wakacje nad drawskim
Nad jeziorem drawskim
tu zobaczysz wody czyste
po nich słońce stąpa rano
zbiera rozpostarte chusty
mgły zmienione w pianę
z cichym brzękiem ważka modra
muśnie pianę utrzepaną
i za chwilę podmuch wiatru
lekko pogna w dal nieznaną
w białym puchu promień słońca
łabędź wciska w pierzy ciszę
a strącony pył złocisty
woda miękko rozkołysze
***
Proszę jedźmy tam najprędzej
zauroczy każda chwila
ciepło, spokój wchłonie serce
by pośpiechu rytm przetrzymać
o zmierzchu horyzont połyka krawędzie światła
kształty jeziornych duchów wduszone w wodę
przenikają na powierzchnię
śledzą spomiędzy rozchylonych wysp
każdy krok
MAŁY ANIOŁ NAWOŁUJE biale żagle
łabędzie z szumem podpływają
w głębinach dojrzewa cisza
stąpa sennie osiada na dnie
ścieżki nieskończonych szlaków
miękko porastają milczeniem
by narodzić o brzasku
z wrzaskiem ptasich treli
nie pchać się,
Czy jakby serca napełnić suche
Wodą miłości i zrozumienia
Czy jakby lód stopić podmuchem
Czystego , zdrowego sumienia.
Wznieść w niebo skrzydła dobroci
I spojrzeć z góry na świat i na ludzi
Mnożyć i dzielić szczerości krocie
Czy wtedy świat się z letargu zbudzi?
czy w ogóle tak trudzić się warto
żeby cokolwiek dla świata robić?
a może lepiej tak w ogóle
z zamknietymi oczami chodzić?:
I jak Tu nie pokochać przyrody
pokochaj wiatru podmuch
gdy pośród drzew szeleści,
dla nas nieustannie
snuje opowieści.
kochaj wszystko dookoła
nie omiń też niczego,
jednak najwięcej miłości
miej dla siebie samego.
ulewa
W ciepłym zmierzchu ulewa
w zapach lata otula przemoczoną srokę
szum faluje dudni burza
cichnie i powraca i rozchodzi się na boki
Dzisiaj niebo nie żałuje wody
Moczy kwiaty ptaki zioła
marudnego przechodnia pod liść olbrzymi
zerwany przy drodze chowa
maluje mu radość na jasnym obliczu
zmywa ciemne myśli w nierównej walce
każąc nalać do szklanicy
piwa z pianą na dwa palce
podlejemy chwasty
ucichniemy jak burza
w przemijaniu.
Pragnienia
pragnę tylko ucałować świt
twarz do brzasku przytulić nieśmiało
pragnieniami zatopić mój wstyd
emocjami obejmujący ciało
akacjowy zapach
i aromat czarnych ziaren
mąci zmysły
kryją w szczelinach odbicia nocy
cisza
zapisana w chmurach oznajmia
- oto budzi się nowy dzień
czy lepszy
Na wsi.
z ugorów krzyk ziemi brzemiennej
unosi się ponad domami
zubożałymi bez ptactwa i trzody
cierpi ludzkimi cierpieniami
bociany parami nie krążą
nie mają komu podrzucać dzieci
młodzi z mojej wsi spokojnej
błądzą za chlebem po świecie
drzewa tylko tak samo przy drogach
strącone gwiazdy w lampach się złocą
słonecznikami domy malowane
i maciejką pachnącą nocą
zazulka czasem larum podnosi
płosząc koty i baby w pierzynach
wiatr popędza okiennice w oknach
by nie spały przy dziewczynach
dzień przymyka oczy lirycznie
wędrują myśli w bury cień ciszy
trzymając nadzieję za uszy
nie pytam czy krzyk ziemi słyszy
- wiejska sielanka
mówisz, że żyję na księżycu
a jestem przecież córką ziemi
zdeptana niczym dróżka
zbieram energię w lipy cieniu
wszystkie sprawy wielkiego świata
tu mało mnie jakoś obchodzą
mamy już w końcu swoje lata
rozstaje ze zmienną pogodą
mówisz:- jesteś z innej planety
odległej od ziemskich spraw wielu
przyrosła czołem morenowo
do jezior rynnowych, grążeli
trendów nowomodnych unikam
wszelkich gromadzeń pończosznianych
wraz ze swoim aniołem stróżem
bujam się między obłokami
luzakiem na boso po trawie
w przyjaźni z bocianem, gołębiem
lub w objęciach kochanej lipy
upozytywniam się dogłębnie
wszystko inne tu nie na miejscu
życie płynie starym korytem
jak Wisła pradawnym Słowianom
wtedy gdy nas nie było przy tym
ojcowizna
pamiętam słońce dojrzewające w słonecznikach
ręce matki gdy cięła kwiaty
stubarwne naręcza ogrodowych motyli
kiedy pieliła warzywniak chwast
nie miał odwagi zapuścić korzeni
pamiętam ręce znak krzyża
czyniące przy cieple
niedzielnego rosołu
pamiętam dłonie ojca
lekko dotykały moich jasnych włosów
w dziecięcych myślach
brałam z nich zapach lasu
zasłuchanego w opowieści o sobie
obnosiłam zasuszone ogrody
wchłaniałam zapachy żywiczne
wszystkie ewangelie dzisiaj
przekazuję pokoleniom
niech zapuszczą korzenie
póki czas
pogubiłam myśli we wczorajszej rosie
kwitnąca weszłam w świat klepsydry
odwrotnie
posypały się ziarnka zamknięte w mojej głowie
zakurzyło
wiem
wiek ma swoje prawa
prawda brzmi okrutniej niż słowa
przemoczone rosą
pozwala poczuć
wygnanie z raju
Każdy dzień
jest pogonią za szczęściem
nieskończonym biegiem bez mety i startu
szukamy radości
pragniemy miłości
akceptacji, czułości
szukamy daleko
czasem w szczęściu innych
w tym celu przemierzamy wszystko
lecz nie wiemy
że szczęście było czasami tak blisko
Stanisława Żak
2 luty 2011 ·
astra bez i maciejKa
że są kwiaty ,które się rodzą ze spojrzeń ludzkich
zdjąłeś ze mnie winorośl
ciemnoszarych wspomnień
wiarą że istnieją jeszcze tulipany
- zakwitałam szałwią
spadły wszystkie zasuszki
z przedtem i z wczoraj w chabry nieba
piwo nią senna winnym gronem
piął się zachwyt
miętowo przez rumianek
-w objęcia lwiej paszczy
noce wzruszone szeptem
delikatnego jaśminu
nagietki pełne emocji
słonecznikiem dziwili ranek
przekwitły tulipany
macierzanką stałam się w kąkolu zaperzona
snuły się groszki po balustradach
lilak i różanecznik rozrastały się wzwyż
nasłoneczniając delikatną nemezję
takie to nasze law- endy
niezapominajkami do końca
Ach, jeszcze kiedyś poczuć kocimiętkę
rumianek, dzwonki konwalii
Jaś- minu zapach i puszystość sasanek
dzisiaj jarzem- biną, brzozą, po krzywą
bez dziewięć siła skrzypię
jesień
srebrzysta baba skąpana w rosie
snuje się lasem polem bezdrożem
w porannym słońcu małe brylanty
przecina wiatru zbyt ostrym nożem
oplata nicią wiotkie paprocie
liście klonu rozrzuca w nieładzie
nad łąką słońce rozpala złotem
kołowrót czasu na drodze kładzie
szarym welonem dymu na polach
zoraną tuli skibę po skibie
stygnie spokojem wśród melancholii
nicią pajęczą na mojej głowie
sycimy oczy więcej by się chciało
zapachów lata przy sobie zatrzymać
nakarmić ciepłym promieniem ciało
poezją jesieni nasycić zimę.
Stanisława Żak
19 wrzesień 2010 ·
wspomnienie
wioski z dzieciństwa
wszystkie znaczenia zatarte znamionami teraźniejszości
sny zostają z nami
stąd z trudem cię dostrzegam
wiosko mojego dzieciństwa
inny wymiar
pod stopami tylko ziemia tak samo
w sezonie
układa wrzosy
pod palcami miękko i posłusznie
cień lipy na moim domu
kładzie się potężnymi gałęziami
strącając słońce w samo południe
zwyczajem przysiada na dachu
mając w zanadrzu zapach sianokosów
i rozleniwienie wieczoru
pachnącego
wiciokrzewem i akacją
biegnę potykając się o krecie kopce
serce skacze a do nieba daleko
słyszę bąka od jeziora i krzyk żurawi
znajomo
bociani klekot rzuca wyzwanie
i pies
wierny przyjaciel od lat taki sam
wyczekuje
z zadartym do góry sercem
na stole
bochen chleba
matka znak krzyża czyni
dzieląc
słowa nie spożyte do końca
powiało
wzruszeniem
Stanisława Żak
12 wrzesień 2010 ·
» -- «•*•» --- «•*•» --«¦»
NA GRZYBY CZAS!!!
Nadszedł czas na grzybobranie,
więc gotowe mam ubranie.
Mam kalosze , mam deszczówkę
i kanapkę na głodówkę.
Koszyczek mój ładny taki ,
nożyk tez nie byle jaki.
Kiedy tylko grzyba znajdę
wszystkim wkoło to oznajmię.
Idzie tato , idzie mama.
Wyruszamy wcześnie z rana.
Wyruszamy już o świcie ,
nim się wszyscy pobudzicie.
No i w końcu lasem kroczę.
polną ścieżką , stromym zboczem.
To pod górkę to znów z górki.
Tu jest maślak , tam są kurki.
Są zajączki , są koźlaki,
małe gąski i boczniaki.
Czarnełebki, zduny , kanie.
Fajne jest to grzybobranie!
Borowiki , muchomory widzę
zaraz obok wielkie rydze.
Zbieram wszystkie jak popadnie,
w mym koszyku są już na dnie.
Tylko czy ja dobrze robię?
Czy je wszystkie zbierać mogę?
Czy te wszystkie są zjadliwe?
Czy grzyby mogą być robaczywe?
Muszę się zapytać taty,
gdyż mam z nimi dylematy.
Tato sprawdza mój koszyczek.
Co ja słyszę? Cóż ja widzę!
Ten jest dobry , ten wspaniały,
Ten dorodny , ten ciut mały.
Nagle słyszę o mój Boże!
Trujak w koszu? Być nie może!
Jaki trujak? Pytam śmiało
bo mi oddech aż zatkało.
Ten grzyb: piękny , ten czerwony
w białe kropki ozdobiony.
To on się tu nie nadaje,
bo trujące ma działanie.
Wiosna - wizjonerka
wymyśla pozimowy image olchom, cisnącym się
do więzionej w krystalicznym skupieniu wody.
Wiatr
nie mogąc przyjrzeć się niedoskonałościom
zimnym powietrzem
porywa płaty śniegu
do bólu ciska w twarz
Smaga bez miłosierdzia melodią niestrudzonej zimy .
Po raz pierwszy we własnym wnętrzu
widząc wyraźną niemoc, tylko unosimy się gniewem
sztywniejąc pod ciężarem -do jasnej ...
Miotani falami emocji,
zaplątani w sieć przypadków,
oddech tylko łapiemy na wędkę
pakując do plecaków niefrasobliwość
okoniem w przerębli nie dasz nadziei wiośnie
dzień się budzi w srebrnej zadumie
jak łabędź nabiera tchu
skrzydła rozpościera szumnie
szczęśliwy, bo dobrze mu tu
gdzie swojsko szumi wiatr od Drawy
fale ptactwo kołyszą do snu
gdzie dzwony kościelnej nawy
do głuchych uszu płyną od wzgórz
gdzie wierzby schylone nad wodą
grają w warcaby z falami
gdzie nie interesują się tobą
kłamstwa z krótkimi nogami
tu kaczki, łabędzie i łyski
budują gniazda ze swych piór
młodzi liryczni od kołyski
tylko w niebie szukają dziur