wtorek, 7 lutego 2017

zmierzch nad drawskim - wiersze przyrodnicze



wakacje nad drawskim

Nad jeziorem drawskim


tu zobaczysz wody czyste
po nich słońce stąpa rano
zbiera rozpostarte chusty
mgły zmienione w pianę

z cichym brzękiem ważka modra
muśnie pianę utrzepaną
i za chwilę podmuch wiatru
lekko pogna w dal nieznaną

w białym puchu promień słońca
łabędź wciska w pierzy ciszę
a strącony pył złocisty
woda miękko rozkołysze

***

Proszę jedźmy tam najprędzej
zauroczy każda chwila
ciepło, spokój wchłonie serce
by pośpiechu rytm przetrzymać

o zmierzchu horyzont połyka krawędzie światła
kształty jeziornych duchów wduszone w wodę
przenikają na powierzchnię
śledzą spomiędzy rozchylonych wysp
każdy krok

MAŁY ANIOŁ NAWOŁUJE biale żagle
łabędzie z szumem podpływają
w głębinach dojrzewa cisza
stąpa sennie osiada na dnie
ścieżki nieskończonych szlaków
miękko porastają milczeniem

by narodzić o brzasku
z wrzaskiem ptasich treli

nie pchać się,


Czy jakby serca napełnić suche
Wodą miłości i zrozumienia
Czy jakby lód stopić podmuchem
Czystego , zdrowego sumienia.

Wznieść w niebo skrzydła dobroci
I spojrzeć z góry na świat i na ludzi
Mnożyć i dzielić szczerości krocie
Czy wtedy świat się z letargu zbudzi?


czy w ogóle tak trudzić się warto
żeby cokolwiek dla świata robić?
a może lepiej tak w ogóle
z zamknietymi oczami chodzić?:

I jak Tu nie pokochać przyrody

pokochaj wiatru podmuch
gdy pośród drzew szeleści,
dla nas nieustannie
snuje opowieści.

kochaj wszystko dookoła
nie omiń też niczego,
jednak najwięcej miłości
miej dla siebie samego.


ulewa

W ciepłym zmierzchu ulewa
w zapach lata otula przemoczoną srokę
szum faluje dudni burza
cichnie i powraca i rozchodzi się na boki

Dzisiaj niebo nie żałuje wody
Moczy kwiaty ptaki zioła
marudnego przechodnia pod liść olbrzymi
zerwany przy drodze chowa

maluje mu radość na jasnym obliczu
zmywa ciemne myśli w nierównej walce
każąc nalać do szklanicy
piwa z pianą na dwa palce

podlejemy chwasty
ucichniemy jak burza
w przemijaniu.

Pragnienia

pragnę tylko ucałować świt
twarz do brzasku przytulić nieśmiało
pragnieniami zatopić mój wstyd
emocjami obejmujący ciało

akacjowy zapach
i aromat czarnych ziaren
mąci zmysły
kryją w szczelinach odbicia nocy
cisza
zapisana w chmurach oznajmia
- oto budzi się nowy dzień
czy lepszy


Na wsi.

z ugorów krzyk ziemi brzemiennej
unosi się ponad domami
zubożałymi bez ptactwa i trzody
cierpi ludzkimi cierpieniami

bociany parami nie krążą
nie mają komu podrzucać dzieci
młodzi z mojej wsi spokojnej
błądzą za chlebem po świecie

drzewa tylko tak samo przy drogach
strącone gwiazdy w lampach się złocą
słonecznikami domy malowane
i maciejką pachnącą nocą

zazulka czasem larum podnosi
płosząc koty i baby w pierzynach
wiatr popędza okiennice w oknach
by nie spały przy dziewczynach

dzień przymyka oczy lirycznie
wędrują myśli w bury cień ciszy
trzymając nadzieję za uszy
nie pytam czy krzyk ziemi słyszy



- wiejska sielanka


mówisz, że żyję na księżycu
a jestem przecież córką ziemi
zdeptana niczym dróżka
zbieram energię w lipy cieniu

wszystkie sprawy wielkiego świata
tu mało mnie jakoś obchodzą
mamy już w końcu swoje lata
rozstaje ze zmienną pogodą

mówisz:- jesteś z innej planety
odległej od ziemskich spraw wielu
przyrosła czołem morenowo
do jezior rynnowych, grążeli

trendów nowomodnych unikam
wszelkich gromadzeń pończosznianych
wraz ze swoim aniołem stróżem
bujam się między obłokami

luzakiem na boso po trawie
w przyjaźni z bocianem, gołębiem
lub w objęciach kochanej lipy
upozytywniam się dogłębnie

wszystko inne tu nie na miejscu
życie płynie starym korytem
jak Wisła pradawnym Słowianom
wtedy gdy nas nie było przy tym



ojcowizna

pamiętam słońce dojrzewające w słonecznikach
ręce matki gdy cięła kwiaty
stubarwne naręcza ogrodowych motyli
kiedy pieliła warzywniak chwast
nie miał odwagi zapuścić korzeni

pamiętam ręce znak krzyża
czyniące przy cieple
niedzielnego rosołu

pamiętam dłonie ojca
lekko dotykały moich jasnych włosów
w dziecięcych myślach
brałam z nich zapach lasu
zasłuchanego w opowieści o sobie

obnosiłam zasuszone ogrody
wchłaniałam zapachy żywiczne
wszystkie ewangelie dzisiaj
przekazuję pokoleniom
niech zapuszczą korzenie

póki czas





pogubiłam myśli we wczorajszej rosie

kwitnąca weszłam w świat klepsydry
odwrotnie
posypały się ziarnka zamknięte w mojej głowie
zakurzyło
wiem
wiek ma swoje prawa
prawda brzmi okrutniej niż słowa
przemoczone rosą

pozwala poczuć
wygnanie z raju


Każdy dzień

jest pogonią za szczęściem
nieskończonym biegiem bez mety i startu
szukamy radości
pragniemy miłości
akceptacji, czułości
szukamy daleko
czasem w szczęściu innych
w tym celu przemierzamy wszystko
lecz nie wiemy
że szczęście było czasami tak blisko



Stanisława Żak
2 luty 2011 ·
astra bez i maciejKa


że są kwiaty ,które się rodzą ze spojrzeń ludzkich

zdjąłeś ze mnie winorośl
ciemnoszarych wspomnień
wiarą że istnieją jeszcze tulipany
- zakwitałam szałwią

spadły wszystkie zasuszki
z przedtem i z wczoraj w chabry nieba
piwo nią senna winnym gronem
piął się zachwyt
miętowo przez rumianek
-w objęcia lwiej paszczy

noce wzruszone szeptem
delikatnego jaśminu
nagietki pełne emocji
słonecznikiem dziwili ranek

przekwitły tulipany
macierzanką stałam się w kąkolu zaperzona
snuły się groszki po balustradach
lilak i różanecznik rozrastały się wzwyż
nasłoneczniając delikatną nemezję

takie to nasze law- endy
niezapominajkami do końca
Ach, jeszcze kiedyś poczuć kocimiętkę
rumianek, dzwonki konwalii
Jaś- minu zapach i puszystość sasanek

dzisiaj jarzem- biną, brzozą, po krzywą
bez dziewięć siła skrzypię

jesień

srebrzysta baba skąpana w rosie
snuje się lasem polem bezdrożem
w porannym słońcu małe brylanty
przecina wiatru zbyt ostrym nożem

oplata nicią wiotkie paprocie
liście klonu rozrzuca w nieładzie
nad łąką słońce rozpala złotem
kołowrót czasu na drodze kładzie

szarym welonem dymu na polach
zoraną tuli skibę po skibie
stygnie spokojem wśród melancholii
nicią pajęczą na mojej głowie


sycimy oczy więcej by się chciało
zapachów lata przy sobie zatrzymać
nakarmić ciepłym promieniem ciało
poezją jesieni nasycić zimę.



Stanisława Żak
19 wrzesień 2010 ·
wspomnienie
wioski z dzieciństwa



wszystkie znaczenia zatarte znamionami teraźniejszości
sny zostają z nami
stąd z trudem cię dostrzegam
wiosko mojego dzieciństwa
inny wymiar
pod stopami tylko ziemia tak samo
w sezonie
układa wrzosy
pod palcami miękko i posłusznie

cień lipy na moim domu
kładzie się potężnymi gałęziami
strącając słońce w samo południe
zwyczajem przysiada na dachu
mając w zanadrzu zapach sianokosów
i rozleniwienie wieczoru
pachnącego
wiciokrzewem i akacją

biegnę potykając się o krecie kopce
serce skacze a do nieba daleko
słyszę bąka od jeziora i krzyk żurawi
znajomo
bociani klekot rzuca wyzwanie

i pies
wierny przyjaciel od lat taki sam

wyczekuje
z zadartym do góry sercem
na stole
bochen chleba
matka znak krzyża czyni
dzieląc
słowa nie spożyte do końca


powiało
wzruszeniem






Stanisława Żak
12 wrzesień 2010 ·


» -- «•*•» --- «•*•» --«¦»
NA GRZYBY CZAS!!!

Nadszedł czas na grzybobranie,
więc gotowe mam ubranie.
Mam kalosze , mam deszczówkę
i kanapkę na głodówkę.
Koszyczek mój ładny taki ,
nożyk tez nie byle jaki.
Kiedy tylko grzyba znajdę
wszystkim wkoło to oznajmię.
Idzie tato , idzie mama.
Wyruszamy wcześnie z rana.
Wyruszamy już o świcie ,
nim się wszyscy pobudzicie.
No i w końcu lasem kroczę.
polną ścieżką , stromym zboczem.
To pod górkę to znów z górki.
Tu jest maślak , tam są kurki.
Są zajączki , są koźlaki,
małe gąski i boczniaki.
Czarnełebki, zduny , kanie.
Fajne jest to grzybobranie!
Borowiki , muchomory widzę
zaraz obok wielkie rydze.
Zbieram wszystkie jak popadnie,
w mym koszyku są już na dnie.
Tylko czy ja dobrze robię?
Czy je wszystkie zbierać mogę?
Czy te wszystkie są zjadliwe?
Czy grzyby mogą być robaczywe?
Muszę się zapytać taty,
gdyż mam z nimi dylematy.
Tato sprawdza mój koszyczek.
Co ja słyszę? Cóż ja widzę!
Ten jest dobry , ten wspaniały,
Ten dorodny , ten ciut mały.
Nagle słyszę o mój Boże!
Trujak w koszu? Być nie może!
Jaki trujak? Pytam śmiało
bo mi oddech aż zatkało.
Ten grzyb: piękny , ten czerwony
w białe kropki ozdobiony.
To on się tu nie nadaje,
bo trujące ma działanie.




Wiosna - wizjonerka

wymyśla pozimowy image olchom, cisnącym się
do więzionej w krystalicznym skupieniu wody.

Wiatr
nie mogąc przyjrzeć się niedoskonałościom
zimnym powietrzem
porywa płaty śniegu
do bólu ciska w twarz

Smaga bez miłosierdzia melodią niestrudzonej zimy .
Po raz pierwszy we własnym wnętrzu
widząc wyraźną niemoc, tylko unosimy się gniewem
sztywniejąc pod ciężarem -do jasnej ...

Miotani falami emocji,
zaplątani w sieć przypadków,
oddech tylko łapiemy na wędkę
pakując do plecaków niefrasobliwość


okoniem w przerębli nie dasz nadziei wiośnie





dzień się budzi w srebrnej zadumie
jak łabędź nabiera tchu
skrzydła rozpościera szumnie
szczęśliwy, bo dobrze mu tu

gdzie swojsko szumi wiatr od Drawy
fale ptactwo kołyszą do snu
gdzie dzwony kościelnej nawy
do głuchych uszu płyną od wzgórz

gdzie wierzby schylone nad wodą
grają w warcaby z falami
gdzie nie interesują się tobą
kłamstwa z krótkimi nogami

tu kaczki, łabędzie i łyski
budują gniazda ze swych piór
młodzi liryczni od kołyski
tylko w niebie szukają dziur





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz