wtorek, 30 listopada 2010

słowiańskie bajanie

to tak apropo wróżb:))

BAJKI SŁOWIAŃSKIE


1.Wdzięczność niedzwiedzia.
Na Wilczy, niedaleko topieli jeden chłop układał w stogu wysuszone siano i zauważył pod sosną niedźwiedzia, który ze swej łapy usiłował wyciągnąć kolec. Szło mu to ciężko. Męczył się , a kolca nijak wyciągnąć nie mógł. Chłop , co pracował przy sianie, nie namyślał się długo , podszedł do niedźwiedzia i udzielił mu potrzebnej pomocy. Uradowany niedźwiedź zamruczał, wstał i poszedł w głąb boru. W kilkanaście lat później chłop ten został napadnięty przez wilki. Bronił się jak tylko mógł, ale sytuacja stawała się z minuty na minutę groźniejsza. I nie wiadomo jak by się to skończyło , gdyby nie nagła pomoc niedźwiedzia , któremu niegdyś okazał życzliwość. Niedźwiedź stanął bowiem w obronie chłopa i pokonał wilczą zgraje. Odtąd niedźwiedź często zaglądał do zagrody swego przyjaciela, gdzie bywał goszczony miodem i chlebem. (do góry)
2.Podróż przez ciemny bór.
Była letnia księżycowa noc. Na niebie świecił miesiączek w pełni. W tę noc wybrał się sołtys ze Świątek w daleką podróż .Mówili że do najmłodszego syna , który od roku przebywał w grodzie. Droga sołtysowi wypadła przez wielki bór, który rozciągał się wedle Klonówki. Szedł wolno od czasu do czasu spoglądając na radosny miesiączek, co oświetlał piaszczystą drogę lub spozierał w głębinę tajemniczego boru .Nagle patrzy a tu obok niego idą stare ,chude wilki i cosik sobie mruczą .Przez głowę przeleciała mu myśl ,że pewnikiem to nie wilki, ino jakieś złe duchy .Toteż zaraz chwycił amulet zawieszony na szyi i machnął osikową laska na lewo i prawo, ale wilki ani drgnęły. Szły sobie dalej jakby nigdy nic. Idzie strwożony sołtys i tylko myśli, jakby się tu z tej strasznej przygody ratować. Przeszedł już Jamy Wilcze i Jamy Lisie, przeszedł Pólko Lipieckie. Na leśnym rozdrożu zatrzymał się ,pomyślał chwile ,a potem ruszył na uroczysko gdzie stał stary ,drewniany posąg Boga Welesa .Tam padł na kolana ,wyjął z torby kawałek chleba i baryłkę piwa .Chleb złożył pod posągiem ,piwo ulał z wielką czcią i począł się modlić: Welesie, Welesie panie wielki Odpędź proszę te złe wilki Gdy skończył wstał i wrócił na swoją drogę . Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył ,że pod dębem czekają wilki.-O wielcy Bogowie! -zawołał zrozpaczony, lecz ruszył w dalszą drogę. Wilki wnet go otoczyły i szły z nim krok w krok. I tak sołtys w trwodze przebył kawał boru i doszedł do gajówki, co stała niedaleko leśnej strugi. Niewiele się namyślał i wszedł do środka, opowiedział o swojej przygodzie i poprosił o pomoc. Wtedy borowy powiedział mu:-człowieku, nie bój się wilków , one cię nie zjedzą, bo jesteś pod opieką wielkiego Welesa.Gdy sołtys opuścił gajówkę wilków już nie było, tylko w głębi boru rozlegały się ich przeciągłe wycia. Wtedy sołtys ruszył szczęśliwy w dalszą drogę .(do góry)
3. Dawne opowieści o Wężach.
O wężach prawiono różnie. A to, że mają one swojego króla, co na głowie nosi koronę i rządzi innymi, to znowu, że za dokuczanie mszczą się i mogą nawet udusić. Dawniej węże żyły w przyjaźni z człowiekiem, a człowiek je szanował i pozwalał im przebywać w oborze i chałupie. Babka mówiła , że ssały krowy i nieraz zabawiały dzieci. Opowiadano też, że węże wyczuwały jaka będzie zima i jak głęboką maja wykopać sobie kryjówkę, a gdy nadszedł czas siewów ozimych, wchodziły na drzewa i razem ze żmijami słuchały jak na uroczyskach Żercy i Guślarze odprawiali żertwy i wróżby czynili na rok następny, a potem schodziły w głąb ziemi. Starzy ostrzegali aby w dniu tym nie przebywać ani w lesie, ani w sadzie ani tam gdzie rosną jakiekolwiek drzewa, a to dlatego ,żeby uszanować święto gadów i nie sprowadzać na siebie nieszczęścia. (do góry)
4. Duch Pasiecznik.
Żył przed laty sławetny ,a jakże pszczelarz, Wawrzon Olbiński. Miał on ci wielgachną pasiekę na głębokich supłach, gdzieś niedaleko leśnej prześlogi. Ojce mówili .że okopana była rowem i obtoczona wałem. I gadali też ,że w samym środku , gdzie złocił się kierz dziewanny, stał ulok-odmieniec, niby starzec jaki , z długą brodą i grzywą. W nim to miał przemieszkiwać dobry duch-pasiecznik, który opiekował się pszczelną chudobą Olbińskiego. Rabsiki i guślarze , co to niby mieli go widzieć ,powiadali , że kręcił się po pasiece jako smukły człowieczyna w białym przyodzianiu, w reku miał podkurzacz, z którego na wszystkie strony walił okrutny dym. Pono rzucał on czary na tych , co chcieli okradać ule z miodu i wosku. Miały mu w tych czarach pomagać wilcze kły i pazury, co wisiały na otworze ulotka, w którym przemieszkiwał. Pono w każde południe , jako że był przezorny gospodarek , obchodził pasiekę i pilnie pozierał , czy w każdym wylotku dobrze sprawują się robotne pszczółki i czy nie kręcą się tręty i skarle. Raz do roku na początku sierpnia w jego święto ,Olbiński składał ofiare swojemu duszkowi. Przed jego ulokiem stawiał na kamieniu miód w skorupce, a obok kładł kawałek rżanego chleba. Pono duch -pasiecznik wielce z tego był rad.(do góry)
5.Kwiat paproci.
Jednemu chłopu w dzień przed nocą kupalną zginęły konie. Szukał ich po wsi, po łąkach i pastwiskach. Na próżno. Powędrował w końcu do ciemnego boru . Tam szukał po ługach i drogach. Już zapadła noc , a on wciąż biegał i wołał ;-Cieś , ciesiu ,cieś , ciesiu....-tylko echo rozlegało się miedzy drzewami. O północy znalazł się na Białym Ługu , gdzie rosły wielkie paprocie. Już nie biegł, ale szedł noga za nogą, bo czuł coraz to większe zmęczenie. Chciał usiąść na zielonym wrzosie, aż tu nagle ogarnęła go uniezwykla błogość i zobaczył ,gdzie są jego konie. A potem jawiły mu się jeszcze jakieś inne dziwy. Serce jego wypełniło się wielkim szczęściem.-Bogi wielkie!!!! - wołał ucieszony chłop. - Toż niechybnie dostał mi się kwiat paproci. Co tchu w piersiach pognał tam gdzie spokojnie pasły się jego konie. Połapał je i przyprowadził do stajni , a sam poszedł do chałupy. Gdy zdejmował buty , kwiat paproci wyleciał , a z nim szczęście ,które trwało tak krótko.(do góry)
6. W noc Kupały.
Nocą , w czas Kupały paśli chłopy woły na ugorze. Siedzieli przy ognisku i prawili o dawnych czasach. W pewnej chwili jeden z nich , a był to Lewuniok odezwał się w te słowa:- Słuchajcie, nadchodzi północka , a wiadomo , o takiej porze kwitnie cudowna paproć. Niedaleko stąd jest długi rów , a w nim , jak w najśliczniejszym gaju , pełno zieloniutkich paproci. Chodźmy tam!!- Chodźmy!- zawołali wszyscy i pośpiesznie ruszyli do podmokłego rowu.Pokładli się nad nim i zaczęli wpatrywać się w tajemniczy gąszcz . Przez dłuższy czas leżeli na zorowiu w grobowym milczeniu. Tylko z dala dolatywały do nich sobótkowe pokrzykiwania i pieśni smutne i radosne. Lewuniok pierwszy zobaczył , że na czubku najniższej paproci rozjaśniał piękny, biały kwiat. Chciał go zerwać, wyciągnął rękę , a tu patrzy, żmija wychyla swoją głowę i przeraźliwie syczy. Krzyknął wiec z wielkiej bojaźni. W tej samej chwili przeleciał nad nimi straszliwy świst wiatru , a potem jeszcze straszniejszy trzask łamanych drzew i gałęzi. Wszyscy struchleli ze strachu. Leżeli na pół żywi. Jak tylko się trochę uspokoiło , zerwali się z zorowia i co tchu pobiegli miedzy woły. Widać nie im był pisany cudowny kwiat paproci. (do góry)
7. Jak wąż ratował chłopa.
W jesienny ranek o świtaniu wziął chłop kobiałkę i poszedł na grzyby. Gdy tylko znalazł się w borze , zaraz skręcił tam gdzie rosły wrzosowiska i paprocie. Chodził bardzo powoli , rozglądał się , i od czasu do czasu podnosił to prawdziwka , to panoka lub koźlarza. W godzinę miał już pełną kobiałkę. Spojrzał na słonko i ruszył do prześlogi. Kiedy przechodził przez chechły , zawadził o korzeń i wpadł z całą siła w wilczy dół, w którym spał potężny wąż z koroną królewską na głowie . Przeląkł się strasznie , ale nie węża , bo te uchodziły zawsze za gady przyjazne, tylko ciemnej czeluści , w której znalazł się tak niespodziewanie. Zaczął żarliwie modlić się do Bogów i błagać o pomoc jakąś. Potem próbował sam wydostać się. Robił to kilka razy ale zawsze nadaremnie. Wreszcie wielce strudzony gorzko zapłakał nad swoją niedolą. Wąż leżał spokojnie i patrzył litościwie na nieporadne wysiłki człowieka. Zapragnął mu pomóc .Syczeniem chciał się z nim porozumieć ale nieszczęśnik takiego języka nie rozumiał .Wtedy wąż skierował swój ogon do ręki chlopa, a sam zaczął pełzać po ścianie dołu. W końcu wydostał się na górę, gdzie okręcił się o najbliższe drzewo. Ale chłop tego też nie pojął. Wąż z głośnym sykiem wrócił do dołu i po raz drugi zrobił to samo. Chłop wreszcie zrozumiał , chwycił go oburącz i jak po linie wygramolił się z wilczego dołu.Był uratowany.(do góry)
8. Siostry zmienione w łabędzie.
Były trzy siostry , wszystkie ładne , dobre i wesołe. Kochały się bardzo . Jednej było na imię Dobrusia ,drugiej Sławka , a trzeciej , najstarszej Jagódka. Razu pewnego postanowiły iść na Żertwe na stare uroczysko , co było pośrodku ciemnego boru. Zerwały się z posłania o pierwszym pianiu kokota, ubrały się , coś niecoś zjadły i wybiegły przed chałupę. Księżyc był wtedy akurat w nowiu i niewiele dawał blasku. Toteż ciemność zalegała dokoła. Siostry w obawie , aby się nie pogubiły , chwyciły się za ręce i wędrowały samym środkiem piaszczystego gościńca. Pierwsze wiorstwy przeszły w milczeniu , potem zaczęły cichutko śpiewać . Tak dotarły do wielkiego zielonego Dębu Perunowego na rozstajach . Tam skręciły w lewo . Minęły jezioro i wkrótce znalazły się w brzozowym gaju, gdzie znajdowały się mogiłki potępieńców. Przywarły jeszcze bardziej do siebie , a gdy szły dalej , słyszały tajemniczy szum drzew i wołanie; - Pójdź ! Pójdź! Pójdź! Na skraju owego brzozowego gaju przystanęły , żeby cokolwiek odpocząć i zastanowić się czy dobrze idą. Gdy tak się naradzały , nagle zauważyły w ciemnościach słabe , ledwo widoczne światełko. Ucieszyły się i natychmiast ruszyły w tamtą stronę .Nie minęło kilka minut , a już były pod oknem starej chałupy. Patrzą i wierzyć im się nie chce; w izbie stoi baba i smaruje sobie czymś pachy i spody stóp ,potem okrakiem siada na ożogu i głośno woła:- Las , nie las, wieś , nie wieś, wietrze nieś!!!!!!!!! Rozległ się głuchy trzask i rozczochrana baba odwróciła się do komina. Dobrusia nie wytrzymała i krzyknęła:- Na Bogów Wielkich , toć to straszna Ciota !!! Uciekajmy! Usłyszała to zła czarownica. Bardzo się rozgniewała i migiem dopadła do okna , rozwarła je na oścież i zawołała:- Stańcie się łabędziami i odtąd żyjcie w wodach Czarnego jeziora !! Gwałtownie zahuczało w powietrzu . Dobrusia i Sławka padły na zagony miedzy główki kapusty i zaraz też zamieniły się w białe, krzykliwe ptaki. Tylko Jagódce , która zdążyła chwycić biedrzeniec , udało się uciec i co tchu pobiegła ku matczynej zagrodzie. Gdy już była na rozstajach , spotkała staruszka , który zagrodził jej drogę i odezwał się do niej spokojnie:- Czemuś taka przerażona i tak się śpieszysz ?- Panie wędrowcze , stało się wielkie nieszczęście ! Moje siostry zła ciota zza brzozowego gaju zamieniła w łabędzie i kazała im pływać po Czarnym Jeziorze!- Wracaj do chałupy i pośpiesznie szyj dla sióstr koszulki z pokrzyw . Jeżeli je w przeciągu trzech dni przyodziejesz , to zaklęte siostry -ptaki odzyskają dawną postać . Pocieszona Jagódka szybko poszła do matki, której wszystko , co się stało , opowiedziała z wielkim płaczem i zaraz zabrała się do roboty. O rannej rosie zrywała pokrzywy na ugorze , potem je suszyła i międliła , a z otrzymanych włókien przędła nitki. Z nitek tych tkała zgrzebne płótno. Późnym wieczorem przy płonącym łuczywie szyła koszulki dla swoich sióstr. Bardzo się spieszyła , bo w najbliższy ranek musiały być już gotowe . Przy tym smutnie powtarzała Siostry moje kochane Siostry łabędzie Jutro waszym cierpieniom Już koniec będzie Nim zorza wzejdzie Nim opadną wody Wrócicie z powrotem Do ludzkiej urodySkoro świt przybiegła nad wody Czarnego Jeziora. Uklękła przy trzcinach i prosiła:- Siostry - siostrzyce , łabędzie - łabędzice , przybywajcie , przybywajcie !Trzy razy prośbę swoją powtórzyła . W pewnej chwili usłyszała ciche pluskanie i jękliwe głosy, a później coraz głośniejsze . Wreszcie ujrzała dwa śliczne łabędzie . Chwyciła pierwszego i ubrała go w koszulkę . Od razu zmienił się w uroczą dziewczynę . Była to Dobrusia. Potem złapała drugiego, i ubrała w koszulkę , ale że zapomniała w pośpiechu przyszyć jednego rękawka , odczarowana Sławka pojawiła się bez ręki. Rozpłakały się siostry i z wielkim płaczem wróciły pod matczyną strzechę. W rok później udały się na uroczysko w ciemnym borze , aby za wszystko podziękować i prosić o opiekę wielkich Bogów.(do góry)
9. Samotna sosna.
P rzy świńskiej drodze , na wzgórzu , tuż nad strugą stała samotna, rozgałęziona sosna . Zwali ją matką albo nasiennicą , bo rodziła jąderka , z których rosła borowa gęstwina. Szanowali ją i poważali jak jakąś świętość .Wkrótce w sosnowej dziupli pszczółki założyły sobie siedlisko. I tak latami stała i szumiała sosna na wzgórzu , nad strugą , ludzie jej się kłaniali i uważali za Boże drzewo. Aż tu któregoś jesiennego dnia zapadła uchwała, że sosnę - matkę trzeba ściąć , a na jej miejscu wystawić gromadzką tarnie .Wyznaczyli wysoką nagrodę . Przyszło kilku chłopów do roboty. Popatrzyli , podumali , ale żaden sosny nie tknął, bo się bał kary Bogów. Dopiero Antek z sąsiedniej wsi porwał się na sosnę. Mówili ,że jak ją rąbał to krew z niej ciekła. Długo nie cieszył się nagrodą , bo w trzecim tygodniu życie postradał rażony piorunem. Przerażenie we wsi było wielkie. Odtąd tu straszyło . Na ubłaganie Bogów ludzie znosili jadło i miody i składali w ofierze prosząc o litość .Tak ciężko los ich pokarał za wycięcie tego świętego drzew

andrzejkowe moje dosje:)

Czwartek- moje

Energia: męska
Planeta: Jowisz
Kolor: purpurowy, błękit królewski
Drzewo: dąb

Magiczne działania: szczęście, sztuka lekarska, honor, powodzenie, rozwój, ekspansja, hojność, męska płodność, spełnione marzenia, starsi ludzie, sprawy prawne, zdrowie, honor, bogactwo, stroje, pragnienia, męskie zawody, duchowe osiągnięcia, dobry mediator, dyplomata.

Jowisz opiekuje się tobą, nie trzeba do szczęścia niczego więcej. Szacunek, uznanie, powodzenie masz zapewnione. Dobrą pozycję w życiu zawodowym i zadowolenie w sferze materialnej. Dodając jeszcze do tego twoje ciepło i serdeczność, będzie ci się wiodło.

Zawsze jesteś we właściwym miejscu o właściwej porze. Los ci sprzyja. Umiesz sobie poradzić w każdej sytuacji. Jesteś koleżeński i sprawiedliwy. Bestia wchodzi w ciebie, jak widzisz, że komuś dzieję się krzywda.

Odważny, śmiały, pewny siebie kroczysz przez życie ze ślicznym uśmiechem. Niech cię tylko pycha nie zgubi, bo masz do tego predyspozycje...

szukając siebie

Codzienne kroki bezszelestnie oddalają od siebie nas
Spoglądamy w różnych kierunkach i nie wróżymy z gwiazd

każdym świtem odwaga narasta i niknie wraz z twoim zarysem
zakotwiczonym na stałe w mojej pamięci
tymczasem szansa na snucie marzeń
ustąpiła polu nieśmiałości

a gdybyśmy przypadkiem wyciągnęli dłonie po tę samą gazetę
przypadkowo stykając się palcami, to wiedz , że
nie wyczytamy tam wspólnego horoskopu

to do niego będzie należał pierwszy gest

białe ślady na poduszce
Zatrzymał czas

czwartek, 25 listopada 2010

jabłuszka pełne snów

Ledwie w pożółkłych kartkach domowego imperium
poskładałam jeden wątek
a już kręci się gorsza siostra – bezsilność.

Jeszcze przed i wczoraj
czokomen misiek dolewał czarny płyn do czajników
i udawał że nie widzi wybieranych płatków
białej
gorąca czekolada zalepiała muchy w jabłkach
a przystojny terrorysta nadziewał je na patyk
i w biegu mówił Dorocie, że ją kocha
tak normalnie po polsku
seba – przeciwieństwo Waryńskiego-
wyganiał nas za bramę.

Wtedy brała nas głupawka, tuż po północy
Krycha dostawała skrzydeł, a Marysia
pochylała się coraz niżej nad tacą pełną posypki
Baśka usypiała w zwolnionym tempie tłukąc jabłczane muchy
razem z Lady Gagą i jej „Alejandro”, który stał się
przebojem jabłkowego sezonu
tańczyliśmy w rytm rozchlapywanej czekolady
niestety

nie widziałam rac rozświetlających niebo
i Ognisk w blasku których czarownice z Istfild
zjadały moje jabłka

a ja „nienażarta”

zwyczaje w Angli pochodzą od celtów

W Celtyckim kalendarzu 31 października to ostatni dzień roku. Celtowie rozróżniali tylko dwie pory roku – lato i zimę. Noc z 31 października na 1 listopada, miała być momentem przejścia. Nazywano go świętem "Samhain", co według współczesnych badaczy języka galeickiego znaczy "koniec lata". Celtowie wierzyli, że zły duch przychodzi wraz z długimi, ciemnymi nocami zimowymi.

Czarny kot

Święto Samhain było także związane ze zmarłymi. Celtowie wierzyli, że właśnie w tą noc, granica pomiędzy światem żywych i światem duchów jest bardzo cienka. Dlatego w Halloween wyjątkową aktywnością wykazują się duchy, zjawy, czarownice. Jeśli kiedykolwiek ukaże nam się duch… to najprawdopodobniej właśnie w tę noc. Wierzono, że zmarli powracają wcielając się np. w zwierzęta. Najpopularniejszym wcieleniem duchów był czarny kot. Jego symbolika przetrwała do dziś, będąc jednym ze znaków rozpoznawczych Halloween.

Z czasem, kiedy w Europie, a także w Anglii, zaczęło dominować chrześcijaństwo próbowano zaadoptować pogańskie tradycje. Dlatego obecnie Halloween obchodzone jest pierwszego listopada, chociaż według starych zwyczajów uroczystość powinna zacząć się w wigilię Wszystkich Świętych, czyli ostatniego dnia października.

W ciągu wieków narosło wiele zwyczajów związanych z Halloween. Część z nich ma swoje korzenie w celtyckich wierzeniach, niektóre powstały na przestrzeni wieków, a inne są całkiem współczesną formą zabawy. Żadne z nich nie mają już głębszego znaczenia, nie wiążą się z popularnymi przesądami, ani wierzeniami. Korzenie tej tradycji odchodzą w niepamięć. Jednak warto je znać, by zrozumieć, dlaczego Anglicy tak lubią to święto.

Ogniska

Ogień dla wszystkich ludów pogańskich był niezwykle ważny. Zarówno jako źródło ciepła, jak i bardzo niebezpieczny żywioł. Dlatego w wielu wierzeniach ogień zajmuje szczególnie ważne miejsce. Wiąże się z nim symbolika, a także kult. Jednym ze zwyczajów celtyckich, było palenie w tę noc ogromnych ognisk na szczytach wzgórz. Szczególnie popularne były one w Irlandii. Gdy zapadał wieczór ludzie brali niedopałki z ognisk i szli z nimi do domu. Potem wkładali je do paleniska i na nowo rozpalali ogień.

Przebierańcy

Ponieważ w tę noc ludzie szczególnie obawiali się złych duchów, zakładali podarte ubrania wierząc, że upodabniają się do nich. Mieli nadzieje, że w ten sposób duchy nie rozpoznają ich, więc nie zwrócą na nich uwagi. Liczyli też na to, że duchy przestraszą się i będą się trzymać z daleka, pozwalając bezpiecznie wrócić do domu.

Obecnie najważniejszym elementem Halloween jest nadal przebieranie się. Na ulicach dominują czarownice, kościotrupy, wampiry i wszelkie inne przerażające postacie. Inspirację można czerpać z własnej wyobraźni lub zaczerpnąc z filmowych horrorów. Tradycja palenia ognisk nie jest już kultywowana, ale ogień nadal nieodłącznie towarzyszy Halloween, chociażby w lampionach z dyni.

Jack-o'-lantern


Istnieje legenda zwana "Jack-o'-lantern". Pochodzi ona z wierzeń irlandzkich, a spopularyzowana została w XVIII wieku. Jack to człowiek, który przechytrzył diabła. Namówił go, by wspinali się na drzewo. Kiedy diabeł był już na górze, Jack wyciął symbol krzyża na pniu, i tym sposobem uwięził czarta pośród gałęzi. Kiedy Jack umarł, nie mógł pójść do nieba, bo za życia był nikczemnikiem i pijakiem. A Diabeł miał dobrą pamięć i też go nie chciał w piekle. Dlatego Jack musi tułać się po ziemi w nieskończoność. Pewnego dnia diabeł się nad nim zlitował i dał mu trochę rozżarzonych węgli, by oświetlały mu drogę. Jack włożył je do nadgryzionej rzepy, którą zwykle się żywił. W ten sposób zrobił sobie lampion.

List w niebieskiej kopercie

Czekasz listu ode mnie. Niecierpliwisz się,
wiesz, nie lubię pisać kiedy morze
rozmawia ze mną samotnicą pośród abrazji
muszle pokrętnym charakterem oddają szum.

Odpływ zlizał wszystkie ślady, teraz tańczę jak grają fale.
Uderzając z całej siły ,rozbryzgują się o mury nadbrzeża.
Dla mnie brzmią jak melodia Alejandro, na okrągło puszczana
przez tutejsze radio.
Mewy chłodzą powietrze i wyczekują zapłaty.
Tutaj czas płynie tak szybko jak fale przypływu.

U ciebie długa słota, drzewa chore z tęsknoty
pogubiły liście. Wiem. Ostatni przytulił się twarzą do okna.
Drżą oliwkowe nerwy szyb, puszcza promienie
pęknięta nić. W ustach cierpki smak tarniny.

U mnie kwiaty kwitną jeszcze i ptaki śpiewają ,chyba kosy.
Poczekam kiedy dzień odda ostatni promień, napiszę ci
o tym wszystkim co czeka mnie za bramą sprzed lat dwudziestych.
Wiesz, poniekąd sami tworzymy zbieg zdarzeń
zaciskając pięści rwiemy prze siebie, na oślep. Szarpiemy
struny własnych nerwów, pomiędzy frazami łapiemy kurs
na El dorado.

Wiem co myślisz, a ja usypiam na stojąco
przy czajniku pełnym słodkości z kamieniem u nogi
i twarzą wyrzeźbioną cichą tęsknotą. Zabijam ją w rytm
rozchlapywanej czekolady, Lady Gaga dudni w uszach
wgryza się w serce jak posypka pod paznokcie,
podnosi adrenalinę. Tańczę.

Wiesz, tutejsze miasteczko w deszczu pięknieje,
ulice jak wylakierowane odbijają kolorowe światła,
bo 30 października obchodzi się wesołe Hallowyn.
Zjada się przy tym tony jabłek w czekoladzie,
a 5 listopada na plaży rozpala się olbrzymie ogniska.
Tak Anglicy obchodzą święto Ognia, niebo rozświetlają kolorowe race ,
trwa to do 6 grudnia.

Nim wyślę ten list, włożę do niego te wszystkie zapachy,
których tobie brakuje ; zapach morza, białej czekolady
i błękit tutejszego nieba, ale muszę się spieszyć, bo ładna pogoda
jest jak dobra kobieta, najczęściej się nie zdarza ,a jeśli już
przeważnie jest niestała i za moment chmury ołowiem zawisną
nad głowami, a wiatr porwie ostatnie dobre słowa.

Wypatruj listu w ognistej kopercie

poniedziałek, 22 listopada 2010

nostalgia jesiennego dnia

moje wołanie


popatrz
liść przylepił twarz do okna
wsłuchaj się w jego szept
o czułości miękkiej pieszczoty

to ja

smutne bajanie wiatru w kominie
o tęsknocie marzeniach nadziei
na spełnienie

czekam


słuchaj
jak deszcz po szybie
po liściu spływa kropelkami
ulubionej melodii

siła pragnienia
to też ja



Piszewiersze
„_
Lubię nocnym powietrzem oddychać
wtedy w kroplach deszczowych śpi cisza,
srebrne błyski drżą lekko wśród drzew,
księżyc śpi- otulony w welon mgieł.
http://www.youtube.com/watch?v=niqrrmev4mA&feature=related
Alejandro Lady Gagi
przebój sezonu jabłuszkowego w Scarborough

dla przyjaciół czekoladowych nocy w Scarboro

jabłuszko pełne snu


wiję gniazdo
pod powiekami
jesień rozkłada
ciepłe czajniki
od których wszystko się zaczęło

poduszka niczym kamień
ciąży niedokończonym snem
czuję głód

przez szyby dotyka nas noc
owinięta szorstkim chłodem
prowadzi w czarne doliny
gorącej czekolady

nagrzewam dłonie aśki plecy misia
rzędem ustawiam zamoczone jabłka
w gumowej posypce nasycą głód
hallowynowych czarownic -[ Natalii, Moniki, Sylwii}
w Ogniu na plaży Morza Północnego

od góry czuć ciepło
studzę powietrze
kolejnym ogryzkiem

wciąż jestem nienażarta

ROZMOWA

a właściewie monolog


nie zmuszaj mnie do przyjęcia
twoich osobistych celów,
zrozumienia niejasnych sztuczek,
przekonania nie mają tu nic do rzeczy

nie ponaglaj mnie słowami bez pokrycia,
nauczyłam się już po swojemu
myśleć i czynić

moje słowa nie są nieprzemyślane
realności uczyłam się
przez lata ciężkich prób i wyrzeczeń,
bo jak nazwiesz nasz karciany domek
zdmuchnięty przez wiatr

spójrz
moja ziemia porośnięta zielskiem
drzewo prostuje konary
ja wiem
może dla ciebie to wydaje się śmieszne
ale ja jeszcze zbiorę z tego plon
Zdarzyło się nam niekochanie,
słowa wdarły się jak w wodę kamień.
skończył się sens naszych rozmów
została gorycz

Samotne serca biją w nas,
i choć pragniemy siebie tak,
zachłannie omiata nas czas
Zgubieni na rozstaju dróg,
nie potrafimy wierzyć w cud,
bo łatwiej błędy powtarzać znów

powrót do tego co było

kilka wierszy starej treści


krzyk lecących żurawi

nagrabiłam górę liści
płomieni więdnących w trawie
z szumem wiatru między zębami
kiedy je dokładnie grabię

w odległy przestworzy błękit
zbłąkani wygnańcy jesieni
wydadzą słoneczne tchnienie
nim je spopielę na ziemi

symbole posłannictwa
rozświetlone rudą chmurką
z marzeniami prosto do nieba
popłyną przez moje podwórko
*

Może zostaną marzenia,
Na ziemi dalszy ich los.
Wiosną chwila spełnienia
Z liści - pożywny kompost.

Z suchych gałęzi ognisko,
W nim kartofle pieczone.
Dym, co snuje się nisko
W oczach lato minione.

Żal za tym, co się skończyło,
Ta łza, co kręci się w oku.
Krótkie pragnienie miłości
Potem jesienna cisza i spokój.Jacek Suchowicz


**
Ta liryka w liście dmucha
Gdzie popadnie, niebny hymn
Ciebie przecież miłość szuka
A z miłością jesteś tyAleksander Szumiński

**
Miłość we mnie, za mnie kwitnie.
Choć przeminą grudnie, kwietnie.
Zawsze będzie w moim sercu,
Ale czy na pierwszym miejscu?.

**
miłości wieczne tchnienie
i moje ciche marzenie
i sieć pajęcza jak tęcza.
Lecz czy moje serce rozmiękcza?
zaplątanie zamotanie,
i problem- co z tego zostanie.



THE RAKING- wiersz tłumaczony przez Stefana Rewińskiego

I’ve raked a mount of fronds
the blazes withering in grass
with rustle of the wind in teeth
like a cool of flaying cranes

into the blue space far-away
the autumn’s strayed outcasts
the sunny giving breath
before I ashes it on earth

the symbols of a mission
like ginger lighting cloud
straight to the sky with dreams
it’ll swim across my life –

niedziela, 21 listopada 2010

WRÓCIŁAM

Tak, tak wróciłam
po prawie dwumiesięcznym wojażowaniu po Anglii,
od Liverpoolu do Scarborough, od Scarborough przez York, Birmingham do Londynu.
Znajomośc jezyka? Żadna. Anglicy są bardzo uprzejmi i rozumieli moje rozkładane ręce :)sorki, aj dont spik ingliś:)) tenkju wery macz, lowly dej. hihi
oto co znam :)))noo, może ciut więcej :P
Do domu wróciliśmy razem z Agą, Tadeuszem, Kiką i Filipem- maczo :)
mieli sprawy do załatwienia. Byli 3 dni i polecieli, łza tylko w oku się kręci....