piątek, 14 stycznia 2011

zimowo


z okna po horyzont nic tylko pnie
gałęzie igły krzaki zbrojne w kolce
każdy znajomy szczegół skryty pod pierzyną śnieżną
nie wybawi przed potknięciem o wczorajszą rdzę
niezagrabionych liści

łyse głowy już nie błoto noszą
kryją się pod kożuchem

rudy punkt znieruchomiał na moment
i runął w przepaść pokręconych gałęzi
jakby myśli
w niedokończonym zdaniu
odsłaniają nagość wyrosłą z pnia starej lipy
zakorzeniła się na stałe pod moim oknem
zarzuca próchnem podwórko i przegania chmury
z mojego czoła szumem liści
i miodnym zapachem wabi dobre jutro


Zapadać w sen


skrzypią drzwi
z zziębniętych szczelin
przypływa światło i cieplej
rozjaśnia się pokój

opowiadasz o strudzonym dniu
nabierają wydźwięku nuty wypuszczone ze strun
oddalają obawy
nieruchomieje krajobraz za oknem
mrok bezładnie kładzie się po kątach
pamięć nagle ustaje i ciało ogarnia pustka
ciiiiii sza
ptak dobiera się do jadła....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz