poniedziałek, 21 listopada 2011

miasto nocą - od strony zamku króla Artura

>
Gorzka czekolada

Z okien podmiejskiego autobusu

z mgieł wyłania się miasto – małe domki, jak dla lalek.
Któż w nich mieszka- myśl jedna za drugą szuka drogi -
sięgam ponad, by zaczerpnąć błękitu.

Wysiadamy.
Zaspane oczy zahaczają o strzępy mijanego krajobrazu.
Zamykam buzię, żeby nie połknąć idących przede mną.
Chociaż nie jestem człekożerna, w tej scenerii
wszystko może się zdarzyć.

Słońce obudzi się w morzu wykrwawi i zastygnie
jak czekolada na jabłuszkach, wieczorne zmęczenie weźmie nas
pod skrzydła szarpane północnym wiatrem.

Na miejscu

Z braku powietrza - ledwie dyszymy. Ciasnota pomieszczenia
skupia nas przy ziemi szukam butów w niebieskim mundurku.
Potem czystego fartucha i wciskana w drzwi automatycznie
wykonuję znane czynności: mycie, maczanie, sypanie, ustawianie.

I nagle słyszę
Kurwa, co za numery odpierdalacie.
Jabłka bez posypki.
Śmiech.
Oo, z jednego nawet springi spadły. I gdyby nie spokojny głos za plecami - nie martwcie się, wszystko da się załatać nie byłby to miły dzień *
W moim sercu wyrasta spustoszenie,
z dłoni można wywróżyć wydziobany krajobraz.

* B. Mazurkiewicz







z roku 2010
zmiana nocna

jabłuszkowe dzieci

( jeden dzień z życia polskiego emigranta)

Pod wczesnymi kopułami zachodu
gromadzą się jak te gołębie do chleba.
Jesienny wieczór ciemnieje w krajobrazach ich dłoni.
Oświetleni nagle blaskiem świateł nadjeżdżającego autobusu
mrużąc oczy wsiadają obcojęzycznie z głośnym śmiechem.

Zegar na gotyckiej wieży przystanku metra ,
wybija kuranty księżycowe.
Płyną tęsknotą wszystkich „Szopenów”
szukających bułek w obcym kraju.

Koniec jazdy.
Stacja docelowa to słodkie odmęty czekoladowej toni.
Godzinami na sztywnych nogach nabijają te swoje nadzieje
na godniejsze życie. Czasami mają dość, ale kusi perspektywa
rozmywa się gorzką słodyczą.
Nie pytaj jak pachnie kartoflana nać.
Obrazy dni zachodzą mgłą maczanego jabłka.
Tylko marzenia nic nie kosztują?

(Marysia chce wyremontować dom, Krycha kupić mieszkanie dla córki,
Basia, zrobić łazienkę, taką z prawdziwego zdarzenia.
Misiu zbiera na własne wesele.
Paulina na opłacenie studiów.Natalka z ciekawości.
Seba, nie ma pracy w Polsce.
Ktoś inny pragnie urządzić rodzinie święta.
Młodzi pragną poczuć trochę luksusu,
kupując ciuchy markowe, na które w Polsce nie byłoby ich stać.




Dla Michała, Asi, to ich żywioł.
Tutaj zamieszkali, tutaj znaleźli pracę.
Założyli rodziny.Czy tęsknią?
Tylko Dorota przyjeżdża co roku, bo lubi?.)
Powiedzmy.
Oto ich kształt.

Wędrowcy pod wczesnymi kopułami wschodu
idą jak koty po ściernisku wlokąc ogony zmęczenia
w sam środek jesiennej mgły.
Obwieszczają: noc minęła.
Ale kształty nie mijają. Zmrużonymi oczami inaczej
jadą po polski chleb w angielskim mieście.
Sen przyjdzie później.


a oto ci co pracę dali...:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz