poniedziałek, 25 stycznia 2010

kiedy się idzie pod wiatr, łzy są niepotrzebne

Żyję na tyle długo, by zacząć się rozliczać z nadwagi dokonań. Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział, że będę pisać wiersze, zrobiłabym seppuku w czoło. Nie miałam takich planów, tym bardziej wiary
nie miałam wtedy sprzyjających gwiazd
nałogów żadnych.
Nie kosztowałam taniego wina, za to z maślanki
robiłam ciągutki.
Z wiatrem nie wychylając głowy poza atmosferę
kształtowałam plastelinę wpuszczając na manowce
coraz to nowe pokolenia analfabetów.
Uczyliśmy się puszczać kółka z dymu, nigdy nie opanowałam tej sztuki a tak mam ochotę dmuchnąć komuś prosto w zapatrywania .
W pracy siadywałam tam, gdzie mogłam
zagrać(nieodpowiednim) na nosie.
Sceny teatralne nie dla mnie. Tym bardziej słuchowiska.

Przyjaciółki bywały i owszem wcale zabawnie
dogadywałam się z chłopakami. I wtedy pojawiła się miłość.
Motocykl" Panonia", zapach "zielonego wiatru” za skórą.. oczyska ogniście zapatrzone. Wybrałam inne wydanie.

I stało się słowo ciałem. A właściwie trzy.
Tylko dzięki nim nie wyskoczyłam ze złotego kółka
na zielone trawy niezależności od uzależnień.
Popatrz. Jak przypadki potrafią nadać sens życiu.

Przed ostatnim zachodem półwiecza spotkałam
wszystko to, co mogło się zdarzyć długo przed.
Najpiękniejsze. Dzieło przypadku? Zagrywka losu?
Cokolwiek to było. Nie narzekam .Wprost. Przeciwnie.
Mój przyjacielu. Połączyłeś mnie z życiem.
*

kilka słów powiedzianych przez telefon
włożonych w kopertę wysłanych na adres
kogoś kto samotność zna bardzo dokładnie
na każdej drodze potyka się o nią


góra nie wpasuje się w tło lodowca



szukałam pocieszenia a zobaczyłam dno
w słowach które do żywego dotykają miejsc
niezamieszkałych z braku wyrafinowanej perwersji
sztuczna porcelana tylko z wyglądu jest taka sama
jak chińska laleczka tłucze się nocami
nabiera rumieńców pod wpływem ciepła
wystarczy dotyk
by nie rozstawać się ze złudzeniami
dzwonię pod numer zaufania

Panwkratkę zminiaturyzuje moje duchy niespokojne
na wszelki wypadek przysiądę fałdy
plisowanej spódnicy
moda na kanty nie minęła

posiedzę dłużej




Smutność walentynkowa

niebo co miało być rajem
w piekło zmieniło się
- szare
nie chcę więc nieba
ni piekła
- ot rzekłam
w zawieszeniu
między i pomiędzy bez

chcesz
to bierz



Kołysanka Alicji Wysockiej


Dziś nawet czajnik na mnie nie gwiżdże,
w kominie zasnął zziębnięty świerszcz.
Tuż przy zegarze wystaje cisza
jak gwóźdź zrdzewiały, jak z płotu żerdź.

I księżyc w pełni drąży po nocy
srebrzystą smugę za cieniem rzęs.
Nie powiedziałeś, chciałam usłyszeć
dobranoc Alu, ja ciebie też.






piesdomni


- Pokaż mi takie miejsce, gdzie sen nie jest snem, a życie jest jak sen.

w małych miasteczkach nie ma mostów
odpowiednich dla psa z kulawą nogą
z wyboru lub pierwszego kontaktu
do ostatniego balastu

z prawdą której nigdy nie stać
na słowa mówione w oczy prosto z mostu
tutaj nigdy nie było

w małych miasteczkach nie ma mostów
które dzielą bogobojnych
i łączą żałosnych w supermarketach
kupiono- sprzedano do ostatniego wina
zawsze leży po stronie
najmniej sobie winnych
pod mostem
tylko szkło nie ulega rozkładowi




Megazyny


upłynniam procenty optymizmu ukrytego w setce
kolorowych gazet oferujących bezpruderyjność w łóżku
najlepiej obsadzać role dwu lub czteroosobowe mówić
o fantazjach mocno wczuć się w apetyt na miłość
bez medali i zobowiązań zrodzić się do szczęścia
lub tańca wybór traktować serio aż

mdło się zrobi od sekretnych ujęć klatki
małp z bananami
zroszonymi rozprutą truskawką
zazdrostki wypalone kolejnym dymkiem srebrnej ciszy
zaczytanej w ciąg dalszy
nie nastąpi

o nie.
otwieram zsyp …..



re'animacja czyli space'rek


zimowy

wypuściłam się na białą scenę
drobię kroczki, taki balet w kozakach na sztywnych stopach
i nagle piruet zawrotny
brwi ułożyły się w wykrzyknik usta - w koło ratunkowe
ciszę przeciął świst, zgrzyt i krzyk - łaj
wszystkie gwiazdy i świetliki rozjaśniły mrok przed oczami
mącę kryształową taflę speszonym oddechem , zaklinam
> a niech to cholera<
granat rozrywa mi pewną część ciała
rośnie limonka
dojrzewać będzie zmieniając kolory z czerwieni
poprzez fiolet na żółtozielony
w zaciszu wymuszonego reanimowania, zagęszczam się
w pokrywie lodu
wstać nie mogę

muszę czekać
na jezioro łabędzie?

2 komentarze:

  1. Wiesz,czytam i czytam i wypowiedzieć nie potrafię moich doznań.Mnie również,gdyby kilka lat temu powiedziano,że będę się wzrusza poezją to pewnie reagowałby tak samo jak Ty.A dzisiaj -to zupełnie inna bajka.Duża to zasługa Twoich "nagrabionych " tekstów.Dziękuję Ci za to.

    OdpowiedzUsuń
  2. OOO Janku, jesteś dobrym czytelnikiem :)))

    OdpowiedzUsuń