nie jestem poetą zimy sama jestem zimą
przetykaną anielskim włosem z moich choinek
nie potrafię chodzić po śniegu nago i boso
gdzie wiatr między palcami nabiera tchu
i lotem wyprzedza orszaki łabędzi
zimę zacznę traktować jako sztukę
z kaprysami białej Damy do oglądania
martwość jej natury to wszystkie pory roku
zamknięte w przeźroczystych pieśniach sopli
wyobcowana nawet w marzeniach o zieleni
hipochondrycznie powraca
strudzony dzień opada z sił
topi w znikającym błękicie chwile
nieskażonej ciszy
kropla wyrzeźbiona życiem
każdą rysą dloni rozbija tęczę
kobieto z dużymi oczami
strach jest za tobą
usiądź i patrz
na księżyc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz