sobota, 6 lutego 2010

O tym jak podyskutowałam sobie z kociakami


a że lubię dyskusję to i chętnie.


Od rana jakoś źle się czuję, to już któryś dzień z kolei, niby kataru nie mam, ale głowa ciągle boli i bez polopiryny nie obejdzie się.
Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę i od razu poczułam przypływ energii. Wzięłam się za sprzątanie. W domu cisza, nikogo nie ma.
Marek na rybach. Paulina u dentysty-ortodonty. Patryk u kolegi w Darłowie. A ja sprzątam. Pogoda piękna, słonecznie aż chce się wyjść na dwór. Wzięłam chodniczki i poszłam trzepać. Pod domem stało dwoje młodych ludzi, chłopak spojrzał na Skutera i powiedział:
- Ten piesek chyba ma około 14 lat.
- Oj trochę więcej, prawie 16.
- Pamiętam go jak 11 lat temu byłem tutaj.
- ?????- Jesteś z Rzepowa?
- Ależ nie, ze Złocieńca. Byłem tutaj z gromadką dzieciaków ze szkoły. Mieliśmy - zamiast lekcji plastyki- spotkanie na ogródku, o tutaj - pokazał na mój ogródek.
Jakiś pan pokazywał swoje obrazy, bodajże wyszywane. Wyglądały jak malowane. Pamiętam piękne były. Potem ognisko i piesek wyjadał kiełbaski
co spadały do ognia. Takie miłe wspomnienia.
- Och pamiętam , to były pierwsze lata mojej pracy w Złocieńcu. Uczyłam plastyki i organizowałam spotkania z artystami z terenu gminy . To pierwsze spotkanie było z Panem T. O. na moim ogrodzie. Jego prace wyszywane ściegiem arrasowym, były cudne.
Obrazy rozwiesiliśmy na żyłce pomiędzy drzewami, a chmury z obrazów płynęły ponad nimi do nieba. Urocze chwile.
Potem pojawiła się pani redaktor z radiowej jedynki, która miała zrobić program z naszym artystą od gliny. Mieszka w tym samym budynku, co ja (stara szkoła). Ponieważ nie zastała "glinolepa" zrobiła program z Tomaszem i ze mną - przy okazji.
Była zachwycona lekcją w terenie. A kiedy oprowadziłam ją po ogrodzie i pokazałam kwiaty chwaląc się znajomością nazw. Potem poprowadziłam do maleńkiego oczka otoczonego kaczeńcami i roślinkami znad naszego jeziora, był to - wodopój dla ptaków. Redaktorka
nie miała słów zachwytu. Ale o tym wszystkim nie wspomniałam młodziakowi, ponieważ nie chciałam rozgadywać się. Wspomnienia przypłynęły i odpłynęły jak te chmurki z obrazów Tomasza.
- Ma pani chwilkę czasu?
- No, nie bardzo, sprzątam właśnie. ( Domyśliłam się w czym rzecz - kociaki ).
- W takim razie zajmę moment, co pani sądzi o tym co się stanie z człowiekiem po śmierci?
- No, cóż, mam swoją teorię, ale wg religi katolickiej, człowiek umiera i czeka z duszą na zmartwychwstanie.
- Pozwoli pani , że przytoczę fragment Biblii.
- (....)
- No tak, to samo mówiłam. Wie pan każdy ma swoją teorię śmierci. Ponieważ w moim domu czasem dzieją się dziwne rzeczy, wierzę, że u mnie straszy, wszak to stary pałac, przed wojną mieszkała tu ciotka znienawidzonego Geringa. Odwiedzał ją czasami jak przyjeżdżał
w odwiedziny do Hitlera w Budowie. Podobno kiedyś nieźle się popili .I strzelali do niewolników. Wiem skądinąd takie rzeczy, bo u tej ciotki służył jeden z Polaków wywieziony z powstania warszawskiego. Dobrze mu tu było, podobno ciotka nie mogła darować siostrzeńcowi ...
No i ten człowiek, kiedy skończyła się wojna już nie wrócił do Warszawy. Nie miał do kogo, ponieważ cała rodzina zginęła. Zamieszkał w domu byłego masztalerza.
Piękne miał mieszkanie na tyłach stajni. I stajnia była piękna. Dziś nie ma po niej śladu, aż szkoda. Pamiętam jeszcze ozdobne mury
z wykuszami i wieżyczkami. (I znowu snują się wspomnienia.)
- Ale się rozgadałam, a mówiłam, że nie mam czasu - zaśmiałam się.
- I coś panią straszy z tego powodu, że mieszkała tu ciotka Geringa?
- Nie wiem, może pokutuje za grzechy swojego siostrzeńca? Może ci zamordowani jeńcy?
- E żartuje pani, tak nie jest.
- A jak jest?
- Wszak Jezus powiedział, że kiedy nadejdzie czas, powstaną zmarli, więc teraz dusze są w uśpieniu) i zapanuje radość i szczęście, na ziemi, słyszy pani, na ziemi.
To tu na ziemi będzie raj i ludzie będą żyć wiecznie. Nie chciałaby pani żyć wiecznie?
- Hmm, chyba nie, za nudno by było, ciągle w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi.
- A kto mówi że na tym samym miejscu, przecież jeśli będzie pani zawsze zdrowa, może zmieniać miejsce pobytu, jeździć zwiedzać....
- Wszystko jednak do czasu, I to się znudzi kiedyś.
- Ale z pani uparciuch.
- No tak ale powiedział pan, że powstaną z martwych tylko ci, co zasłużyli, słuchali praw boskich, a takich ludzi ,o ile wiem, jest niewielu.
Chyba, że dzicy, którzy nie wiedzieli ,co czynią nie znając zasad bożych.
- He, he- zaśmiał się młodzian

Rozum paruje szukając pary do wiary

można umrzeć wierząc w sens życia i śmierci
koszmarem jest żyć wątpiąc we wszystko


życie daje szturchańce śpiącemu w ciemności
prawie dotykalnej pełnej zwątpień
kołysanych sierocą chorobą

wkładając dłoń w ranę obudzimy się
bez zadawania pytań o sens
szarpania zamkniętych drzwi

trwamy próbnie Obleczeni w szatę
nie dbając o napełnienie jej treścią
wiary i aktu posłuszeństwa

dopóki nie znajdziemy Boga
sami Go sobie zastępujemy
a świętego Piotra obarczamy winą
za odmowę otwarcia bram


błogosławieni których rozum nie karłowacieje
albowiem oni oglądać będą niebo niebieskie


- Mówi też pani, że ludzie dopasowują Boga do siebie? Do swoich potrzeb.
- Oczywiście, ja też... należę do tego typu ludzi, bo czytanie Biblii bez zrozumienia, daje wiele możliwości interpretacji. Podobnie jak z wierszami.
Ilu czytających, tyle interpretacji.
- Ależ Biblia jest dosłowna, nie można jej interpretować po swojemu.
- Ech, młodzieńcze, ludzie są tylko ludźmi, wszystko dopasowują pod siebie, do swoich potrzeb, nawet prawo. A Biblia to też prawo ...boskie.
- A pani uważa że to jest słuszne?
- Nie mnie sądzić i czynić uwagi, ja tylko stwierdzam fakty.
- Ale Pan Bóg po to ustanowił prawa, żeby ludziom żyło się dobrze i szczęśliwie, żeby na ziemi panował raj.
- He, he, raj każdy robi pod swoje wymagania. A pojęcie raju , podobnie jak pojęcie prawa, ludzkie, czy boskie, dopasowujemy pod siebie.
- Tak, nie słuchamy słów bożych i ponosimy z tego tytułu konsekwencje - powiedziała towarzysząca.
- Właśnie, Pan Bóg dał człowiekowi wolną wolę, to jak z demokracją, robimy wszystko według własnej woli,
nie stosując się do przepisów, a potem narzekamy: - Gdzie był Bóg jak była wojna, jak było trzęsienie ziemi, powódź, katastrofy. Obwiniamy Boga o wszystko złe na tym świecie, a przecież sami nie słuchamy słów Jego, Czy ja mam winić Boga, że się przeziębiłam, bo wyszłam bez czapki na dwór. Miało być tylko na chwilę, a stoję i gadam.

pieśń proszalna

Moje drzewo rozrasta się,
w rozgałęzieniach coraz więcej gniazd
- wylęgarnie aniołów,
w ich skrzydła kiedyś złożę sen.

Zawczasu splatam łuk nadziei
zanim spłonie w ciemności
pieśń
niosę do Boga

otwarł mi drogę przez Morze Czerwone
a ja krzyczę że jestem na dnie

mów, Panie,
ale najpierw otwórz uszy moje
z oczu zdejmij zaćmę

- będę słuchać


Ooo- zorientował się młodzian- Przepraszamy już idziemy, może kiedyś wpadniemy podyskutować.
- Owszem, czemu nie, nie boję się takich dyskusji, a wręcz uwielbiam .
- Do widzenia.
- A ja i tak wierzę, że niektóre dusze się błąkają, nie mogąc zaznać spokoju. Ale czy na pewno w to wierszę? Tak tylko myślę.
- W takim razie przyjdziemy i postaram się pani udowodnić, że tak nie jest.
- Akurat, udowodnisz…- pomyślałam.



psychoanaliza alternatywna

wart jest bowiem robotnik swej strawy* --biblia

wystarczy rozłożyć ręce i stać się
krzyżem na tle nieogarniętego
rzucić krzyk słyszany w sobie echem
wypluwać
grzechy
- wystarczy

zobaczyć co się kryje
we własnym sercu łatwo o wino i chleb
na pokaz; kupione - sprzedane
bić czapką o ziemię prostując
swój kręgosłup
- wystarczy

na kolana i w piramidkę rąk
szeptać modlitwy lub codzienne prośby
z wiarą w miłosierdzie albo rozsądek
wybór zdrowy czy chory- godny
świadomości na tle czasów
- wystarczy

Wiara



I tak oto po "mądrej" DYSKUSJI wzięłam się za prozę życia. Obiad - rybę zapiekaną z frytkami i brukselką obsmażaną z czosnkiem i papryczką czili.
Pycha. Kiedy wróciła Paula od dentysty, dziwiła się, że taki świąteczny obiad. -A co, raz nie zawsze. A ja zamiast brukselki - nie lubię- zjadłam całego buraczka pokrojonego w plastry i natartego czosnkiem, jakoś tak mam dziś , zachciewajki buraczane.
Widać organizm szuka oczyszczenia, intuicyjnie jak pies .

A co wy sądzicie o mojej dyskusji?

?????

7 komentarzy:

  1. A tak się składa, że już dzisiaj pisałam komuś o ŚJ. Znam paru osobiście i z nimi nigdy w zasadzie o religii nie dyskutowałam...a Ci, którzy zaczepiają przy dworcach...no, cóż, gdy zaczynają "Czy wierzy Pani w Jezusa, pana boga naszego..." zgodnie z prawdą odpowiadam "nie" i wątek się urywa ;) Czasem można zboczyć na grunty filozoficzne. Raz nawet dostałam, jako wyjątkowy zatwardzialec, grubą niebieską książeczkę do poczytania. Zazwyczaj rozmowy te sa dla mnie dość miłe. Przynajmniej dyskusja nie opiera się na obmowie lub gadaniu typu "wszystko mnie boli/parszywa pogoda".

    OdpowiedzUsuń
  2. Tekst ,jak zwykle,wspaniały ,dyskurs -pouczający.Widać,że lubisz prowadzić dyskusję na różne tematy.Może kiedyś uda nam się podyskutować.Też jestem z natury,jak każdy belfer,gadula i dlatego lubię rozmowy na różne tematy.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. myszko, ja wprost uwielbiam z nimi rozmawiac, uspokajają mnie, podczas gdy moja sąsiadkę drażnią, podczas rozmowy z nimi trzeba mieć argumenty, ja mam, więc nie boję się tego typu rozmó, chyba że nie mam czasu, albo zaczepią na dworcu, jakmówisz, to wtedy złośc mnie bierze, ale chyba dlatego, ze nie mam dla nich czasu, albo są nachalni, ale z takimi jeszcze się nie spotkałam.
    dzięki za rozmowę, myszeńko !

    OdpowiedzUsuń
  4. Janku, my belfry starej daty, tak już mamy że jesteśmy strasznym,( starszymi ), zobacz wystarczy tylko literkę przestawić, by stała się prawda :PPPP ; gadułami...
    dzięki

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, chyba ja też mam belferskie nawyki. Oj, pora zawód zmienić ;)))
    A takie spotkania na dworcach miałam we Wrocławiu, na Nadodrzu, gdy czas mi się dłużył. Można było sobie siąść na ławeczce i pogadać i popatrzeć kątem oka, jak obok ludzie udają, że nie podsłuchują :))) Ogólnie nic do ŚJ nie mam. Poza faktem, że mają obowiązek ewangelizować i faktycznie wtedy wychodzą zorganizowaną grupką "w miasto" są normalnymi ludźmi i mają zwykłe problemy. Oczywiście nie spotkamy ich w katolickich kościołach i np. nie obchodzą oni imienin, co wielu Polaków niesamowicie dziwi, ale mnie cieszy taka różnorodność. Nie czuję się zagrożona przez to, że ktoś robi coś inaczej niż ja, jeśli nikomu nie szkodzi. Wręcz przeciwnie, cieszy mnie bardzo, że tyle jest interesujących i innych rzeczy na tym świecie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj, myszko, mądra z ciebie kobieta,
    a mnie żal, że nie obchodzą świąt Bożego Narodzenia, ani Wielkanocy, to są takie piękne chwile, lubię z nimi dyskutować, ale nie przeszłabym na ich "modłe"
    wiara to nie rękawiczki....
    miłej niedzieli myszko :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. :))
    Ja z kolei myślę, że trudno jednocześnie być ŚJ i poważnie traktować niektóre gałęzie nauki (np. ewolucję). Myślę, że w tej wierze trzeba być bardzo zdeterminowanym. Pewna dziewczyna którą swego czasu dość dobrze znałam mówiła mi, że ona i jej mama robią sobie prezenty bez okazji, po to by właśnie "świętami" świeckimi jak imieniny nie zaśmiecać umysłów.
    Niech będzie i tak.
    Ja bardzo lubię celebrę więc lubię te wszystkie "wigilie" i "wielkie noce" jako święta rodziny. To, że w moich oczach sam przyczynek do świętowania tych dni się zdezaktualizował nie zniechęca mnie. Właściwie to uważam, że każdy dzień jest świętem ;)

    OdpowiedzUsuń