
a że lubię dyskusję to i chętnie.
Od rana jakoś źle się czuję, to już któryś dzień z kolei, niby kataru nie mam, ale głowa ciągle boli i bez polopiryny nie obejdzie się.
Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę i od razu poczułam przypływ energii. Wzięłam się za sprzątanie. W domu cisza, nikogo nie ma.
Marek na rybach. Paulina u dentysty-ortodonty. Patryk u kolegi w Darłowie. A ja sprzątam. Pogoda piękna, słonecznie aż chce się wyjść na dwór. Wzięłam chodniczki i poszłam trzepać. Pod domem stało dwoje młodych ludzi, chłopak spojrzał na Skutera i powiedział:
- Ten piesek chyba ma około 14 lat.
- Oj trochę więcej, prawie 16.
- Pamiętam go jak 11 lat temu byłem tutaj.
- ?????- Jesteś z Rzepowa?
- Ależ nie, ze Złocieńca. Byłem tutaj z gromadką dzieciaków ze szkoły. Mieliśmy - zamiast lekcji plastyki- spotkanie na ogródku, o tutaj - pokazał na mój ogródek.
Jakiś pan pokazywał swoje obrazy, bodajże wyszywane. Wyglądały jak malowane. Pamiętam piękne były. Potem ognisko i piesek wyjadał kiełbaski
co spadały do ognia. Takie miłe wspomnienia.
- Och pamiętam , to były pierwsze lata mojej pracy w Złocieńcu. Uczyłam plastyki i organizowałam spotkania z artystami z terenu gminy . To pierwsze spotkanie było z Panem T. O. na moim ogrodzie. Jego prace wyszywane ściegiem arrasowym, były cudne.
Obrazy rozwiesiliśmy na żyłce pomiędzy drzewami, a chmury z obrazów płynęły ponad nimi do nieba. Urocze chwile.
Potem pojawiła się pani redaktor z radiowej jedynki, która miała zrobić program z naszym artystą od gliny. Mieszka w tym samym budynku, co ja (stara szkoła). Ponieważ nie zastała "glinolepa" zrobiła program z Tomaszem i ze mną - przy okazji.
Była zachwycona lekcją w terenie. A kiedy oprowadziłam ją po ogrodzie i pokazałam kwiaty chwaląc się znajomością nazw. Potem poprowadziłam do maleńkiego oczka otoczonego kaczeńcami i roślinkami znad naszego jeziora, był to - wodopój dla ptaków. Redaktorka
nie miała słów zachwytu. Ale o tym wszystkim nie wspomniałam młodziakowi, ponieważ nie chciałam rozgadywać się. Wspomnienia przypłynęły i odpłynęły jak te chmurki z obrazów Tomasza.
- Ma pani chwilkę czasu?
- No, nie bardzo, sprzątam właśnie. ( Domyśliłam się w czym rzecz - kociaki ).
- W takim razie zajmę moment, co pani sądzi o tym co się stanie z człowiekiem po śmierci?
- No, cóż, mam swoją teorię, ale wg religi katolickiej, człowiek umiera i czeka z duszą na zmartwychwstanie.
- Pozwoli pani , że przytoczę fragment Biblii.
- (....)
- No tak, to samo mówiłam. Wie pan każdy ma swoją teorię śmierci. Ponieważ w moim domu czasem dzieją się dziwne rzeczy, wierzę, że u mnie straszy, wszak to stary pałac, przed wojną mieszkała tu ciotka znienawidzonego Geringa. Odwiedzał ją czasami jak przyjeżdżał
w odwiedziny do Hitlera w Budowie. Podobno kiedyś nieźle się popili .I strzelali do niewolników. Wiem skądinąd takie rzeczy, bo u tej ciotki służył jeden z Polaków wywieziony z powstania warszawskiego. Dobrze mu tu było, podobno ciotka nie mogła darować siostrzeńcowi ...
No i ten człowiek, kiedy skończyła się wojna już nie wrócił do Warszawy. Nie miał do kogo, ponieważ cała rodzina zginęła. Zamieszkał w domu byłego masztalerza.
Piękne miał mieszkanie na tyłach stajni. I stajnia była piękna. Dziś nie ma po niej śladu, aż szkoda. Pamiętam jeszcze ozdobne mury
z wykuszami i wieżyczkami. (I znowu snują się wspomnienia.)
- Ale się rozgadałam, a mówiłam, że nie mam czasu - zaśmiałam się.
- I coś panią straszy z tego powodu, że mieszkała tu ciotka Geringa?
- Nie wiem, może pokutuje za grzechy swojego siostrzeńca? Może ci zamordowani jeńcy?
- E żartuje pani, tak nie jest.
- A jak jest?
- Wszak Jezus powiedział, że kiedy nadejdzie czas, powstaną zmarli, więc teraz dusze są w uśpieniu) i zapanuje radość i szczęście, na ziemi, słyszy pani, na ziemi.
To tu na ziemi będzie raj i ludzie będą żyć wiecznie. Nie chciałaby pani żyć wiecznie?
- Hmm, chyba nie, za nudno by było, ciągle w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi.
- A kto mówi że na tym samym miejscu, przecież jeśli będzie pani zawsze zdrowa, może zmieniać miejsce pobytu, jeździć zwiedzać....
- Wszystko jednak do czasu, I to się znudzi kiedyś.
- Ale z pani uparciuch.
- No tak ale powiedział pan, że powstaną z martwych tylko ci, co zasłużyli, słuchali praw boskich, a takich ludzi ,o ile wiem, jest niewielu.
Chyba, że dzicy, którzy nie wiedzieli ,co czynią nie znając zasad bożych.
- He, he- zaśmiał się młodzian
Rozum paruje szukając pary do wiary
można umrzeć wierząc w sens życia i śmierci
koszmarem jest żyć wątpiąc we wszystko
życie daje szturchańce śpiącemu w ciemności
prawie dotykalnej pełnej zwątpień
kołysanych sierocą chorobą
wkładając dłoń w ranę obudzimy się
bez zadawania pytań o sens
szarpania zamkniętych drzwi
trwamy próbnie Obleczeni w szatę
nie dbając o napełnienie jej treścią
wiary i aktu posłuszeństwa
dopóki nie znajdziemy Boga
sami Go sobie zastępujemy
a świętego Piotra obarczamy winą
za odmowę otwarcia bram
błogosławieni których rozum nie karłowacieje
albowiem oni oglądać będą niebo niebieskie - Mówi też pani, że ludzie dopasowują Boga do siebie? Do swoich potrzeb.
- Oczywiście, ja też... należę do tego typu ludzi, bo czytanie Biblii bez zrozumienia, daje wiele możliwości interpretacji. Podobnie jak z wierszami.
Ilu czytających, tyle interpretacji.
- Ależ Biblia jest dosłowna, nie można jej interpretować po swojemu.
- Ech, młodzieńcze, ludzie są tylko ludźmi, wszystko dopasowują pod siebie, do swoich potrzeb, nawet prawo. A Biblia to też prawo ...boskie.
- A pani uważa że to jest słuszne?
- Nie mnie sądzić i czynić uwagi, ja tylko stwierdzam fakty.
- Ale Pan Bóg po to ustanowił prawa, żeby ludziom żyło się dobrze i szczęśliwie, żeby na ziemi panował raj.
- He, he, raj każdy robi pod swoje wymagania. A pojęcie raju , podobnie jak pojęcie prawa, ludzkie, czy boskie, dopasowujemy pod siebie.
- Tak, nie słuchamy słów bożych i ponosimy z tego tytułu konsekwencje - powiedziała towarzysząca.
- Właśnie, Pan Bóg dał człowiekowi wolną wolę, to jak z demokracją, robimy wszystko według własnej woli,
nie stosując się do przepisów, a potem narzekamy: - Gdzie był Bóg jak była wojna, jak było trzęsienie ziemi, powódź, katastrofy. Obwiniamy Boga o wszystko złe na tym świecie, a przecież sami nie słuchamy słów Jego, Czy ja mam winić Boga, że się przeziębiłam, bo wyszłam bez czapki na dwór. Miało być tylko na chwilę, a stoję i gadam.
pieśń proszalnaMoje drzewo rozrasta się,
w rozgałęzieniach coraz więcej gniazd
- wylęgarnie aniołów,
w ich skrzydła kiedyś złożę sen.
Zawczasu splatam łuk nadziei
zanim spłonie w ciemności
pieśń
niosę do Boga
otwarł mi drogę przez Morze Czerwone
a ja krzyczę że jestem na dnie
mów, Panie,
ale najpierw otwórz uszy moje
z oczu zdejmij zaćmę
- będę słuchać Ooo- zorientował się młodzian- Przepraszamy już idziemy, może kiedyś wpadniemy podyskutować.
- Owszem, czemu nie, nie boję się takich dyskusji, a wręcz uwielbiam .
- Do widzenia.
- A ja i tak wierzę, że niektóre dusze się błąkają, nie mogąc zaznać spokoju. Ale czy na pewno w to wierszę? Tak tylko myślę.
- W takim razie przyjdziemy i postaram się pani udowodnić, że tak nie jest.
- Akurat, udowodnisz…- pomyślałam.
psychoanaliza alternatywnawart jest bowiem robotnik swej strawy* --biblia
wystarczy rozłożyć ręce i stać się
krzyżem na tle nieogarniętego
rzucić krzyk słyszany w sobie echem
wypluwać
grzechy
- wystarczy
zobaczyć co się kryje
we własnym sercu łatwo o wino i chleb
na pokaz; kupione - sprzedane
bić czapką o ziemię prostując
swój kręgosłup
- wystarczy
na kolana i w piramidkę rąk
szeptać modlitwy lub codzienne prośby
z wiarą w miłosierdzie albo rozsądek
wybór zdrowy czy chory- godny
świadomości na tle czasów
- wystarczy
WiaraI tak oto po "mądrej" DYSKUSJI wzięłam się za prozę życia. Obiad - rybę zapiekaną z frytkami i brukselką obsmażaną z czosnkiem i papryczką czili.
Pycha. Kiedy wróciła Paula od dentysty, dziwiła się, że taki świąteczny obiad. -A co, raz nie zawsze. A ja zamiast brukselki - nie lubię- zjadłam całego buraczka pokrojonego w plastry i natartego czosnkiem, jakoś tak mam dziś , zachciewajki buraczane.
Widać organizm szuka oczyszczenia, intuicyjnie jak pies .
A co wy sądzicie o mojej dyskusji??????