niedziela, 30 kwietnia 2017


Emerytura, cóż to takiego,
czy oznacza koniec wszystkiego.
Cztery ściany pokoju,
dla świętego spokoju?
Koniec plotek przy kawie,
- ja się tak nie bawię!

Portfel cienki, aż płaski.
O rachunki niesnaski.
Koniec zagranicznych wojaży,
koniec spełnionych marzeń.

emerytura Stasiu to coś pięknego
można wywalić wszystko do kosza
i zacząć nowe życiowe wątki
znając z autopsji złego początki

że kasy nie ma? A było za wiele?
niech tylko starczy na ''chleb i wodę''
wesoła dusza nie musi kucharzyć
ubierzmy w radość naszą swobodę
zak stanisława
zak stanisława
Użytkownicy
10,886 postów
Napisano Wrzesień 7, 2006
no, cóż zostaje jeszcze nadzieja
lub mżonki o wielkiej wygranej
gdy jednak wiatr je wywieje
oddam się poezji kochanej

czwartek, 27 kwietnia 2017


karmisz nas Panie gorzkim chlebem
prawdy


sumienie i chleb idą w ludziach parami,
to stanowi cechę człowieka
i decyduje o jego godności

Stwórca wciąż ma do mnie jakiś interes
nie pozwala spokojnie bujać w fotelu
czy doświadcza po to by sprawdzić czujność
ogołocić ze złudnych podszeptów świata
czy zedrzeć kolejną maskę
za którą łakome dziecko
spogląda bezradnie na opłatek księżyca

coraz bardziej
zapominamy o jednym i drugim
Szukamy Boga nie słysząc Jego głosu

- a On Jest tym który Jest.

środa, 26 kwietnia 2017





gubić problemy

zadryfiona własnym dylematem
uzbrojona w fotony świateł
popłynęłam w czwarty wymiar
tropić troski zadeszczone
dni czekały słońca

nie pytałam gdzie zapał
gdzie wiara dotrzymująca kroku
bezwiednie z nurtem
czasu nie goniłam - istniał
przy mnie obok i po przekątnej

zaskrzyło powietrze w oczach
słońce suszyło przystań
nie ma rozwiązań prostych
najpiękniejszych chwil
oczekiwanie

,,,,,

ktoś niebo zamalował szarością
zachód nie rozlał się tulipanem
wieczór spiję słodem chmielonym
a nocką pająk mi sprzędzie
poduszkę marzeń wygiętą w księżyc
jak żagiel popłynie po niebie
do Nibylandii dziecięcych westchnień




gołębie opuszczają gniazdo

na progu
kot z dwoma pełniami
błyszczy przesadnie
i gołębie szykują się
do opuszczenia gniazda

za progiem
świat otworem
obok - powietrze nie drga
kwitniemy przekwitając
dalecy od siebie
- bliżsi
ziemi rozpędzonej

coraz szybciej biegnie


czasu i gołębi nie przekupimy
starym chlebem
nie potrafimy też zatrzymać
siebie dla siebie





inna aura co godzina
za nos wodzi figle płata
ciepłem ranek rozpoczyna
by w południe dać kopniaka




rozumiem twój wieczny ból głowy
miasto ma to do siebie
nieustanny szept za uszami
jesteś tak jakby cię nie było

Najważniejszym związkiem, w którym kiedykolwiek będziesz, jest Twój związek z samą sobą.
Niezależnie od tego, czy w danej chwili ktoś jeszcze będzie u Twojego boku- właśnie,
tylko ze sobą będziesz przez calutkie życie.
Dlatego pozwól sobie być autentyczną w swoich dziwactwach i niedoskonałościach.
Bądź jedyna w swoim rodzaju- a będziesz absolutnie bezkonkurencyjna.

Dla mnie związek z kubkiem kawy :D
Prawda-li to? Moje panie?




http://zahoryzontemmysli.uchwycone-chwile.pl/…/comment-pa…/…


Beznadzieja – jeśli nie wiesz o co chodzi to wiedz…


serce Eryniom oddałeś
za życie przespane w półprawdzie



przywiodło mnie na te bezdroża
dookoła wody, lasy, pola, kilka domków
jeszcze niewygładzonych cywilizacją
chybotliwe i ciemne wiejskie zapatrywania
przelewają się i łamią falami
czasem okoniem stają rozpaczliwie zasysając
powietrze spierzchniętymi dłońmi
zawężają drogę do nikąd
zatapiają palce głęboko
w horyzont gęsty od piany
tyle z nich do dziś

dźwięk telefonu otwiera mi oczy
- pani koleżanka wykopała panią z pracy

wykrwawiam się jak chusta Weroniki
rozdzierana na strzępy z chciwości
i głupoty

… że chodzi tylko o pieniądze

wartości zmienne nietrwale
na ołtarz wyniosłe pychą
w przyjaźni z oślepłą Temidą
udają przyjaciół

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

tęsknota



Tamtego dnia byłam u kresu.
Usiadłam na wzgórzu w cieniu sędziwej lipy.
Patrzyłam na zachód słońca nad sędziwym dębem,
za kamiennym domem,
myślałam o samotności mieszkających tam ludzi,młodych a jednocześnie
starych, niby razem a osobno.
Chciałam ukryć wilgotność oczu,
jak pustelniczka uciekająca przed sobą.
Włóczęga szukający sensu istnienia.
Spoglądałam na chmury płynące jak życie, co przecieka przez palce.

Pochyliłam się nad fiołkami rozrastającymi się pod starą ławką.
Opanowały kawałek terytorium, poczuły wolność przestrzeni.
Swobodę,której mi brakowało.

Kontemplowałam szum trawy, jej wilgotność, każde źdźbło,
z własnymi liniami papilarnymi.
Chwytałam ostatnie promienie umierającego dnia,
tamtego dnia umierałam z nim,
tęskniąc.





pokaż mi
ogrody marzeń
i nas pośród kwiecia
mów
dłońmi na moich plecach
w południe pokaż mi cienie
jak biegną za nami
zielone przestrzenie
mów
oczy przymykam
tulę policzek do ziemi
słucham
cieni



niedziela, 23 kwietnia 2017

Rozmowa wcale nie liryczna




Widzisz
wróble radośnie piórka pieszczą dzieląc radość stadła
- mówię o wiośnie, maleńka, gdybyś nie odgadła.

Za oknem jaskółki odbudowują związki ze starymi gniazdami .
- To o ptaszku, kochanie, nie o tym co między nami .

Kocim? pazurem rozdarta marynarka przytępia ciszę.
- O czym prawisz kochanie? Wcale cię nie słyszę.

Buty znudzone brakiem ciepła stóp, pokasłują rytmicznie
- Nie ma co się ślimaczyć, odrzekł pan flegmatycznie.

Przyczesał siwą kępę chcąc wyczarować przystojnego szatyna
i pomaszerował pod okno strzelać w nową sąsiadkę
- oczyma

piątek, 21 kwietnia 2017

wygnani z raju


pogubiłam myśli wczorajsze

i cóż strony tłumaczeń
nie mają żadnych znaczeń
kiedy ty na odległym końcu
a ja z pasków nadzieję wiążę
*
kwitnąca weszłam w świat klepsydry
odwrotnie
posypały się ziarnka
w mojej głowie
pustka

powiadasz
wiek ma swoje prawa
prawda

pozwala poczuć
wygnanie z raju

środa, 19 kwietnia 2017

ALEKSANDROWI NA PIERWSZĄ ROCZNICĘ URODZIN




pragnę usłyszeć twój głosik
świergotu dzwonek srebrzysty
uścisnąć ciałko twe kruche
otrzymać buziak soczysty

jesteś daleko ode mnie
dalej niż ptaki na niebie
co pieśń o miłości spiewają
i mojej tęsknocie do ciebie

niedawno skończyłeś roczek
na nogach trzymasz się mocno
zrobiłeś swój pierwszy kroczek
w nową przyszłość- uroczo!

sprytny i zwinny jak sarna
dom cały radością napełniasz
a wieczorem po ciepłej kąpieli
ledwo na nóżkach się trzymasz

tęsknotę tkam z mgły muślinowej
kwiaty rozsiewam na grządki
czekam, przyjedziesz i swoje
zrobisz w ogrodzie porządki

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

marzenia przy nadziei


przyfruń do mojego ula
zapukaj w oczy zaglądając
w głąb ogrodów
ustami wysłuchaj
kwiatów
- z tobą gwiazdami zapiąć się niebiesko
pod samą brodę uniesieniem ramion
od progu pogonić ciszę
pszczelim brzękiem
zamącić toń
wyskub płatki zmartwieniom
i rzuć na cztery łapy
jak kot spadam z marzeń
ciągle przy nadziei




wiedzą o nas psy w ciasnej ulicy



pisać
choćby o tym że wiosna się na nas wypięła

jak nigdy dokuczliwa w tym roku
oddechy płyną mgliście
w stronę sadzawki
a niech płyną

zobacz
księżyc i gwiazdy rozjarzone
jak nasze wnętrza
wiedzą o nas to czego sami
nie umiemy wyrazić

chciałam powiedzieć
że nie musisz mnie uskrzydlać
sama dokonam wyboru

narodzi się nowa zieleń
po raz kolejny
tym razem bez Marsa
i będzie równowaga

lampy nie muszą nas oświecać
w zmroku naszej jesieni

staram się nie pamiętać
gdzie zgubiłam wątek



pokaż mi

ogrody z marzeń
i nas pośród kwiecia
mów
dłońmi na moich plecach
w południe pokaż mi cienie
jak biegną za nami
w zielone przestrzenie
mów.
oczy przymykam.
tulę policzek do ziemi
słucham
cieni.

czwartek, 13 kwietnia 2017

zielono, wiosennie


Gdy zaczniesz już naprawdę iść do celu,
będziesz podążał w kierunku,
który teraz nawet nie przeszedłby Ci przez myśl.


Z powrotem do siebie
droga prowadzi przez
witraże w seledynach
w przebłyskach promieni
na skrzydłach ważki
falującej nad trzciną
*
z bukietu zieleni
oddzielisz błękit od skrzydeł
a skrzydła od fali

skurczem twarzy
zmierzysz spiętość rąk
wyciągniesz w krańce rozsądku
aż staniesz się nie ważką




moment czasu w czasie
w stronę słońca
droga prowadzi przez
nadzieje nawinięte na kołowrotek wieczności

jak mgła ziemię ,skrywam w dłoniach oddech
targany wiatrem w czas burzy,
gdybym mogła, jak ptak patrzeć w słońce,
bez obaw ogrzać rozmokłe pióra
tęsknotą, która łączy dwoje szukających
wspólnego języka

a tak siedzę nad czystą kartką ,
nigdy nie wiem, co wyjdzie,
koniec dnia, albo zakończenie sezonu,
gdy wszystko zastyga, nawet czas staje ,wtedy
czujesz najmocniej zapach skoszonej trawy
o zmierzchu,

bo wiesz siano nie dla mnie
mam już swoje lata

nad Drawą




Pszczoła wciąż kwiat na kwiat zamienia
To mniszek, to kwiat koniczyny.
Kwiat więdnie jak nasze pragnienia.
czy tylko los jest temu winny?

Pękate od zieleni wzgórza
porosłe samoistnym lasem,
w południe żar w rzece zanurzą,
i ciebie schłodzą, czasem

wsłuchują się w kościelne dzwony,
które wołają na roraty,
pola bezpańsko zostawione,
modlą się o snopy nie kwiaty.

Pastwiska choć pełne są rosy.
Wzgórza przepasane weselem.*
Łąki nie stroją się dziś trzodami,
choć szmaragdowa na nich zieleń.

PS.65




niedziela, 9 kwietnia 2017

wyspa szczęśliwości



- ja jestem do wymarcia
i do wyginięcia jestem bo moja populacja liczy
mnie + przychówek
* Plezantrop


A im mniej mnie tym więcej ciebie

Hej, ty tam ,czytający zeznania zezowatych,
cicho bądź, wszak masz tak samo
przesrane na pograniczu tego i owego
a najbardziej tegotam braku -
płetw do falowania na kruchym grzbiecie Kanta,
szarej egzystencji podołać nie potrafisz
uczciwie
przez ucho igielne
na łebki od szpilek
popatrzeć
wydaje ci się, że wiesz
nokautując między karcz pniaków
a slogany współczesnej "intelidencji "
obeznanej z rodzimą destrukcją
i buraczanym Poważaniem Obywateli
Popiskujących w dżungli
na lianach znaczeń wiszą wszystkie moje
i nie moje

pnączy wybujałych ponad czasowość
nikt nie pokona
własną głupotę zapisałam ci w testamencie
nic tu po mnie

Zielono mi udaje damę w kapeluszu






farbowany lis
kłębek srebrnych nici tak naprawdę
nie umie odnaleźć drogi w lesie
zbyt ciemno
pod nogami mchowa rzeczywistość
przekracza wyobrażenie o tym
co na pewno nie należy do świata lipy
noski i kulki bez pancerza
zielony świerszcz
śpiew i szemranie
tych co nie potrafią żyć w zgodzie
z naturą naturalnie
najlepiej wychodzi się przez okno
w stronę gór
z kamieniem w ręku
alternatywa
schodzić albo rzucać
a może opcja trzecia
zzielenieć, zazielenić ?

bo nigdy nie wie co z tego wyniknie



oparta o ścianę z punktem ciężkości na piętach
gotowa w każdej chwili do pozycji na baczność
na przeciw hologram prostych, ludzkich pragnień
wiruje w przestrzeni zbyt wysokiego napięcia

nie wyciąga ręki by nie spłoszyć sygnałów
więzionych w zielonych jabłkach
bez odbioru

a może jednak




Radziowi naszemu psinie zaginął nie wiadomo gdzie

natrętne myśli zajmują wciąż to samo miejsce
tyle butów mi pożarłeś, tyle pcheł z ciebie wybrałam
a teraz co? nie ma cię
rzeczywistość urasta do rangi smutku
nie wiadomo po co myśli
co wieczór nie dają spokoju

nadzieja na wyjście z szeregu
zaginęła razem z tobą

zostałam bez przewodnika,
kto będzie mnie bronił podczas spaceru
do kogo będę się żalić, że iść nie mam siły
nie ma ciebie i nie wiem gdzie jesteś
psino moja psotna

ona

za nami pokryte śniegiem zbocze
woda spada z hukiem myślę że dobrze
wyszłam na ludzi
stojąc po obu stronach
rozciągałam uśmiech rzeki
kończąc
uchem przy słuchawce
gotowa słuchać oddechu
w jedną stronę
jak wierzba pochylona
zorganizowałam sobie czas

a ty

szukasz pętelki od zgubionego guzika
wśród martwoty blokowisk
pokonujesz swoisty maraton wyboistości
a mnie ciągnie na łono
z natury tak mam

on

- ty jak zwykle znów dziecinniejesz
mówisz- więc przekornie będę dorosła
z kory akacji zrobię łódeczkę
fala marzeń będzie mnie niosła
z liścia dębu postawię żagle
mocny wiatr w nie dmuchnie wesoło
poniesie mnie za wodne kręgi
nie potrzebne będzie mi wiosło
czas utonie w morzu na teraz
trwałe nasze się nie oddali
jeśli czas wypłynie na wodę
nie dam nigdy zakryć się fali
będzie mnie niosła w marzenia

dorośnij w końcu, kobieto!

sobota, 8 kwietnia 2017

Gniazdko o poranku




dziecko to uwidoczniona miłość- Novalis

świt przegląda się odbity
światłem moich myśli
naciąga sukienkę

dzień wpadł wesoło
przecierając wczorajszy makijaż
kosmetyk przeciwzmartwieniowy

cisza przeciągnęła się kocio
leniwym grzbietem ciepłego mleka
nie wiem skąd zapach

pobiegłam za promykiem
utulić Twój sen delikatnie
by nie spłoszyć

wyfrunąłeś ptaszku
za morza za rzeki. odnajdę Cię
w moich wierszach


kochanie —

( przygoda w Scarborough)


pozytywna zmiana azymutu


w poszukiwaniu włoskich ogrodów


Sami jesteśmy dowodami
na istnienie zdarzeń niemożliwych.
Czy wiemy o tym?
idzie za mną chłodzi szeleści
trzeszczą rozdeptywane kwiaty buczyny
miazga ziaren nie nadaje się na ząb nawet dla wiewiórki
drzewa ogołocone ze złudzeń przepowiadają
- zima będzie głodna

pokrętnymi schodami ciągle w górę w nieznane
głupota czy chęć przygody wyzwala adrenalinę
po drugiej stronie rzeki
pod mostem krzyki znajome i swojskie
gęsi rzucają się wpław w moim kierunku
niestety nie mam czym dzielić

kwiaty postrzępione nie same z siebie
nie nadają się na żer
niebezpiecznie droga się zwęża
i kończy przepaścią

nagle błysk i furkot tysiąca niebieskich skrzydeł
jestem po drugiej stronie gołębich widoków
bez okruchów na dziś

i co dalej

wtorek, 4 kwietnia 2017


z rzeczy niedorzecznych albo nie do rzeczy
wybrałam makówkę
dlaczego?

bo chciałam zasiać ciszę dookoła i w sobie
wyciszyć ból zarazić radością
ostatnio nie grzeszę

aż dziwnym się wydaje że bez napastliwej prawdy
zatrudniłam ręce do umywania rąk
wszak nie od parady głowę noszę

się z zamiarem wymiany perspektywy życiowej
na perspektywę malarską
do pionu ustawię drabinę
pod zbuntowane drzewa

i tym sposobem wydalę z siebie myśli
słowa na zbędną przeraźliwie odległą
odległość stopy od głowy

mogę już swobodnie pod drabiną
-nie bojąc się zapętlenia w pętlę czasu-
przejść w ciszę
a co z tą makówką?

Od wczoraj

parzę pustkę w nieczystym kubku
formują się fusy myślowe
nasycone na większy głód
szczerego uśmiechu skrzydlatego klonu

co bedę z tego miała
nie pytaj
coraz mniej odpowiedzi w oddechu
wiatru za szybą nie zamienię
na cichy kąt twojego przyczajenia
w ogrodzie marzeń
posadziłam cebulki koloru
wyrośnie z nich tęcza
i napełni kubek spojrzeniem
prosto w oczy przyszłej wiosny

cieszysz się?

sobota, 1 kwietnia 2017

takie moje zmartwienie


Okładam zieloną herbatą bolące oczy .
Mgiełka otacza mnie aureolą spokoju.
Ile czasu potrzeba by ozdrowiały
niemrawe poranki czkające czarną
albo z mlekiem nie mogę się zdecydować
–wrzody, udar czy kamienie .

Konsekwentnie pracuję nad rozrostem
zielona łąka bardziej potrzebna
niż moje 'alboalbobanie'
w nicnie znaczących wersach

nie stawiam priorytetowo talerza z zupą
albo markowych butów
skrzeczącej papugi nad orła
łamiącego skrzydła w przyciasnej klatce.

Nie do mnie należy jego wybawienie
lecz ja nadstawiam policzek
z blizną wczorajszej niezgody,
której nie łaskoczą już obiecanki.

Tylko nad ranem
dziwi mnie jezioro łabędzie
na mojej poduszce.



Dzień już trochę mniej mglisty,
słońce powoli spija jej mleko.
Ździebełka trawy już się zielenią,
na brudnej bieli drozd
odkrył pierwszego zwiastuna.

Niebo nie darzy jeszcze ciepłem,
za którym tęsknimy w nieprzespanych nocach
niby na jawie jeszcze w półśnie
zielenimy radość spisaną w wierszach.

Tak bardzo chcemy
zaiskrzyć do miłości,
gotowi na wszystko
przydarzyć się może
jutro
wkrótce.
Lecz już dziś
przytul mnie słowem.
pogłaszcz jak głaszcze się kota.



kiedy dzień budzi oczy
nie zadaję pytań
co jest za kolejnymi drzwiami

chwytam chwile

nastrojone na radość
i nie płaczę za jaskółkami

zawsze wracają





czasami



palisz w kominku zapach
to magia sosnowego lasu
niesie kadzidło

staję pośród – jak Westa
składam ręce

a czasem rozkładam
wykrzesane słowa


iskry w oczach