciągle przy nadziei

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz